Tarnowskie Góry niezdobyte przez „Niebieskich”

Gdy trener Krzysztof Górecko kilkanaście minut po meczu tradycyjnie wszedł do sali bankietowej, na której końcu odbywają się konferencje prasowe, powitały go owacje działaczy, sponsorów i wszystkich innych zaproszonych przez gospodarzy osób. Dla całej społeczności tarnogórskiego klubu wizyta Ruchu była wielkim wydarzeniem.

– To obok Polonii Bytom główny faworyt ligi, świetna drużyna, mająca ten handicap, że jest zawodowa i może trenować rano. Niektórzy nasi zawodnicy mieli problem, by zdążyć na przedmeczową zbiórkę z pracy, ale na boisku pokazali charakter. Pełen szacunek dla tej szatni, bo napracowała się niemiłosiernie, by osiągnąć cel, czyli wygrać mecz i doskoczyć do czołówki – stwierdził szkoleniowiec Gwarka.

Armatka po raz pierwszy

Aż szkoda, że tego emocjonującego i stojącego na bardzo dobrym jak na III ligę poziomie spotkania nie mogła obejrzeć większa liczba widzów. – Ludzie święci, no jak to, nie idzie biletu kupić? – łapał się za głowę starszy pan, gdy na godzinę przed rozpoczęciem spotkania „odbił” się od kasy, która do dyspozycji kibiców pozostawała do wtorku. Z przyczyn bezpieczeństwa, wczoraj sprzedaż nie była już prowadzona.

– Armatki to tu chyba jeszcze nie było – wymieniali się uwagami kibice, patrząc na kordony policji krążącej wokół stadionu. Choć było jasne, że mecz ten nie może się odbyć z udziałem zorganizowanej grupy fanatyków z Chorzowa, to i tak do Tarnowskich Gór zawitali. W sile około 300 osób stanęli na kilka końcowych minut pierwszej połowy między obiektem a sklepem meblowym i paroma okrzykami zaznaczyli swoją obecność, wzbudzając ciekawość grupki co bardziej krewkich osobników – raczej spod znaku Górnika niż Gwarka. Patrząc jednak na całokształt tych derbów, atmosfera była całkowicie pokojowa.

Stoły się uginały

Grzegorz Joszko, wiceprezes stowarzyszenia kibiców „Wielki Ruch”, w przerwie wręczył działaczom tarnogórskiego klubu oraz miasta kilka egzemplarzy książki „Niebieskie Majstry”.

– Wiem, że niektórzy koledzy z zarządu mają rozdarte serca – uśmiechał się prezes Krzysztof Kostka, a na potwierdzenie jego słów nadmieńmy, że spotkanie bardzo przeżywał wiceprezes Wojciech Wróbel, sympatyzujący z Ruchem, raz za razem głośno komentujący boiskowe wydarzenia na balkonie dla vip-ów.

– Jeszcze kilka takich meczów i ten balkon trzeba będzie powiększyć – mówiono, ale trudno się dziwić, skoro Gwarek ma… 106 sponsorów. Zrozumiałe zatem, że w szwach pękała wczoraj efektowna sala bankietowa z uginającymi się od wszelkich dóbr stołami, której pozazdrościć mogą Gwarkowi nie tylko w Chorzowie, ale i wielu znacznie wyżej notowanych klubach. – Ludzie, 15 godzina, przecież wy w robocie powinniście być – dokazywali sobie wzajemnie miejscowi „vip-owie”.

Wszyscy do kiosków

Dobry humor towarzyszył miejscowym tym bardziej, że wszystko idealnie ułożyło się na boisku. Gwarek był nie tyle drużyną lepszą, co z pewnością skuteczniejszą, dlatego przerwał serię siedmiu spotkań „Niebieskich” bez ligowej porażki.

Chorzowianie próbowali na wszelkie sposoby, a gdy już nawet wszystko poszło po ich myśli, to Mateusz Lechowicz… ukradł gola Mariuszowi Idzikowi, dobijając piłkę i tak zmierzającą do siatki. Szkopuł w tym, że uczynił to ze spalonego! Idzik z bezradności mógł tylko kilkukrotnie uderzyć pięścią w murawę. Losów starcia nie odmieniła nawet druga żółta kartka dla lewego defensora Gwarka Konrada Pipii.

Największe brawa z trybun zebrał nie któryś ze strzelców goli, a Adam Dzido, który w doliczonym czasie gry tak ofiarnie ratował jedną sytuację, że z impetem uderzył w słupek. Za bramkę musiała przyjechać karetka. Okazało się, że poszkodowany został tylko… blaszany krawężnik potrącony przez koła medycznego pojazdu, co bardzo rozeźliło gospodarza obiektu. Defensor Gwarka szczęśliwie wrócił na ostatnie minuty na boisko. – Jutro o szóstej kioski otwierają. „Sportu” braknie! – krzyknął ktoś po końcowym gwizdku.

Nadzieja kapitana

– Nie zagraliśmy słabego meczu. W wielu sytuacjach mogliśmy strzelić gola, brakło kropki nad „i” – smucił się trener „Niebieskich”, Łukasz Bereta, który skrytykował też stan murawy, co któryś z obserwatorów konferencji skwitował krótko: „Złej baletnicy…”. Znacznie cieplej przyjęto słowa kapitana Ruchu, Tomasza Foszmańczyka. – Na pewno się nie załamiemy. Będziemy grali swoje. Nie mogę się już doczekać sobotniego meczu ze Zdzieszowicami. Mam nadzieję, że kibice wrócą na Cichą i pomogą nam w zdobywaniu kolejnych punktów – powiedział „Fosa”, co spotkało się z brawami tarnogórskiej sali bankietowej. I to najlepiej oddaje klimat wczorajszych derbów.

A czy fani Ruchu faktycznie zawieszają bojkot i wracają na trybuny? Nie jest to jeszcze przesądzone, mimo że wczoraj udziałowcy uregulowali cęść zaległości wobec pracowników akademii i „wyczyścili” zobowiązania względem zawodników i sztabu szkoleniowego. Wychodząc na boisko, ci jeszcze tego nie wiedzieli. A może powinni…

Gwarek Tarnowskie Góry – Ruch Chorzów 2:0 (1:0)

1:0 – Bętkowski, 24 min, 2:0 – Oziębała, 73 min
Sędziował Leszek Lewandowski (Zabrze). Widzów 500.

GWAREK: Wiśniewski – Dyląg (59. Oziębała), Dzido, Polak, Pipia – Cholerzyński, Timochina – Pączko, Kuliński (79. Pach), Bętkowski (82. Przystalski) – Jarka. Trener Krzysztof GÓRECKO.
RUCH: Smug – Lechowicz, Kasolik, Kulejewski (86. Duchowski), Kowalski – Mokrzycki, Foszmańczyk – Winciersz (71. Rudek), Podgórski (86. Tsuleiskiri), Bartolewski (76. Paszek) – Idzik. Trener Łukasz BERETA.
Żółte kartki: Pipia, Cholerzyński, czerwona Pipia (78, druga żółta).