TCS. Biało-czerwoni mogą zostać wycofani

Jeżeli w Nowy Rok nie będzie poprawy, to niewykluczone, że Polacy opuszczą Turniej Czterech Skoczni.


Michal Doleżal, trener reprezentacji Polski, był załamany po konkursie w Oberstdorfie. Przypomnijmy, że w zawodach inaugurującycj 70. Turniej Czterech Skoczni jego podopieczni spisali się wręcz tragicznie. Dawid Kubacki był jedynym Polakiem w finałowej serii, w której zajął 28. miejsce. Tak źle nie było od wielu lat.

– Mamy po Turnieju. Taka jest prawda. Teraz musimy po prostu skakać normalnie, luźno swoje skoki, iść krok po kroku do góry – powiedział czeski trener, który jednocześnie podkreślił, że trzeba wszystko przeanalizować. Doleżal powiedział, że gdy emocje opadną, to dojdzie do poważnych rozmów.

Z naszych informacji wynika, że mają w nich uczestniczyć Adam Małysz, dyrektor PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej, a także Apoloniusz Tajner prezes związku. Sportowe Fakty, tuż po konkursie w Oberstdorfie, zapytały, z kolei, o całą sytuację Jana Winkiela, sekretarza generalnego PZN. Który zapewnił, że tematu zwolnienia Michala Doleżala nie ma.

Winkiel przyznał jednak, że istnieje możliwość, że po konkursie w Garmisch-Partenkirchen, jeżeli nie będzie znaczącej poprawy wyników, Polacy zostaną wycofani z Turnieju Czterech Skoczni! To sensacyjne doniesienia, ale trzeba przyznać, że logiczne pod każdym względem. Po co się bowiem męczyć, skoro i tak nie ma już szans na dobry wynik?

Z drugiej jednak strony często trenerzy skoków narciarskich powtarzają, że żaden trening, nawet ten najspokojniejszy, nie zrekompensuje startów. Problem polega jednak na tym, że nasi zawodnicy nie tyle skaczą słabo, co są zupełnie sfrustrowani swoją postawą. Przykład? Najświeższy. Tuż przed konkursem w Oberstdorfie odbyła się seria próbna. W której najlepszą odległość, zdecydowanie najlepszą w całej stawce, osiągnął Piotr Żyła. W zawodach było jednak tragicznie i nie chodzi jedynie o Żyłę, ale o wszystkich naszych reprezentantów.

Na Turnieju Czterech Skoczni, to możemy powiedzieć z pełną świadomością, ten sezon na pewno się nie kończy. Niemiecko-austriacka kompetycja została już przez naszych przegrana. Nie będzie trzeciego „Złotego Orła” z rzędu dla polskiego skoczka, ale wszyscy jesteśmy przekonani o tym, że jest co ratować. Bo wiadomo, że imprezą docelową w tym sezonie są igrzyska olimpijskie w Pekinie.

Z taką dyspozycją nie będziemy mieli w Chinach czego szukać, a zatem być może warto rozważyć rezygnację z występów w T4S i skupić się na treningu? Z drugiej jednak strony warto spojrzeć w przeszłość i przyjrzeć się nie komu innemu, tylko Adamowi Małyszowi. W 2006 roku, po zajęciu 13 i 21. miejsca w konkursach niemieckich, „Orzeł z Wisły” postanowił wrócić do Polski. Nic to jednak nie dało, bo na IO w Turynie nie osiągnął sukcesu.

Podobnie postąpił Małysz w 2009 roku. Wówczas było jeszcze gorzej. W Oberstdorfie zajął nasz as atutowy dopiero 27. miejsce, a w Ga-Pa, gdzie dziś odbędą się kwalifikacje do noworocznego konkursu, nie awansował do serii finałowej. Wystartował jeszcze w Innsbrucku, ale po zajęciu 15. pozycji zrezygnował w występu w Bischofshofen. Co było później? Na mistrzostwach świata w Libercu zajął Adam Małysz 22. miejsce na skoczni normalnej, a na dużej był 12. Rok później w Vancouver wywalczył dwa srebrne medale igrzysk olimpijskich.



Na zdjęciu: Wygląda to bardzo słabo. Polscy skoczkowie nie dają rady, a igrzyska olimpijskie w Pekinie już za nieco ponad miesiąc.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus