TCS. Kobayashi wciąż niepokonany. Polacy słabo

Aleksandra Pieprzyca

Po konkursach w Oberstdorfie i Garmisch – Partenkirchen, skoczkowie przenieśli się do Austrii. W prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni akcja toczy się szybko i jego trzeci przystanek już za nami. I choć w niemieckiej części Turnieju wykrystalizowało się grono faworytów, w tej imprezie niczego nie można być pewnym. A Innsbruck widział już różne sytuacje. I upadki wielkich gwiazd skoków. W piątek, przed trzecimi zawodami, było tak – 22-letni Japończyk kontra 27-letni reprezentant Niemiec. Dwa pierwsze miejsca w Oberstdorfie i Garmisch – Partenkirchen Kobayashiego, wobec dwóch drugich Eisenbichlera. Kiedy Ryoyu Kobayashi i Markus Eisenbichler przystępowali do pierwszego w austriackiej części konkursu, na Bergisel w Innsbrucku, w klasyfikacji generalnej TCS dzieliło ich 2,3 punktu różnicy. Z tym jednak zastrzeżeniem, że Kobayashi dzień wcześniej zwyciężył w kwalifikacjach, a jego rywal był w nich dopiero trzydziesty drugi.

Żyła bez awansu

Zmagania na Bergisel już na kwalifikacjach zakończyło dwóch skoczków Stefana Horngachera – los Macieja Kota podzielił w Austrii Aleksander Zniszczoł.

Bardzo szybko na rozbiegu oglądaliśmy w piątek Kamila Stocha, który o wejście do finałowej serii powalczył – z sukcesem – z Clemensem Aignerem. Początek konkursu był dla kibiców biało – czerwonych intensywny, bo już w czwartej parze zaprezentował się Jakub Wolny, który przegrał rywalizację z Władimirem Zografskim, a chwilę później Piotra Żyłę pokonał Słoweniec, Timi Zajc. W swoich pojedynkach lepsi od rywali byli za to Stefan Hula i Dawid Kubacki. Tym samym w serii finałowej zaprezentowało się tylko trzech biało – czerwonych.

Bez niespodzianki

W Innsbrucku, jeśli o zwycięzcę chodzi, bez niespodzianki – znów brylował Ryoyu Kobayashi. Wygrał trzeci konkurs Turnieju i pewnie zmierza po triumf w całym cyklu. Lider klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni i lider Pucharu Świata, nie dość, że wygrał w Innsbrucku kwalifikacje, odleciał rywalom również w serii próbnej przed zawodami. A konkurs był już tylko przysłowiową „wisienką” na tym torcie. Kobayashi prowadził po pierwszej serii przed Stefanem Kraftem i Andreasem Stjernenem. I na tych samych pozycjach, podobnie jak Kobayashi, Austriak i Norweg ukończyli zawody w Innsbrucku.

Z kolei dla wicelidera TCS, Markusa Eisenbichlera, wizja wygranej w cyklu oddaliła się już po pierwszej serii, gdzie zajmował czternaste miejsce. Ostatecznie awansował o jedną pozycję, kończąc konkurs na trzynastej lokacie. Najlepszym z biało – czerwonych był tym razem piąty Kamil Stoch. Osiemnasty w Innsbrucku był Dawid Kubacki, a trzydziesty Stefan Hula.

Przed niedzielnym finałem, Ryoyu Kobayashi ma nad Eisenbichlerem 45,5 punktu przewagi. Na trzecie miejsce wskoczył Andreas Stjernen. Do Innsbrucka skoczkowie powrócą jeszcze w tym roku. I to już całkiem niedługo, bo już za kilka tygodni ruszają Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym w austriackim Seefeld. A walka o medale toczyć się będzie także na Bergisel. Tymczasem zakończyć muszą jeszcze walkę w Turnieju Czterech Skoczni. Przed nimi ostatnia prosta – w sobotę skoczków czekają kwalifikacje do ostatniego konkursu. A w niedzielę w Bischofshofen wielki finał.

Będzie ich trzech?

W sezonie 2001/2002 Sven Hannawald dokonał czegoś, czego przez następnych szesnaście lat nie potrafił powtórzyć nikt. Dopiero wtedy jego wyczyn – wygraną we wszystkich czterech konkursach w czasie jednej edycji – powtórzył Kamil Stoch. Być może będziemy wkrótce świadkami, jak to bardzo ekskluzywne grono powita w swoich szeregach kolejnego wielkiego triumfatora. Ryoyu Kobayashi jest nie do pokonania i znalazł się właśnie na najlepszej drodze, aby zostać trzecim w historii skoczkiem, który tego dokona. Statuetka, którą odbiera najlepszy skoczek Turnieju Czterech Skoczni przypomina orła. Już w niedzielę powędruje do kolejnego zwycięzcy. A wszystko wskazuje na to, że w tym roku orzeł poleci do Japonii.