TCS – Oberstdorf. Stoch, czyli wielki mistrz

Polscy skoczkowie pokazali klasę. Szczególnie Kamil Stach, który nieznacznie przegrał konkurs w Oberstdorfie.

Wczesne przedpołudnie, konferencja prasowa i informacje, których chcieliśmy. Słowami legendarnego Jana Ciszewskiego można to wszystko streścić, bo… „sprawiedliwości stało się zadość”. Po tym, jak okazało się, że ostatnia seria testów na obecność koronawirusa u reprezentantów Polski dała wyniki negatywne, organizatorzy otwierającego 69. Turniej Czterech Skoczni w Oberstdorfie poinformowali, że nasi skoczkowie – wykluczeni dzień wcześniej z rywalizacji w wyniku decyzji niemieckich służb sanitarnych – zostali dopuszczeni do konkursu.

Jednocześnie poinformowano, że Polacy, by wyrównać szanse, odbędą serię treningową we własnym gronie. A następnie przeprowadzona zostanie seria próbna z udziałem wszystkich 62 skoczków zgłoszonych pierwotnie do poniedziałkowych kwalifikacji.

Anulowano zatem właśnie tę część zawodów, i zdecydowano, że pierwsza seria konkursowa, bez tradycyjnego systemu KO, odbędzie się z udziałem właśnie 62 zawodników. Słowa Adama Małysza, z poniedziałkowego wieczoru, znalazły swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. – Poczują po prostu, co to jest Polska – mówił triumfator Turnieju Czterech Skoczni sprzed 20 lat.

Rozczarował sam siebie

W skokach próbnych i treningowych Polacy prezentowali się bardzo dobrze. Ale wszystkim, szczególnie w pierwszej serii konkursowej, doskwierał wiatr z tyłu. Najdłuższy próbę wykonał Philipp Aschenwald. Austriak potwierdził wysoką dyspozycję z poniedziałkowych, anulowanych kwalifikacji, kiedy to okazał się najlepszy. Osiągnął 130 metrów, ale zajmował trzecią lokatę, bo miał lepsze warunki wietrzne od innych zawodników.

Trzy metry bliżej wylądował Karl Geiger, faworyt gospodarzy, ale wystarczyło to do tego, by Niemiec wygrał pierwszą odsłonę konkursu. 125 metrów uzyskał skaczący tuż po nim Kamil Stoch, co dało mu czwarte miejsce po pierwszej kolejce. Pozostali nasi zawodnicy spisali się słabiej. Dawid Kubacki, za próbę na odległość 122 metry, był dwunasty.

Andrzej Stękała zajmował dziewiętnaste miejsce i rozczarował sam siebie, bo w treningach skakał świetnie. A Piotr Żyła, zajmując dopiero 26. lokatę, ledwo załapał się do drugiej serii. Podobnie, zresztą, jak Klemens Murańka, 29. zawodnik premierowej odsłony. Przepadli Maciej Kot i Aleksander Zniszczoł. To jednak nic w porównaniu z trzecim skoczkiem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, czyli Robertem Johanssonem, który też nie zakwalifikował się do finału.

Co na to wszystko faworyci, czyli Markus Eisenbichler i Halvore Egner Granerud? Drugi z wymienionych skoczył gorzej od… Żyły i plasował się na 27. miejscu po pierwszej serii. Lider Pucharu Świata też nie zachwycił, ale spisał się dużo lepiej, bo był dziewiąty.

Bomba Einsebichlera

Różnice w czołówce były jednak kosmetyczne. Czwarty Stoch przegrywał z prowadzącym Geigerem o 3,6 punktu, a dziesiąty Peter Prevc tracił do lidera ledwie 8,8 punktu. Stosunkowo nieduże straty mieli również pozostali, bo np. plasujący się pod koniec trzeciej dziesiątki Eisenbichler, do dziewiątego Graneruda tracił niecałe dziesięć „oczek”.

Wiadomo było, że Niemiec zaatakuje. Tym bardziej, że zmieniły się warunki i zaczęło wiać pod narty. Eisenbichler to wykorzystał, skoczył 142 metry, zaledwie 1,5 metra bliżej od rekordu skoczni, i objął prowadzenie.

Pierwszym zawodnikiem, który postraszył mistrza świata z 2019 roku był dopiero Andrzej Stękała. Skoczek z Dzianisza uzyskał 136,5 metra i przegrał z Einenbichlerem o zaledwie punkt. Generalnie w drugiej serii oglądaliśmy dużo lepsze próby, bo tuż po „Stękim”, Anże Laniszek skoczył 135,5 metra.

Niedługo potem wiatr się… odwrócił i znów tylne podmuchy mocno utrudniały życie zawodnikom. No więc, kiedy do walki przystąpiła pierwsza dziesiątka po pierwszej serii, na prowadzeniu pozostawał Eisenbichler, a drugie miejsce zajmował Stękała. Nie najgorzej spisał się Dawid Kubacki, ale 126,5 metra było zbyt mało, by obrońca „Złotego orła” powalczył o coś więcej.

Zejść, czy nie zejść…

Eisenbichlera wyprzedził dopiero dziewiąty po pierwszej serii Halvor Egner Granerud. Norweg skoczył 131 metrów i objął prowadzenie. Tymczasem po nieudanym skoku Keiichiego Sato stało się jasne, że Andrzej Stękała zmieści się w czołowej dziesiątce! Co było najlepszym dowodem na to, że druga seria odwraca klasyfikację, biorąc pod uwagę to, że jednak solidni fachowcy pozostali na górze.

Nasz najwybitniejszy zrobił to, co robić potrafił. Kamil Stoch skoczył 132,5 metra i objął prowadzenie. Wyprzedził kolejnych dwóch zawodników, a kiedy na belce usiadł Karl Geiger, to zrobiło się znów… niesmacznie. Otóż według współczynników za wiatr nic szczególnego się nie działo… Tymczasem Geiger zszedł z belki startowej.

Następnie mistrz świata w lotach narciarskich oddał kapitalny skok – 136,5 metra – i wygrał zawody. I został liderem klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni. Najważniejsze jest jednak to, że Kamil Stoch jest wysoko, a o wszystkim zadecydują następne konkursy.



Oberstdorf, konkurs indywidualny, HS 137
1. Karl Geiger (Niemcy) 291.1 (127+126,5), 2. Kamil Stoch 288.3 (125+132,5), 3. Marius Lindvik 285.2 (126,5+135,5), 4. Halvor Egner Granerud (Norwegia) 280.1 (122+131), 5. Markus Eisenbichler (Niemcy) 274.3 (118+142), 6. Stefan Kraft (Austria) 273.6 (126,5+126), 7. Andrzej Stękała 273.3 (123+136,5), 8. Philipp Aschenwald (Austria) 273 (130+127), 9. Anże Laniszek (Słowenia) 270.1 (120,5+135,5), 10. Żiga Jelar (Słowenia) 269.8 (128+124), 15. Dawid Kubacki 264.4 (122+126,5), 21. Piotr Żyła 256.6.7 (119,5+129), 44. Maciej Kot 112 (118,5), 45. Aleksander Zniszczoł 117 (11,5).


Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus