Tej szansy z rąk nie wypuszczę!

Maciej GRYGIERCZYK: W ubiegłym tygodniu przygotowywał się pan do meczu GKS-u z Wartą Poznań?

Kamil ZAPOLNIK: – Normalnym rytmem. Jeszcze w czwartek odbyłem trening z drużyną. Po godzinie 22 odebrałem telefon od menedżera, który poinformował mnie, że jest temat Górnika. Bardzo możliwe, że gdyby zadzwonił pół godziny później, to już bym nie odebrał… Na szczęście, tak się nie stało. Dostałem zgodę na testy medyczne. W piątek rano byłem już w Zabrzu. Przeszedłem badania w Fizjoficie, obejrzałem z trybun mecz Górnika z Pogonią, po których do późnych godzin trwały sprawy formalne między klubami. Cieszę się, że zakończyły się sukcesem.

Zdążył pan porozmawiać z trenerem GKS-u Ryszardem Tarasiewiczem?

Kamil ZAPOLNIK: – W sobotę, czyli w dniu meczu z Wartą, byłem w klubie i trener przedstawił mi swoje stanowisko. Mówił, że skoro byłem zdecydowany, to on nie chciał mi robić żadnych problemów. Zachował się bardzo w porządku. Na pewno będę mile wspominał współpracę z trenerem Tarasiewiczem. Kto wie, może jeszcze kiedyś nasze drogi się skrzyżują.

Oferta z Górnika była zaskoczeniem?

Kamil ZAPOLNIK: – Wcześniej dochodziły do mnie delikatne sygnały, że trener Brosz rozmawiał z kimś na mój temat. Osobiście jednak, nie słyszałem o żadnych konkretach. Zaskoczenie? Odpowiem, że mimo wszystko – tak. Sądziłem już, że w tym okienku zostanę w Tychach. Jeden telefon od menedżera zmienił wszystko. Decyzję podjąłem od razu w trakcie rozmowy, bez chwili zastanowienia. Wszystko zadziało się w takim tempie, że aż mi samemu trudno było w to uwierzyć. To była pierwsza tak konkretna oferta z ekstraklasy, jaką w życiu otrzymałem, dlatego nie wahałem się ani przez moment.

Trafia pan do ekstraklasy teraz, choć wydaje się, że lepszy sezon niż w Tychach miał pan w Wigrach Suwałki.

Kamil ZAPOLNIK: – Szczerze powiedzmy sobie, że trudno wyłapać zawodnika w Suwałkach. Mniej patrzy się na jego grę, a bardziej posiłkuje statystykami. Tu, na Śląsku, plus jest taki, że skauting działa dużo lepiej. Horyzont jest szerszy niż na Podlasiu, można oglądać danego gracza praktycznie co tydzień, bo stadiony są położone blisko siebie. Umówmy się – mało kto decyduje się jechać na Wigry, by kogoś obserwować. A już tym bardziej – ze Śląska.

Ale zawodnicy, którzy tworzyli w sezonie 2016/17 drużynę Wigier, docierając do półfinału Pucharu Polski, w sporej części poszli wyżej.

Kamil ZAPOLNIK: – Bo mieliśmy wtedy naprawdę fajny zespół. Wielu chłopaków się wybiło. Klub nie jest finansowym hegemonem, ale sprawy organizacyjne i sportowe są poukładane. Damian Kądzior udowodnił, że przez Wigry można trafić nawet zagranicę i do reprezentacji Polski. Trenerzy Nowak i Mokry też dziś są już w ekstraklasie. To była wartościowa ekipa i czas to tylko potwierdził.

Wylądował pan w Górniku. Spojrzy pan za siebie i powie „ojej, jak długą drogę przeszedłem”?

Kamil ZAPOLNIK: – Z mówieniem, że daleko zaszedłem, jeszcze się wstrzymajmy, ale.. Na Śląsku jest wiele klubów ekstraklasowych, pierwszo- czy drugoligowych i przed młodymi chłopakami otwiera się szansa, by do któregoś się załapać, zbierać doświadczenie w seniorskiej piłce, nie musząc nawet zmieniać miejsca zamieszkania. Na Podlasiu natomiast, gdy kończy się wiek juniora, trudno gdzieś trafić. Nawet Wigry nie tak dawno były jeszcze klubem drugoligowym, opcji jest naprawdę niewiele. Grałem w trzeciej lidze, w Olimpii Zambrów i nie ukrywam, że były chwile zwątpienia. Tam mało kto cię ogląda. Mieszkałem z rodzicami, dojeżdżałem z Białegostoku. Choć zarabiałem 1000 złotych, to w klubie zdarzył się nawet zator i nie otrzymywaliśmy pensji przez kilka miesięcy. Równolegle, studiowałem jeszcze wychowanie fizyczne na AWF, które udało mi się skończyć. Do pracy iść nie musiałem. Cieszę się, że zostałem wyłowiony przez Wigry. Dostałem szansę w pierwszej lidze, stopniowo szedłem w górę. Kosztowało mnie to wiele pracy i wysiłku, dlatego cieszę się, gdy widzę, do jakiego miejsca trafiłem. Samym pobytem w Górniku jednak się nie zadowolę.

Ma pan prawie 26 lat, więc przynajmniej nie powinno być zagrożenia, że głowa „nie dojedzie”.

Kamil ZAPOLNIK: – Pod względem mentalnym dam radę. Za długo na to wszystko pracowałem, przechodząc przez trzecią, drugą i pierwszą ligę, by łatwo wypuścić ekstraklasę z rąk. Nie wypuszczę tej szansy. Będę robił wszystko, co w mojej mocy, by wnieść coś do Górnika i pomagać zespołowi.

Ale trochę żal opuszczać Tychy?

Kamil ZAPOLNIK: – Z pewnością byłem w superszatni, tworzonej przez grupę fajnych ludzi. Żalu nie ma – po prostu cieszę się, że mogłem z nimi spędzić ten rok i dobrze go spożytkować. Będę miło to wspominał. Jasną sprawą jest, że grając w pierwszej lidze, każdy chce pójść wyżej. Dziękuję wszystkim w klubie. Prezes czy dyrektor nie musieli się godzić na ten transfer – tym bardziej, że wszystko działo się w ostatniej chwili i nie byli w stanie się na to przygotować. Doceniam i cieszę się, że dali mi możliwość przenosin do ekstraklasy.

Z GKS-em może być jak z Wigrami? Też kilku zawodników z tej drużyny trafi wyżej?

Kamil ZAPOLNIK: – Jest wielu chłopaków, którzy – tak sądzę – poradziliby sobie w ekstraklasie. Nie jest tajemnicą, że w tym okienku część z nich miała nawet propozycje. Bliski odejścia był Dawid Abramowicz. Nie znam jednak kuluarów i nie wiem, czemu nie wyszło. W życiu piłkarza już tak bywa, że nie zawsze decydujesz o swoim losie. Jeśli GKS nie awansuje, to mimo wszystko w najbliższym czasie kilku zawodników powinno trafić do ekstraklasy.

Jest pan zadowolony z tego, co jako drużyna osiągnęliście?

Kamil ZAPOLNIK: – Pamiętamy, jakie były nastroje rok temu po rundzie jesiennej. Wiele osób wręcz nas – powiem brzydko – gnoiło, mówiło o spadku do drugiej ligi. Udowodniliśmy jednak, że potrzebny był nam czas. Stworzył się nowy zespół, który musiał się zgrać. Trener Tarasiewicz dobrze nas poukładał, solidnie przygotował do wiosny i dzięki temu pokazaliśmy naszą siłę. Byliśmy prawie na dnie, a do awansu zabrakło nam tylko jednego zwycięstwa! Wiosna była sukcesem, lecz i tak każdy z nas czuł niedosyt, bo już podświadomie zdążyliśmy pomyśleć o ekstraklasie. Gdyby inaczej poukładał się mecz z Rakowem, to może byśmy dziś nie rozmawiali, a jeśli tak – to w całkiem innym charakterze… Jestem jednak przekonany, że GKS będzie w tym sezonie mocny i wkrótce zacznie dobijać się do czołówki.

Gdyby Tychy były dziś na miejscu Rakowa, wygrywając mecz za meczem, pewnie o odejście byłoby panu trudniej?

Kamil ZAPOLNIK: – Sądzę, że to akurat nie wpłynęłoby na moją decyzję. Nawet gdybyśmy mieli kilka punktów więcej, postąpiłbym podobnie. Inna kwestia to decyzja klubu. Nie wiemy, jak w innej sytuacji do takiej oferty ustosunkowałby się GKS, ale nie gdybajmy.

W każdym razie, zmieniać miejsca zamieszkania pan nie musi?

Kamil ZAPOLNIK: – Przeprowadzki na razie nie będzie. Mieszkam w Katowicach, na stadion w Zabrzu nie mam daleko, więc nie ma to póki co sensu. Może pomyślę nad tym w późniejszym czasie.

Uchodzi pan za uniwersalnego ofensywnego zawodnika. Kim będzie pan dla Górnika?

Kamil ZAPOLNIK: – Jak zaobserwowałem, trener Brosz preferuje system 4-4-2. Sądzę więc, że widzi mnie na pozycji napastnika.

O miejsce w składzie łatwo nie będzie.

Kamil ZAPOLNIK: – Na pewno nie. Muszę się zaaklimatyzować, poznać system gry, sposób zachowania na boisku, wymagania trenera. Na wszystko trzeba czasu. Dobrze się stało, że trafiłem do Górnika akurat w trakcie reprezentacyjnej przerwy. O wejście do szatni jest łatwiej. Praktycznie ze wszystkimi chłopakami się znam, ale tylko z boiska. Osobiście – jedynie z Adamem Ryczkowskim, z którym graliśmy w Wigrach.

Co jest dla pana pierwszym celem w Zabrzu?

Kamil ZAPOLNIK: – Miejsce w składzie. Nie chcę jednak, by było to tylko „granie dla grania”. Zamierzam coś dawać zespołowi. Łatwo nie odpuszczę, nogi nie odstawię, będę walczył o swoje.

Przykład Damiana Kądziora mobilizuje?

Kamil ZAPOLNIK: – Sądzę, że nie tylko mnie. To wpływa na głowę, wyobraźnię. Choć – podobnie jak ja teraz – nie był już pierwszej młodości, to udowodnił, że w rok wszystko może się zmienić o 180 stopni. Przeniósł się z Suwałk do Górnika, trafił do reprezentacji Polski, z Dinamem Zagrzeb będzie grał w fazie grupowej Ligi Europy… Znamy się z Damianem, do dziś mamy kontakt. Życzę mu jak najlepiej. Oby już na obecnym zgrupowaniu zadebiutował w kadrze.