Tie-break dla Gardiniego i jego podopiecznych

Weekendowe podwójne derby Śląska Katowic i Jastrzębia w dwóch jakże odmiennych dyscyplinach. W sobotę siatkarska konfrontacja miała jednego faworyta i zakończyła się zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami.


Jastrzębski Węgiel, w debiucie trenera Andrei Gardiniego, wygrał 3:2, ale musiał się sporo napracować, by osiągnąć końcowy sukces. To były pierwszego punkty nowego trenera ze swoimi podopiecznymi. Niedzielna hokejowa potyczka GKS-u z JKH GKS-em na razie jest owiana tajemnicą, ale zapowiada się równie atrakcyjnie i emocjonująco.

Składy obu zespołów nie były żadną niespodzianką. Jedynie słowacki środkowy Emanuel Kohut wyciągnięty z kwadratu dla rezerwowych i zastąpił Jana Nowakowskiego. Po drugiej stronie siatki w podstawowym składzie pojawił się Rafał Szymura, filar GKS-u w poprzednim sezonie. Gardini zna jego zalety i ma do niego zaufanie. Początek I seta wcale nie zapowiadał emocji, bo goście szybko objęli prowadzenie kilkoma punktami i siatkarze GKS-u nijak nie mogli zniwelować strat. Od stanu 11:16 zaczęli systematycznie gromadzić punkty i w końcu doprowadzili do remisu 21:21. Jednak dwa ataki Mohameda Al Hachdadiego sprawiły, że goście prowadzili 23:21. Po złym serwisie Tomasza Fornala i ataku Kamila Kwasowskiego znów był remis. Jednak gospodarze ustąpili rywalom. Jurij Gładyr ze środka zdobył, a chwilę potem Jarosz po ataku posłał piłkę w aut.

Początek kolejnej odsłony udanego końca dla GKS-u. Goście z trudem uzyskali 3-punktową przewagę (20:17) i wydawało się, że potrafią ją utrzymać do samego końca. A tymczasem sygnał do natarcia dał Kwasowski, a potem szalał Jarosz. Firlej kierował do kapitan zespołu, a ten się mylił. I gra rozpoczynała się od nowa.

By grać z tak renomowanym zespołem, jak Jastrzębski Węgiel nie można pozwolić sobie na chwile słabości. W III partii gospodarze dzielnie się trzymali i przegrywali 13:15. Jednak od tego momentu zdarzała się zapaść i przyjezdni to skrzętnie wykorzystali. Objęli prowadzenie 21:15 m.in. po 2 efektownych blokach i grali swobodniej. Owszem, katowiczanie rzucili się do odrabiania strat, ale były one już zbyt duże.

Siatkarze GKS-u znani są z waleczności i w IV secie znów podjęli wyzwanie. Grano niemal punkt za punkt i zastanawialiśmy, kto nie wytrzyma tej presji. Goście w końcu wyszli na prowadzenie 18:16 i trener Grzegorz Słaby wziął czas, by nieco schłodzić rozgrzane głowy. A po nim Kwasowski po ataku posłał piłkę w aut. Goście odskoczyli na 3 „oczka” i sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Gospodarze jeszcze raz zerwali się do ataku i tracili tylko punkt. Kwasowski zablokował Al Hachdadiego i na tablicy wyników pojawił się remis 23:23. Za chwilę marokański popisał się skutecznym atakiem, ale odpowiedział równie mocnym Jaros. Rozpoczęła się gra na przewagi i większą odpornością wykazali się katowiczanie. Zwycięskie punkty zdobyli Zniszczoł oraz Buchowski. I tym sposobem mieliśmy okazję oglądać 7. tie-break z udziałem siatkarzy GKS-u.

A w nim gospodarze grali niezwykle nerwowo i Kwasowski kilka razy posłał piłkę w aut. Goście popisali się 2 blokami i objęli prowadzenie 9:5. A potem jastrzębianie dość szybko zmierzali i mecz zakończyli efektownym blokiem.

To był kolejny dobry występ w szopienickiej hali. Siatkarze GKS-u mnie muszą się go wstydzić, wszak grali z jednym z kandydatów do mistrzowskiego tytułu.

GKS Katowice – Jastrzębski Węgiel 2:3 (23:25, 25:23, 20:25, 28:26, 9:15)

KATOWICE: Firlej (4), Buchowski (13), Zniszczoł (8), Jarosz (22), Kwasowski (18), Kohut (9), Watten (libero) oraz Drzazga, Nowosielski. Trener Grzegorz SŁABY.

JASTRZĘBIE: Kampa (3), Fornal (17), Wiśniewski (9), Al Hachdadi (24), Szymura (19), Gładyr (11), Popiwczak (libero) oraz Bucki, Kosok. Trener Andrea GARDINI.

Sędziowali: Piotr Król (Katowice) i Marek Budzik (Rybnik).

Przebieg meczu

I: 6:10, 10:15, 18:20, 23:25.

II: 10:9, 13:15, 17:20, 25:23.

III: 5:10, 12:15, 14:20, 20:25.

IV: 9:10, 13:15, 17:20, 28:26.

V: 4:5, 6:10, 9:15.

Bohater – Rafał SZYMURA.


Na zdjęciu: Rafał Szymura to pewny punkty Jastrzębskiego Węgla i rozegrał dobry mecz przeciwko swoim byłym kolegom.
Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus