Tlen podany, Zagłębie nadal w grze

– Moi zawodnicy muszą mieć świadomość o co grają. W pierwszej połowie meczu z Wisłą Kraków grali tak jakby nie rozumieli rangi meczu. Z takim podejściem w kolejnych spotkaniach nie mamy na co liczyć – podkreśla trener Zagłębia Valdas Ivanauskas.

Litwin od początku meczu szalał przy linii bocznej, ale nie ma się co dziwić, bo piłkarze Zagłębia robili wszystko, aby wyprowadzić swojego szkoleniowca z równowagi. Momentami można było odnieść wrażenie, że sosnowiczanie to jeden z zespołów dolnej połówki tabeli, któremu spadek nie grozi, bo na boisku prezentowali się tak, jakby punkty nie były im do niczego potrzebne. Piłkarze ze Stadionu Ludowego byli na murawie, ale co najwyżej statystowali, bo o grze trudno było w tym przypadku mówić. – Z takim zaangażowaniem jak w pierwszej części meczu o utrzymaniu możemy zapomnieć. Miałem wrażenie, że w pierwszej połowie zawodnicy nie zrozumieli czego od nich oczekiwałem.  Na szczęście w drugiej połowie widzieliśmy inny zespół, który zaczął grać, walczyć, stwarzać sytuacje bramkowe. Tak musimy grać w kolejnych meczach, i nie od początku drugiej połowy, ale od pierwszego gwizdka – mówi trener Ivanauskas.

Piłkarze z Sosnowca doskonale zdają sobie sprawę, że poniedziałkowy mecz w Zabrzu muszą wejść znacznie lepiej. – Nie wiem co się z nami działo w pierwszej połowie. Popełnialiśmy dziecinne błędy grając przeciwko dzieciom, bo przecież w składzie rywali roiło się od naprawdę młodych graczy. To na pewno utalentowane dzieciaki, ale nie przystoi nam taka gra. W szatni padło trochę męskich słów, otrząsnęliśmy się i potem było widać efekty. Powinniśmy wcześniej zamknąć ten mecz, wówczas nie byłoby nerwówki. Najważniejsze, że dawka tlenu, którą sobie podaliśmy tymi trzema punktami sprawia, że nadal jesteśmy w grze – podkreśla Żarko Udovicić, pomocnik sosnowiczan.

Zaskoczony słabą grą w pierwszej połowie był także kapitan Zagłębia. – Źle weszliśmy w spotkanie. Ciężko powiedzieć dlaczego, bo dobrze się czuliśmy, byliśmy pewni swego. To był mecz ostatniej nadziei, żeby dalej walczyć o utrzymanie. Dobrze, że otrząsnęliśmy się w przerwie. Padło kilka mocniejszych słów i dotarło to do nas. W drugiej połowie graliśmy dobrze, stwarzaliśmy sytuacje i to przesądziło o naszym zwycięstwie. Wiadomo, że patrzymy w tabelę, ale jak my nie będziemy wygrywać, to nic nam to nie da. Walczymy o to, żeby to od nas zależało, czy się utrzymamy czy nie – dodaje Szymon Pawłowski.

Nadzieja ocalona

Kto wie jak potoczyłaby się druga połowa, gdyby w pierwszej kilkoma udanymi interwencjami nie popisał się Dawid Kudła, który niespodziewanie wrócił między słupki sosnowieckiej bramki. W tym roku Kudła wystąpił tylko w premierowym meczu ze Śląskiem Wrocław. – Lukas Hrosso nie był w pełni gotowy do gry. Postawiliśmy na Dawida, który wybronił kilka bardzo ważnych i trudnych piłek. Cieszymy się, że mamy dwóch równorzędnych bramkarzy – podkreśla trener Zagłębia.

Sam bramkarz już zaciera ręce na myśl o meczu z Górnikiem, którego jest wychowankiem. – Myślę, że to mało ważne, kto wraca na boisko, a kto z niego schodzi. Najważniejsze jest dobro zespołu. Nie byliśmy na początku meczu odpowiednio skoncentrowani i naprawdę mogło się to różnie skończyć. Mogło być 2:0 czy 3:0 dla rywali i już byśmy tego nie odrobili, ale w końcu bramkarz też się musi wykazać. Rozmowy w szatni? To co jest w szatni, w niej zostaje. Przed nami teraz ciężki mecz w Zabrzu. Na pewno emocji nie zabraknie. Oczywiście gramy o pełną pulę – dodał bramkarz sosnowiczan.

 

Krzysztof Polaczkiewicz

 

Na zdjęciu: Dawid Kudła wrócił do bramki Zagłębia w znakomitej dyspozycji.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ