To był udany reset, ale zmiany w kadrze będą

Raków szybko przeszedł do porządku dziennego po porażce w Pradze.


Częstochowianie we Wrocławiu pokazali, jak w odpowiedni sposób przekuć sportową złość w dobry wynik. Podopieczni Marka Papszuna zdominowali Śląsk, który tak naprawdę wcale nie musiał zdobyć nawet jednej bramki. Mimo braku awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji, częstochowianie nie zamierzają już płakać nad rozlanym mlekiem, tylko wrócą na zwycięską ścieżkę.

Nie było tak ciężko

Trzeba przyznać, że mecz we Wrocławiu był jedną wielką niewiadomą. Patrząc z jednej strony, zawodnicy mogli czuć rozczarowanie, że stracili szansę na historyczny wynik w pucharach. Druga strona niedzielnego meczu także nie zwiastowała pozytywnego rezultatu. Raków nie miał wiele czasu, aby odpowiednio się zregenerować. Ligowy mecz rozgrywano przecież kilkadziesiąt godzin po przedłużonej rywalizacji w Pradze.

– Czy ciężko było przygotować drużynę na mecz ze Śląskiem po tym wszystkim? Nie. Przyjechaliśmy do Wrocławia już w piątek, byliśmy razem i się przygotowywaliśmy do tego spotkania. Może nie jesteśmy aż tak doświadczeni, aby „przepchnąć” taki mecz, ale wiemy już, co chcemy osiągnąć i to zrobiliśmy w niedzielę na boisku – powiedział szkoleniowiec Rakowa po meczu ze Śląskiem.

Mimo zwycięstwa we Wrocławiu czwartkowy mecz nadal odbijał się trenerowi wicemistrza Polski czkawką. – Nadal siedzi ten mecz ze Slavią we mnie, bo z mojej perspektywy nie zasłużyliśmy na porażkę. Aby awansować musieli się rywale posunąć do wielu rzeczy. Było wiele kontrowersji w pierwszym meczu. Rywal musiał się dużo napracować, aby się stało, co się stało – dodaje Marek Papszun.

Wrócili twardsi

Jego drużyna szybko się podniosła. Śląsk dla Rakowa był ledwie tłem. Fenomenalne spotkania zaliczyli Bartosz Nowak, który powoli wyrasta na lidera drużyny. Podobnie z Władysławem Koczerginem czy Mateuszem Wdowiakiem. Szczególnie w tym drugim przypadku mogło być różnie. Pomocnik Rakowa miał „na nodze” piłkę meczową w Pradze, której nie wykorzystał. W niedzielę był jednak swoją najlepszą „formą”. Musiał wystąpić na prawym wahadle, co skrzętnie wykorzystał, zdobywając gola, a wcześniej dokładając do tego asystę.

Koczergin z kolei zapisał na swoim koncie pierwsze trafienie w ekstraklasie. 26-letni Ukrainiec zaliczył dobre wejście w sezon. W 12 meczach zdobył cztery gole i dołożył do tego dwie asysty. Patrząc z jednej strony, to bardzo dobra informacja dla Marka Papszuna i jego sztabu, z drugiej rodzi się kłopot bogactwa na pozycji „10”. Poza Koczerginem, Nowakiem czy Wdowiakiem do gry jest jeszcze przecież Ivan Lopez. Trener będzie więc musiał rotować zespołem, choć jego liczebność może się niedługo zmienić.

Na wylocie?

Nie ma co ukrywać – porażka ze Slavią mocno zmieniła plany transferowe częstochowian. Raków miał zakontraktować jeszcze dwóch-trzech nowych zawodników za pieniądze z awansu do fazy grupowej. Tak jednak się nie stanie. Szykują się za to transfery z klubu.

– Z tego, co wiem, to będą tylko ruchy wychodzące. Rozmawiałem w sobotę z właścicielem. Jeszcze przed meczem ze Slavią wiadomo było, że kilku zawodników jest do odejścia. Mieli też pojawić się nowi. Jak wiadomo, teraz ich nie będzie. Musimy tę sprawę bardzo dokładnie przemyśleć. W mojej opinii biorąc pod uwagę długie kontuzje kilku zawodników, to nasza kadra nie jest wcale szeroka. To moja optyka, zobaczymy, co zadecyduje klub – dodaje szkoleniowiec Rakowa.

Wiele wskazuje na to, że zespół z Limanowskiego opuści Fabio Sturgeon, który nie dostaje ostatnio szans na grę. Na wypożyczenia mają trafić Oskar Krzyżak oraz Pedro Vieira. Niepewny jest też los Deiana Sorescu, o którego transferze mówi się od jakiegoś czasu.


Na zdjęciu: Raków w świetny sposób poprawił sobie nastroje po meczu ze Slavią.

Fot. Mateusz Porzucek/Pressfocus