To jeszcze nie optimum

W dwóch pierwszych spotkaniach kontrolnych na obozie w Turcji zespół Podbeskidzia nie grzeszył skutecznością. Nie ustrzegł się też błędów w obronie, po których tracił gole. Nie było ich wprawdzie wiele, ale w trzecim sparingu podopiecznym trenera Krzysztofa Bredego udało się poprawić oba mankamenty. Drużyna zdobyła trzy bramki i zachowała czyste konto. – Zwycięstwo 3:0 cieszy tym bardziej, że zostało odniesione nad dobrą drużyną. Bananc Erywań jest przecież wicemistrzem Armenii – przypominał Adrian Rakowski, pomocnik Podbeskidzia.

Po powrocie będzie… smutno

Dzień przed starciem z Ormianami szkoleniowiec „górali” zwolnił kilku zawodników z zajęć, aby ci nieco odpoczęli. Większość piłkarzy i tak na zajęcia się udała. – To był przyjemny trening, trochę sobie pouderzaliśmy i myślę, że dzięki temu w meczu wróciła skuteczność – uśmiechał się Rakowski, który jednocześnie podsumował pierwszą część tureckiego zgrupowania. – Ze względu na warunki atmosferyczne i zielone boisko praca na pewno jest przyjemniejsza niż w Polsce. Bardziej skupiamy się na aspektach piłkarskich. Kiedy przyjdzie nam wracać do kraju, to będzie nam… trochę smutno – stwierdził piłkarz bielskiej drużyny.

Zdecydowaną poprawę skuteczności omówił również drugi trener Podbeskidzia, Hubert Kościukiewicz. – Rzeczywiście, przez kilka dni nad tym pracowaliśmy. Bramki cieszą. Cały zespół pracuje na to, aby stwarzać sytuacje. To, kto je kończy, jest mniej ważne. Wygrywamy w dobrym stylu, chociaż nie jest to jeszcze nasza optymalna forma. To, co zaprezentowaliśmy z Ormianami pod względem taktycznym i motorycznym, napawa optymizmem – podkreślił asystent Krzysztofa Bredego.

Obrońcy też mogą strzelać

Dwa pierwsze gole w ostatnim sparingu padły po strzałach zawodników ofensywnych, czyli Valerijsa Szabali i Kacpra Kostorza. Trzecie trafienie uzyskał z kolei obrońca, Aleksander Komor. Taki gol również cieszy, bo padł – z udziałem stopera – po stałym fragmencie gry. Warto przypomnieć, że żaden ze środkowych obrońców „górali” w rundzie jesiennej nie wpisał się w ten sposób na listę strzelców. Kamil Wiktorski, Dominik Jończy, Mavroudis Bougaidis i wspomniany Komor spędzili na placu gry sporo czasu, bo w sumie 4151 minut, a żadnemu z wymienionych nie udało się pokonać bramkarza rywali. W innych pierwszoligowych zespołach jest pod tym względem zdecydowanie lepiej. Najlepszym przykładem jest chociażby Kamil Szymura, piłkarz GKS-u 1962 Jastrzębie, który strzelił w tym sezonie już sześć goli na zapleczu ekstraklasy. Tomasz Petraszek z Rakowa Częstochowa na listę strzelców wpisał się pięciokrotnie. Tyle samo razy, ile Daniel Tanżyna, który zimą przeniósł się z GKS-u Tychy do drugoligowego Widzewa Łódź.

 

Na zdjęciu: Aleksander Komor (na pierwszym planie) pokazał, że środkowi obrońcy też mogą strzelać gole.