To mój sezon, najwyższy czas!

Tomasz MUCHA: Bawią panią dowcipy o Otwocku?
Paulina GUBA: – Coś tam słyszałam, ale generalnie nie pamiętam. Nieraz ktoś mnie zaczepi, ale w sumie – można przecież pośmiać się z wszystkiego. Ja zresztą bardziej kojarzona jestem z Gdańskiem, mieszkam tam od czasów studiów, czyli od ośmiu lat, to tam dopiero zaczęłam osiągać lepsze wyniki.

Pochodzi pani z Otwocka, mieszka nad morzem, a reprezentuje klub z Lublina – AZS UMCS. Niezły galimatias.
Paulina GUBA: – Z AZS-em współpracuję od tego sezonu halowego. Nowy klub bardzo mi pomaga. Dzięki temu mam stypendium i spokojną głowę, mogę skupić się na sporcie i nie martwić o przyziemne sprawy. A w Gdańsku pracuję z moim trenerem, Edmundem Antczakiem.

Może więc wkrótce Otwock będzie się kojarzył z nową rekordzistką w pchnięciu kulą? Stary rekord Ludwiki Chewińskiej „czeka” na wymazanie już 42 lata…
Paulina GUBA:  – Byłoby fajnie, ale brakuje mi jeszcze 64 cm, to bardzo dużo, kawał drogi. Trzeba się ustabilizować na poziomie 19 metrów, pchać tyle regularnie. Rozmawiałam kiedyś o tym z panią Ludwiką, śmiałyśmy się. Mówiła, że byłoby fajnie, gdybym to ja zrobiła, a ja, że nie ma problemu, ale praktycznie byłam wtedy jeszcze dzieckiem. Na pewno byłoby fajnie, z tyłu głowy takie marzenie się tli – zapisać się na kartach historii, ale niczego nie obiecuję.

W sobotę w Szwecji uzyskała pani 18,94 – tak daleko Polka nie pchała od 15 lat. Ale pewnie już sama nie może się pani doczekać, kiedy „pęknie” granica 19 metrów?
Paulina GUBA:  – Trochę tak, ale to nie jest takie proste. W Szwecji najdalej pchnęłam w szóstej próbie, nie było już możliwości się poprawić. Ale i tak byłam bardzo zadowolona, bo jechałam na zawody z marszu, po mocnym treningu siłowym.

Michał Haratyk wymazał niedawno rekord Tomasza Majewskiego i pokonał magiczną barierę 22 metrów (22,08 w Ostrawie – przyp. red.) – czas zatem na panią!
Paulina GUBA:  – No dokładnie, staram się dotrzymać kroku koledze! Gratulowałam mu, bo to naprawdę świetny wynik. On nie wziął się z niczego, wiem, że Michał też ciężko na niego pracował. Żeby mu teraz dorównać, faktycznie musiałabym pobić te 19 metrów.

Pani też poprawia się niemal w każdym starcie. Są jeszcze rezerwy?
Paulina GUBA:  – Zdecydowanie. Nie odpuściłam jeszcze mocnej pracy, jedynie dzień startu w zawodach jest lżejszy. W każdym razie fundamenty są dobre, zobaczymy, jak wyjdzie w praniu. W porównaniu z poprzednim rokiem już poprawiłam się o 70 cm – mój rekord z 2017 to 18,24. To kawał drogi, znaczący postęp, ale myślę, że nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w tym sezonie. Na razie ustabilizowałam się na poziomie ponad 18,50, ale widzę możliwości poprawy.

Z czego się wzięła ta forma?
Paulina GUBA:  – Myślę, że jednak z treningu, ciężkiej pracy. Nie jestem supersilną zawodniczką, ale nareszcie wykorzystuję swoje warunki fizyczne – zostałam obdarzona i wzrostem (183 cm – przyp. red.), i wagą. Poprawiłam się też motorycznie i dynamicznie, trzy razy w tygodniu pracuję nad tym z byłą wieloboistką i olimpijką Magdaleną Szczepańską.

W siłowni też pani więcej wyciska?
Paulina GUBA:  – Trochę się poprawiłam, ale myślę, że jakby dziewczyny z czołówki dowiedziały się, ile, to by się roześmiały. Nie to, że nie lubię siłowni, choć nie jest to mój ulubiony trening, ale podchodzę do tego profesjonalnie. Trzeba jednak zrównoważyć siłę i dynamikę – niektórzy są bardzo silni, a rzucają blisko.

Czy to może być przełomowy sezon dla pani?
Paulina GUBA:  – Najwyższy czas. Nie zamierzam przecież trenować do pięćdziesiątki (Guba ma 27 las – przyp. red.)! Mam nadzieję, że to będzie mój sezon.

Co sprawiłoby pani większą radość – rekord kraju czy medal na sierpniowych mistrzostwach Europy w Berlinie?
Paulina GUBA:  – A czemu nie pogodzić tych rzeczy?! Byłoby to fajne zwieńczenie sezonu, ale inne dziewczyny też będą dobrze przygotowane, każda myśli tylko o medalu. Kto pierwszy, ten lepszy.