To moja największa życiowa porażka

Maciej GRYGIERCZYK: Jak bardzo zabolał pana przegrany baraż z Ruchem Radzionków o awans do III ligi?

Tomasz KUPIJAJ: – Ubolewam nad tym i nie umiem dojść do siebie. To moja życiowa porażka. Byliśmy zdecydowanym faworytem, w pierwszym meczu objęliśmy prowadzenie, mieliśmy sytuacje na kolejne gole. Andrzej Piecuch oddał jednak w końcówce strzał życia. Zrobił się problem, ale na rewanż jechaliśmy pełni optymizmu. Znów przeważaliśmy, byliśmy lepszą drużyną, wygrywaliśmy. I co się okazało? Znów na boisku pojawił się Piecuch, minął sobie doświadczonych obrońców i posłał „szczura” przy słupku. Od tego zaczęły się nasze problemy. Do teraz nie mogę w to uwierzyć…

Fot. Michał Chwieduk/400mm

Zgadza się pan, że odrobinę kontrowersji wzbudziła praca sędziego Tomasza Wajdy?

Tomasz KUPIJAJ: – Nie chciałbym absolutnie zrzucać winy na arbitrów. W II połowie rewanżu, przy stanie 1:1, zawodnik Ruchu zagrał jednak piłkę ręką w polu karnym, co umknęło uwadze sędziego. Przy stanie 2:1 była kolejna ręka. Wina leży jednak po naszej stronie. Mieliśmy rozstrzygnąć kwestię awansu wcześniej. Gdybyśmy wykorzystali swoje sytuacje – dogodne mieli Krzysztof Hałgas czy Bartosz Giełażyn – cieszylibyśmy się z wysokiego zwycięstwa. Piłkarsko byliśmy lepsi, przeważaliśmy, ale na własnej skórze odczuliśmy „urok” barażów. Wiele osób podnosi argument, że to nie jest sprawiedliwa formuła rozgrywek. Drużyna cały rok walczy, z dużą przewagą zajmuje 1. miejsce w swojej grupie, a potem jedna porażka decyduje o tym, że nie wywalcza awansu.

Smutek jest tym większy, że baraż pokazał, jak duże jest zapotrzebowanie w Bytomiu na dobrą piłkę?

Tomasz KUPIJAJ: – Czuję się, jakby umarł mi ktoś bliski… Do teraz to do mnie nie dochodzi. Brakło nam de facto kilkunastu minut, a sytuacja byłaby diametralnie inna. Trener Trzeciak nie byłby tak załamany, nie byłoby tego szumu, tylko radość. Mieliśmy przyjechać na stadion, na fetę… Mimo że to tylko IV liga, zainteresowanie barażami było spore. Kibice stworzyli wspaniałą atmosferę, za co bardzo im dziękujemy. Rewanżowy mecz na telebimie oglądało z trybuny naszego stadionu 1000 kibiców. To mówi samo za siebie.

Czy wasz skład nie był zbyt stary?

Tomasz KUPIJAJ: – Przecież w kadrze znajdowało się wielu wychowanków. Jarek Czernysz czy Szymon Wojtkowiak strzelili kilka goli. To bardzo młodzi ludzie, promowaliśmy ich. Drużyna była mieszanką ich i starszyzny. Średnia wieku nie wynosiła przecież 38 lat! Niestety, muszę powiedzieć, że gdy na pierwszym meczu z Ruchem zawodnicy zobaczyli pełne trybuny, to widziałem, że nogi trochę im się „powiązały”. Dodam jeszcze, że nie spodobała mi się postawa Huberta Tylca. Był w tym sezonie naszym ważnym zawodnikiem, ale tuż przed rewanżem, na rozgrzewce, mając wybiec na boisko w wyjściowej jedenastce, zgłosił kontuzję pleców, a dzień później podpisał kontrakt w Bełchatowie. Został lekki niesmak.

Co dalej?

Tomasz KUPIJAJ: – Przed nami spotkanie z prezydentem Damianem Bartylą, który bardzo nam pomaga. Takiej sytuacji, jak przez ostatni rok, w Polonii nie było już dawno. Klub finansowo jest na prostej, wypłaty niera wpływają nawet przed czasem. Tym bardziej ubolewamy i musimy przeprosić, że mimo stworzenia takiego klimatu, nie zrealizowaliśmy celu i nie awansowaliśmy. Organizacyjnie wszystko poukładane było na tip-top. Przygotowywaliśmy się na III ligę. Prowadziłem rozmowy z potencjalnymi nowymi zawodnikami – m.in. bramkarzem, ale też z każdej innej formacji. Chcieliśmy wymienić czterech-pięciu graczy, by wzmocnić zespół. Wielu zawodnikom kończą się kontrakty i jeszcze nie wiemy, jak się zachowają; ilu z nich przyjdzie 6 lipca na trening. Podejrzewam, że może to nie być nawet połowa, bo każdy ma swoje ambicje. W związku z brakiem awansu, niektóre nasze plany muszą zostać zmodyfikowane, ale nie zaczynamy od zera. Przerwa letnia będzie krótka, ale wiemy, co mamy robić. Budujemy zespół, którego celem będzie powrót do III ligi.

Czy pod wodzą Jacka Trzeciaka?

Tomasz KUPIJAJ: – Po zakończeniu rewanżowego meczu z Ruchem Jacek Trzeciak w szatni pożegnał się z zespołem i podziękował za współpracę. Kontrakt trenera wygasa 30 czerwca. Do czasu rozpoczęcia letniego okresu przygotowawczego wszystkie kwestie personalne będą rozstrzygnięte.

Czy wiadomo, jak brak awansu wpłynie na plany modernizacji stadionu?

Tomasz KUPIJAJ: – Ten proces przebiega zgodnie z planem. Jesteśmy na etapie przygotowywania projektu. Wiem, że kibiców interesuje, gdzie jesienią Polonia będzie rozgrywać swoje domowe mecze. Wraz z prezesem Krzysztofem Bochnią wizytowaliśmy dokładnie stadiony Rozbarku i Szombierek. Skłaniamy się ku temu drugiemu. Koszty adaptacji tego obiektu są niższe niż w przypadku Rozbarku.

A co z pańską przyszłością? Czy Polonia, występując nadal na piątym poziomie rozgrywkowym, rzeczywiście potrzebuje dyrektora sportowego?

Tomasz KUPIJAJ: – Tak się mnie oficjalnie przedstawia, ale moja rola w klubie nie ogranicza się tylko do działki sportowej; obserwacji zawodników, rozmów z menedżerami i zawodnikami, podpisywania kontraktów. Mam też wiele obowiązków organizacyjnych, niezbędnych do wykonywania w codziennym życiu klubu. Dbam, by drużynie niczego nie brakowało. Nieraz przejmuję rolę skauta – jedynego, jakiego ma klub – jeżdżąc na mecze i oglądając kandydatów do gry w Polonii. Moim oczkiem w głowie są nasze grupy juniorskie i młodzieżowe. Mamy około 300 dzieciaków, prowadzonych przez 18 trenerów. Mocna akademia jest nieodzowna, jeśli myślimy o powrocie na salony.

Czy po porażce z „Cidrami” nie przyszło panu do głowy, by podać się do dymisji?

Tomasz KUPIJAJ: – (chwila ciszy). Trudne pytanie… Jeszcze nie zakończyłem swojej misji. Serce by mi pękło, gdybym miał zostawić naszą kochaną Polonię. Mamy wiele do zrobienia!