To my mamy robokopa

Rozmowa z Bogusławem Kaczmarkiem, trenerem ligowym, byłym członkiem sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski.


Inaugurujemy mundial meczem z Meksykiem. Po pierwsze – nie przegrać? Remis nie byłby zły?

Bogusław KACZMAREK: – Tak – od remisu z Niemcami – zaczynał Gmoch. Tak dwukrotnie zaczynał Piechniczek. Jeszcze oprócz Górskiego, który w 1974 wygrał z Argentyną, z reguły w meczu otwarcia były tyły. Dzisiaj bardzo sprzyja nam kalendarz. Meksyk, Arabia Saudyjska, Argentyna… Gdyby trochę ruszyć wyobraźnią, remis na start rzeczywiście nie byłby najgorszy. Arabia będzie miała z Argentyną „zabawę” biegową.

Ona co prawda jest zaprawiona w bojach toczonych w takim klimacie, przy takiej temperaturze, wilgotności powietrza, ale podejrzewam, że swoje po tym meczu i tak będą musieli Saudyjczycy odchorować, bo będzie to dla nich wydatek energetyczny. My – hipotetycznie – możemy „palnąć” Arabię i wybiec na Argentynę będącą już pewną wyjścia z grupy, co umożliwi jej różnego rodzaju symulacje. Temu damy odpocząć, temu – zagrać, a na tamtego lepiej byłoby nie wpaść w 1/8… Zaczną się pozaboiskowe analizy.

Przemawia przez pana optymizm.

Bogusław KACZMAREK: – Mundiale obserwuję od 1966 roku, ze słynną bramką Hursta uznaną przez sędziego Diensta w finale Anglia – Niemcy. Sam jako członek sztabu brałem udział w dużej imprezie, Euro 2008 – jeszcze tym właściwym Euro, z 16 drużynami. Porównuję obecny materiał ludzki do kadr Nawałki we Francji czy Rosji, albo do zespołu Beenhakkera, z którym przeszliśmy wspólnie bardzo trudne eliminacje, ogrywając Portugalię, Belgię i nie przegrywając z Serbią. Wtedy przed finałami ME wypadło nam kilka trzonowych zębów, jak Błaszczykowski i Sobolewski.

W tej chwili reprezentacja ma piłkarzy występujących w bardzo dobrych ligach europejskich i wcale nie odgrywają tam tylko roli statystów. Mamy gladiatora, robokopa, jakim jest Robert Lewandowski. Z opowiadań znamy wspaniałego Wilimowskiego, pamiętamy Pohla, Brychczego, Lubańskiego, Latę, Bońka, Żmudę. Żaden z nich nie miał jednak takiego wpływu na reprezentację, jak Lewandowski. Tę drużynę tworzy bardzo ciekawy materiał ludzki. W bramce od lat nie ma problemu. Lekki kłopot może być z zestawieniem defensywy, ale są warianty, które powinny okazać się skuteczne. Wrócił Bielik, który – jeśli zdrowie pozwoli – będzie bardzo ważną postacią kadry, bo jest taką „szóstką”, jaką przestał być Krychowiak, a urazy wyeliminowały Góralskiego i Modera.

W każdej formacji są ograni piłkarze, dla których rozgrywki międzynarodowe nie są nowością. Ale zasoby ludzkie to jedno, umiejętne zarządzanie nimi – to drugie. Bywały takie mecze w tym roku, jak 1:6 z Belgią czy 0:2 z Holandią, na których to zarządzanie wymknęło się spod kontroli, a nie można zachłysnąć się z barażem ze Szwecją, bo do przerwy powinniśmy wtedy przegrywać 0:2. Gdyby nie wojna, to na mundialu mogłoby nas nie być. Ale jesteśmy i skoro tak, to zrobimy wszystko, by coś na nich osiągnąć. Niewyjście z grupy przy Lewandowskim, przy kłopocie bogactwa w drugiej linii, byłoby dla mnie totalną porażką polskiej piłki.

A może nie doceniamy Meksykan?

Bogusław KACZMAREK: – Ich atutem będzie to, że potrafią grać w takim klimacie. Różne były dyskusje czy sygnały. Profesor Janek Chmura alarmował wręcz jako konsultant przygotowania fizycznego, że niespełna tydzień na zaadoptowanie się do warunków w Katarze to może być zbyt mało. Różnie przygotowywano się do mundialu. Część drużyn szukała już wcześniej podobnego klimatu, bo adaptacja organizmu to proces, a my graliśmy sobie z Chile przy temperaturze plus dwa, z rywalem, który biegał, bo było mu bardzo zimno.

My z tego zimnego przenieśliśmy się w miejsce, gdzie zawodnicy mają na głowach kompresy, gdzie może dokuczać wilgotność, temperatura… Jestem ciekawy, kto był za to odpowiedzialny, z czego wynikła koncepcja grania z Chile w Warszawie. Wiem, że bilety, że pieniądze, ale – jak to prezes Boniek mawia – PZPN nie może narzekać na pieniądze, bo je ma. Zastanawiam się, jak będziemy się prezentować w drugim, trzecim meczu. Organizmu się nie oszuka, musi sam się obronić, ale trzeba mu stworzyć ku temu warunki.

Klimat to jedno, środek sezonu ligowego – drugie.

Bogusław KACZMAREK: – W cenie będą drużyny mające piłkarzy „smart-clever”, którzy są złodziejami czasu i władcami przestrzeni. Mundial to duży wysiłek. Jeszcze się nie zaczął, a piłkarze wylatywali z niego jak śliwki spadające z drzewa. Francja straciła górną jedynkę, czyli Benzemę, którego trudno będzie zastąpić. Ktoś mówi, że łatwiej teraz o mundial niż po całym sezonie. Ale jeśli rozgrywki kończą się w pierwszy czy drugi weekend maja, to trenerzy mają więcej czasu, by popracować z reprezentacjami. Teraz wszystko dokonywało się z marszu, na bazie piłkarzy z drużyn obciążonych rozgrywkami ligowymi, pucharowymi, którzy jesienią wręcz nie mieli czasu na trenowanie, grając co 3 dni, kursując między klubem, domem, hotelem, trenując jedynie na zasadzie rozruchów i regeneracji. Deficyt czasowy jest olbrzymi.

Postawiłby pan we wtorkowe popołudnie na trójkę czy czwórkę obrońców?

Bogusław KACZMAREK: – Uważam, że zaczniemy czwórką. Pamiętamy baraż ze Szwecją – Bereszyński grał wtedy na lewej obronie, była zachowana równowaga, organizacja po stracie piłki. Meksykanie mają szybkich zawodników, w przodzie jest Lozano, którego pamiętam jeszcze z PSV. Wszechstronny napastnik, ale do „Lewego” nawet nie ma go co porównywać.

Kto do pary do „Lewego”?

Bogusław KACZMAREK: – Odwoływałbym się do doświadczeń, historii, rozmawiał z piłkarzami. Najlepsze mecze ostatnich lat graliśmy, gdy w formie był Milik, a Robert – na szpicy. W międzyczasie Milik miał dwie operacje, wiele miesięcy pustych przebiegów… Świderski to dla mnie joker, który ma pół sytuacji i potrafi zdobyć z tego bramkę, ale czy on będzie odpowiednio funkcjonował przy Lewandowskim od początku do końca meczu na mundialu? Myślę, że to nie do końca sprawdzony wariant.

Spodziewa się pan pragmatycznego futbolu, nastawienia na defensywę i tego, że nie ruszymy na Meksyk?

Bogusław KACZMAREK: – Czytam wypowiedzi niektórych piłkarzy, mówią czasem z pretensjami: „Musimy brzydko grać, ale wygrywać!”. No tak, ale nie zawsze zdarzy się mecz taki jak z Chile, gdy pod bramką rywala byliśmy półtora raza i wygraliśmy 1:0, bo bramkarz zmarzł i zanotował pusty przebieg. Nie wiem, czy trzeba grać brzydko, czy ładnie, ale należy skutecznie. Mając jednak takich ludzi do grania w przodzie, da się to połączyć.

Pewnie trzyma pan kciuki za Przemysława Frankowskiego, pańskiego byłego podopiecznego z Lechii Gdańsk?

Bogusław KACZMAREK: – Tak i żałuję, że nie ma Pawła Dawidowicza. To drugi chłopak, z którym przez 13 miesięcy miałem przyjemność pracować. Wyciągnąłem ich wtedy w grupie 6-7 juniorów. Pawłowi w wyjeździe na mundial przeszkodziły urazy i pozycja Werony w Serie A. Zgodzę się z kolegą Bońkiem, że Dawidowicza trochę brakuje, bo to gość, który najlepiej w tej drużynie potrafiłby odebrać piłkę. A Frankowski? Robi olbrzymie postępy.

Gra w drugiej drużynie ligi francuskiej, a nie jest to łatwa liga. Oglądałem kilka jego meczów. Jest coraz bardziej wszechstronny, może grać na lewym i prawym skrzydle albo „podwieszony” pod dziewiątkę – i też sobie poradzi. Pamiętam, że byłem przeciwnikiem jego wyjazdu do Chicago, ale nawet w tych warunkach – grając nieraz na sztucznych boiskach, przy nieszczególnie wysokim poziomie – zrobić olbrzymi postęp. Nie dziwię się, że wylądował w Lens, a to – zważywszy na jego profesjonalizm, parametry – według mnie nie musi być wcale jego stacja docelowa.

W niektórych wypowiedziach dał pan do zrozumienia, że nie podoba się panu idea mundialu w Katarze,

Bogusław KACZMAREK: – Bo to wielka hucpa, typowy „moneyball”. Pan prezydent „Infantylny” gra na nosie całemu światu. W jaki sposób tak mały naród – u nas mniejsze jest tylko województwo opolskie – może zawładnąć światem? Jeden z mądrych ludzi powiedział, że dwie najbardziej niezależne i niekontrolowane organizacje na świecie to Watykan i FIFA. Patrzyłem z dużym zażenowaniem na mecz Ekwadoru z Katarem – ale i z odrobiną satysfakcji, że wszystkiego za pieniądze nie da się kupić.

Kiedyś Katarczycy ściągnęli do siebie skoczka wzwyż, naturalizowali, dali obywatelstwo, rywalizował z Kubańczykiem Sotomayorem, obaj skali po 2,40, ale lekkoatletyka to indywidualny sport. Nie ma nic ważniejszego niż człowieczeństwo. Różne źródła podają, że przy organizacji mundialu zginęło 8-12 tysięcy ludzi z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Sri Lanki. Igrzyska ponad wszystko? Cywilizowani trenerzy – mam tu na myśli m.in. van Gaala – powiedzieli, co o tym myślą. Jest granica nie tyle przyzwoitości, co człowieczeństwa. Została naruszona, dlatego święto piłki nożnej przy niektórych kwestiach schodzi na dalszy plan.




Na zdjęciu: Bogusław „Bobo” Kaczmarek jak zwykle barwnie mówi o reprezentacji Polski.
Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus