To nie pocałunek, to nagroda

Adam GODLEWSKI: Europejskie puchary to – jak mawia trener Michał Probierz – pocałunek śmierci dla Górnika? Tak to odbieracie w Zabrzu?
Bartosz SARNOWSKI: Nie tylko nie możemy w ten sposób odbierać awansu do eliminacji Ligi Europy, ale przede wszystkim nie chcemy. Skoro po 24 latach ponownie możemy zagrać w pucharach, to traktujemy to jako świetną możliwość pokazania się międzynarodowej publiczności. Nie chciałbym nadużyć tego słowa, ale jest to również nagroda, zarówno dla naszych kibiców, jak i piłkarzy. Dla zawodników – za to, jak wyglądał poprzedni sezon, w którym byliśmy jedną z rewelacji w ekstraklasie. Natomiast dla fanów – za wspaniały doping i wysoką frekwencję na trybunach. Dla nich to na pewno niezapomniane uczucie przyjść na mecz swojej drużyny w europejskich pucharach. Dlatego chcielibyśmy, aby ta przygoda trwała jak najdłużej.

Pieniądze, które UEFA płaci za udział – 240 tysięcy euro – w pierwszych fazach pucharowych eliminacji są wystarczające, aby pokryć wszystkie koszty związane z meczami wyjazdowymi?
Bartosz SARNOWSKI: W pierwszych dwóch rundach, w których znamy już przeciwników, na pewno tak. O kolejnych – na razie nie ma sensu myśleć, ale wiadomo, że im dalej trzeba lecieć, tym więcej trzeba płacić. Czas pokaże, czy dobrze logistycznie przygotowaliśmy się do operacji: europejskie puchary, ale dołożyliśmy wszelkich starań, aby nasz młody zespół miał komfortowe warunki do podróżowania i optymalne, jeśli chodzi o pomeczową regenerację.

Drugi sezon dla beniaminka zawsze stanowi weryfikację i z reguły bywa trudniejszy od premierowego. Wzięliście to przy Roosevelta pod uwagę?
Bartosz SARNOWSKI: Wiemy, że z reguły tak jest, ale o Górniku raczej nie można mówić jako o klasycznym beniaminku. Nie było przecież tak, że my dopiero w poprzednim sezonie poznawaliśmy ekstraklasę, którą się zachłysnęliśmy, tylko po prostu mieliśmy przerwę. Na dodatek chwilową, jednosezonową. Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że obecny sezon będzie dla nas trudny, także dlatego, że poprzedni okazał się dla Górnika sukcesem. Nie tylko w ekstraklasie, wysoko zaszliśmy przecież także w Pucharze Polski. Zatem sami wysoko zawiesiliśmy sobie poprzeczkę i rozbudziliśmy oczekiwania kibiców. Chcielibyśmy utrzymać pułap, na który udało się wskoczyć, a to zawsze jest cięższe niż dochodzenie do niego. Dlatego osobiście za sukces uznałbym ustabilizowanie się na poziomie sportowym z ubiegłego sezonu. W przypadku Górnika trudność będzie zresztą podwójna, bo zechcemy utrzymać się na kursie mając ponownie najmłodszą, a już na pewno jedną z najmłodszych drużyn w ekstraklasie.

Czy bez takich kozaków jak Rafał Kurzawa i Damian Kądzior w składzie postawiony cel nie jest zbyt ambitny?
Bartosz SARNOWSKI: Osiągnięcie odpowiedniego poziomu zawsze jest możliwe. Przecież Kądzior nie miał wcale dużego nazwiska, kiedy przyszedł do nas z Wigier Suwałki. To w Zabrzu stał się o wiele lepszym piłkarzem i zapracował na powołanie do reprezentacji Polski. Z kolei Kurzawa zaczął prezentować naprawdę wysoki poziom dopiero w drugiej połowie naszego sezonu pierwszoligowego. Zaś po awansie do ekstraklasy jeszcze się rozwinął. To dwa dowody, że sztab Górnika bardzo dobrze pracuje z zawodnikami. Zatem to naprawdę możliwe jest, iż ci piłkarze, którzy dotąd byli w poczekalni, pod okiem Marcina Brosza także w najbliższym czasie zrobią znaczące postępy. Na tyle duże, że będą w stanie godnie zastąpić Rafała i Damiana.

Boli trochę, że eksplozji formy obu wspomnianych zawodników nie byliście w stanie zdyskontować na rynku transferowym?
Bartosz SARNOWSKI: Oba przypadki były różne. Z Kurzawą, któremu kończył się kontrakt rozmowy na temat przedłużenia umowy trwały długo. Nie udało się jednak osiągnąć porozumienia, ponieważ Rafał chciał już spróbować sił za granicą. Z kolei w przypadku Kądziora, którego przyszłość mogła się różnie w Zabrzu potoczyć, przy podpisywaniu kontraktu zgodziliśmy się na wpisanie klauzuli odstępnego. Transfer Damiana z Wigier był gotówkowy, ale po zrealizowaniu zapisu dotyczącego sumy odstępnego przez Dinamo Zagrzeb i tak cała ta transakcja przyniosła zysk Górnikowi.

Fot. Press Focus

Czterokrotny?
Bartosz SARNOWSKI: Nawet wyższy, ale o szczegółach finansowych nie mam zwyczaju dyskutować.

Wszyscy piłkarze, którzy są dziś w kadrze Górnika zostaną na rundę jesienną sezonu 2018–19? Czy jeśli wpłynie dobra oferta na przykład za Szymona Żurkowskiego podejmiecie rozmowy?
Bartosz SARNOWSKI: Okno transferowe skończy się dopiero 31 sierpnia, więc trudno dziś składać tak daleko idące deklaracje. Natomiast z całą pewnością nie nastawiamy się na to, żeby kogokolwiek wytransferować. Nie dążymy do tego.

Nie obawia się pan, że najstarsi w zespole Szymon Matuszek i Igor Angulo nie zdołają już utrzymać poziomu z zeszłego sezonu?
Bartosz SARNOWSKI: Nie tylko wiek decyduje o tym, jak piłkarz będzie się prezentował. Również to, jak wcześniej się prowadził. A biorąc ten aspekt pod uwagę, nie mam najmniejszych obaw o Szymona i Igora. Angulo ma nadal wielki apetyt na gole, życzę mu, aby wywalczył tytuł króla strzelców, w czym cały zespół będzie z pewnością Hiszpana mocno wspierał. Duża liczba goli na koncie wpływa na jego świetne samopoczucie, co z kolei skutkuje zaskakującymi i finezyjnymi rozwiązaniami na boisku. Igor wciąż ma przy tym motywację i jest głodny sukcesu, a to zawsze podstawa u profesjonalnego sportowca. A jeśli już musiałby z kimś przegrać w klasyfikacji najskuteczniejszych, to mam nadzieję, że będzie to inny zawodnik Górnika.

Po którym ze sprowadzonych latem do Zabrza spodziewa się pan najwięcej?
Bartosz SARNOWSKI: Liczę na wszystkich, natomiast poszczególni piłkarze w różnym tempie będą pewnie wchodzić do zespołu. Najdłużej z zespołem trenuje Jesus Jimenez. Zatem to Hiszpan – który został sprowadzony nieprzypadkowo, bo z jednej strony nie chcemy robić z szatni multikulturowego tworu, zaś z drugiej nie jest tajemnicą, że trener Brosz naprawdę dobrze pracuje z zawodnikami z akurat tego kraju – powinien najszybciej się zaaklimatyzować i wejść na najwyższe obroty. Nie oszukujmy się jednak, Górnik nie wygrywał w poprzednim sezonie meczów indywidualnościami, tylko grą zespołową. Spodziewam się, że teraz będzie bardzo podobnie, skoro na rynku szukaliśmy przede wszystkim młodych Polaków pasujących do dotychczasowej filozofii.

Rozumiem zatem, że Jimenez, Adam Ryszkowski i Wiktor Biedrzycki zostali pod tym kątem wnikliwie prześwietleni?
Bartosz SARNOWSKI: Gdyby nie spełniali warunków progowych stawianych przez trenera Brosza, to w Zabrzu nie byłoby ich. To szkoleniowiec odpowiada za wyniki, realizujemy jego koncepcję gry, więc trudno, aby nie akceptował transferów. A kiedy już włącza zielone światło, do czego wcale nie jest wcale wyrywny, zakładamy, że kandydaci spełnią oczekiwania.

Wszystkie sugestie transferowe Brosza zrealizowaliście?
Bartosz SARNOWSKI: Na pewno nie, na dobrych zawodników nie tylko Górnik jest przecież chętny. Trzeba się zatem liczyć, że możemy zostać przelicytowani. Tyle że letnie okienko jeszcze przez kilka tygodni się nie zamknie, więc nie ma sensu robić podsumowań. Być może kadra zostanie w takim kształcie, w jakim została zgłoszona do UEFA na pierwsze pucharowe rundy, a być może dołączy do nas prawy pomocnik. No i Paweł Bochniewicz, z którym jeszcze nie zakończyliśmy rozmów.

Mówiąc o przelicytowaniu przez konkurencję, miał pan na myśli Karola Angielskiego?
Bartosz SARNOWSKI: Nie. To zawodnik, który rzeczywiście w dwóch poprzednich okienkach był na naszej liście życzeń, w obecnym również pozostawał, ale akurat w jego przypadku nie można powiedzieć, że Wisła Płock nas przebiła. Zadecydowały inne względy.

Nie miał pan obaw, że po skończeniu współpracy z Adamem Nawałką, PZPN ponownie zechce sięgnąć po szkoleniowca Górnika?
Bartosz SARNOWSKI: Nie chcielibyśmy, aby ktokolwiek zabrał nam trenera, ale gdyby zaistniała akurat taka okoliczność, trzeba byłoby po prostu rozmawiać. W kontrakcie naszego szkoleniowca nie ma klauzuli odstępnego, więc nawet PZPN nie miałby łatwego zadania w negocjacjach.

Jaka jest obecnie kondycja finansowa Górnika?
Bartosz SARNOWSKI: Bezpieczna. Porównywalna do ostatniego sezonu, a nawet porównywalna z plusem, bo progres jest zauważalny. Wywalczyliśmy premię sportową za czwarte miejsce w ekstraklasie i za udział w europejskich pucharach, wysoka była frekwencja na meczach w Zabrzu, a znacząco wzrosły również wpływy ze sprzedaży klubowych gadżetów po otwarciu przed rokiem sklepu z pamiątkami. W tej wyliczance nie wolno pominąć także premii za Pro Junior System, który wygraliśmy. I bardzo nas boli, że w obecnym sezonie ekstraklasa ma zostać pozbawiona rywalizacji na tym polu.

To już przesądzone?
Bartosz SARNOWSKI: Są podobno szanse, żeby się jeszcze zmieniło, ale zapowiedzianą likwidację bierzemy mocno do siebie. Za wygranie klasyfikacji Pro Junior System w ubiegłym sezonie na konto Górnika wpłynęło 1,4 mln zł, a przy zwycięstwie zaprocentowała naprawdę przemyślana, systemowa praca z młodymi zawodnikami. Tyle że zamiast dostać zachętę na przyszłość, zostaliśmy tak naprawdę skarceni za poważne potraktowanie tematu. Oczywiście podejścia i tak nie zmienimy – podczas prezentacji szerokiej kadry na nowy sezon pokazaliśmy ponad 30 zawodników. Nasz drugi zespół jest w pełni podporządkowany pierwszemu, co do zasady obowiązuje w nim wiekowy limit U-20. Jest zatem naprawdę poczekalnią, a nie przechowalnią. Udało się, mimo reorganizacji, utrzymać Górnikowi w CLJ, co jest niezwykle istotne ze szkoleniowego punktu widzenia. Nadal chcemy bowiem – stawiając na młodych polskich piłkarzy – odgrywać istotną rolę w ekstraklasie, mimo że budżet mamy pewnie czwarty od końca. Pro Junior System zachęcał do realizacji takiej strategii, więc dotąd nie mam pojęcia, komu przeszkadzał.

Z właścicielem Legii, Dariuszem Mioduskim, już pan wyjaśnił wszelkie sporne kwestie dotyczące strategii transferowych polskich klubów?
Bartosz SARNOWSKI: Nauczmy się oddzielać PR od rzeczowej rozmowy. A z prowadzeniem merytorycznej dyskusji z prezesem Mioduskim nigdy nie miałem problemu.

To dobrze dla ligi, że Carlitos zostanie w Polsce i przełamane zostało pewne tabu w ekstraklasie?
Bartosz SARNOWSKI: Wiele zależeć będzie od tego, czy Carlitos zaaklimatyzuje się w Warszawie i da Legii tyle, co dawał Wiśle. Dotąd rzeczywiście brakowało znaczących ruchów kadrowych między czołowymi klubami, ale czy ten transfer będzie początkiem nowego rozdziału – nie wiem. Nie jest to zresztą kwestia leżąca w bezpośrednim zainteresowaniu Górnika. Z naszej perspektywy ważne jest tylko to, że wiemy jak Carlitos gra, więc mamy dokładnie rozpracowanego czołowego zawodnika jednego z najsilniejszych konkurentów.

Kto będzie aspirował do medali w Lotto Ekstraklasie?
Bartosz SARNOWSKI: Pewnie większość zapytanych o tę kwestię, wymieniłaby trójkę z podium zeszłego sezonu – czyli Legię, Jagiellonię i Lecha – natomiast ja się wyłamię. Nasza liga corocznie czymś zaskakuje, czasem bardzo mocno, zatem teraz także nastawiam się na niespodzianki. Dlatego w ogóle nie wytypuję faworytów. Mam jedynie nadzieję, że my nadal będziemy grali ciekawą piłkę. Na tyle, że kibice będą chcieli przychodzić w Zabrzu na Górnik, niezależnie od tego z kim zagramy. Nie mam też nic przeciwko, aby na KSG fani przychodzili także w innych miastach. Co już zresztą miało miejsce w poprzednich rozgrywkach, gdy Legia w pierwszym meczu z nami przy Łazienkowskiej odnotowała najwyższą frekwencję na tamtym etapie sezonu.

*wywiad przeprowadzono 9.07, ukazał się w „Skarbie na ligę”