To trzeba wygrać!

Jeszcze kilka dni temu byliśmy o wynik tego meczu raczej spokojni. Dziś nie jesteśmy, skoro mierzymy się z rywalem, który pokonał Argentynę.


To nie tak miało być, zupełnie nie tak – śpiewał na legendarnej płycie Budki Suflera, „Nic nie boli tak, jak życie”, Krzysztof Cugowski. Oczywiście wiedzieliśmy, że drugi mecz na mundialu w Katarze zagramy z Arabią Saudyjską, ale spodziewaliśmy się zupełnie innych okoliczności. Nie chodzi o to, że nie wygraliśmy z Meksykiem, bo bezbramkowy remis, mimo niewykorzystanego rzutu karnego, należy przyjąć z pokorą. Tym bardziej że to pierwszy mundial w XXI wieku, którego nie zaczęliśmy od porażki. Ale absolutnie nikt się nie spodziewał, że Saudyjczycy pokonają reprezentację Argentyny!

Nastawienie było takie, że z Arabią pewnie wygrywamy i w meczu z „Albicelestes” poszukamy szczęścia i ewentualnego awansu do fazy pucharowej. Triumf drużyny prowadzonej przez Herve Renarda zdecydowanie skomplikował sytuację każdej ekipie w naszej grupie. Dziś z Arabii Saudyjskiej słychać głosy, że Polska to dla tego zespołu… żaden rywal. Hasło nie do pomyślenia jeszcze kilka dni temu.

Karna klątwa

Wyliczyli statystycy, że reprezentacja Polski to pierwszy w dziejach MŚ zespół, który nie strzelił trzech kolejnych rzutów karnych. A co ciekawe – zaczęło się przecież od gola z jedenastu metrów. To właśnie w taki sposób w 1938 roku Fryderyk Scherfke zdobył pierwszą bramkę dla biało-czerwonych na mundialach. Gracz Warty Poznań niezbyt mocnym, ale skutecznym uderzeniem pokonał Algisto Lorenzato. W 1974 roku w RFN-ie karnego w meczu z Jugosławią wykorzystał Kazimierz Deyna, który nie dał szans Enverowi Mariciowi. Ale właśnie od legendarnego „Kaki” zaczęły się nasze problemy z 11. metrów…

W 1978 roku w Rosario Deyna nie trafił karnego w meczu z Argentyną, bo jego strzał bez większego trudu złapał Ubaldo Matildo Fillol – przy stanie 1:0 dla rywala, którego przez kilkanaście minut wręcz tłamsiliśmy. Mecz jednak przegraliśmy 0:2. W 2002 roku Brad Friedel, bramkarz USA, obronił „jedenastkę” wykonywaną przez Macieja Żurawskiego, ale konsekwencji nie było z tego negatywnych, bo wygraliśmy spotkania na otarcie łez 3:1. Robert Lewandowski mógł dać nam wyczekiwane od 48 lat zwycięstwo w meczu otwarcia na mistrzostwach świata, ale tego nie zrobił. Świat się jednak nie zawalił, choć kilku naszych piłkarzy po meczu zgodnie uznało, że gdyby „Lewy” trafił do siatki, to spotkanie byśmy wygrali.

Skąd wzięli energię?

Zwycięstwa jednak nie ma, dlatego też trzeba się o nie postarać w drugim spotkaniu. Jak dotąd radzili sobie Polacy w drugich meczach na mistrzostwach świata? Lepiej niż w pierwszych. Wprawdzie trzy ostatnie, w 2002, 2006 i 2018, przegrali, ale w 1974 roku rozbiliśmy 7:0 Haiti. Cztery lata później pokonaliśmy 1:0 Tunezję, a w 1982 roku zremisowaliśmy bezbramkowo z Kamerunem. W Meksyku, w 1986 roku, udało się pokonać 1:0 Portugalię po golu Włodzimierza Smolarka i ta bramka, de facto, dała nam awans do kolejnej fazy rywalizacji. Wówczas jednak wyszliśmy z grupy z trzeciego miejsca, bo pozwalał na to regulamin. Teraz takiej opcji nie ma.

Należy zatem zrobić absolutnie wszystko, by Saudyjczyków pokonać. Najlepiej różnicą kilku bramek, co jeszcze we wtorek przed południem wydawało się całkiem realne. Dziś pozostaje to jednak raczej w sferze marzeń. Bo tak do końca nie wiadomo, skąd nasz najbliższy rywal wziął energię na to, by pokonać Argentynę, skoro pod koniec zeszłego roku, w nieco innym składzie, przegrał z Jordanią, zremisował z Palestyną, a w marcu tego roku podzielił się punktami z Chinami. Mało tego, w październiku, niecały miesiąc temu, zremisował z Hondurasem i Panamą.

Będą gotowi

Musimy przed dzisiejszym spotkaniem skupić się przede wszystkim na sobie. Najważniejsze jest to, o czym już w środę zapewnił lekarz drużyny Jacek Jaroszewski. Dostępni do gry z Arabią Saudyjską powinni być zarówno Bartosz Bereszyński, jak i Krystian Bielik, czyli piłkarze, którzy doznali urazów w starciu z Meksykanami. „Bereś” był w tym meczu jednym z najlepszych naszych zawodników, a Bielik dał bardzo dobrą zmianę, bo meczu zupełnie nie udźwignął Nicola Zalewski. Wiele wskazuje na to, że piłkarz Birmingham City na starcie z Arabią Saudyjską wyjdzie już w podstawowym ustawieniu. Na pewno jest na to gotowy. Po dwóch bardzo ciężkich kontuzjach potrafił wrócić do formy i rozgrywa dobre mecze na zapleczu Premier League. Niektórzy eksperci nie mają wątpliwości, że niebawem trafi do angielskiej ekstraklasy i nie będzie się nikogo prosił o miejsce na boisku.

Nie można wykluczyć też drugiej roszady. Wydaje się bowiem, że trener Michniewicz może zaryzykować i na lewe skrzydło wystawić Przemysława Frankowskiego, a na prawe Sebastiana Szymańskiego. Jakub Kamiński bowiem nie zagrał z Meksykiem olśniewająco. Przede wszystkim brakowało mu decyzyjności, a także mało było szaleństwa, które pokazał kilka razy w Bundeslidze. Owszem, w znacznej mierze wynikało to z gry biało-czerwonych, ale i tak Szymański oraz Frankowski mają nieco więcej jakości. Wszystko jednak zależy od Michniewicza, jak również od… „wkurzonego” na ostatni występ Lewandowskiego.




Na zdjęciu: Bartosz Bereszyński (z lewej) był jednym z najlepszych naszych piłkarzy w starciu z Meksykiem. Lekarz reprezentacji, Jacek Jaroszewski, zapewnie, że będzie mógł zagrać z Arabią Saudyjską.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus