Tom Hateley: Z polskim jest… nie za dobrze

Za wami trudna jesień, 20 meczów ligowych, plus kilka w Pucharze Polski i nieudane europejskie puchary. Jakie odczucia ma pan, spoglądając na ten czas?
Tom HATELEY:
Mieszane. Wiem, że zrobiliśmy wszystko, by osiągnąć jak najlepsze wyniki. Wkładaliśmy w każdy mecz dużo serca. Nie będę jednak ukrywał, że były lepsze i gorsze momenty. Dlatego fakt, że teraz nastąpi przerwa, bardzo mnie ucieszył. Trochę fizycznego i psychicznego odpoczynku dobrze nam zrobi. Kocham jednak grę w piłkę i mógłbym grać tak, jak ma to miejsce na Wyspach Brytyjskich, gdzie nie ma zimowej przerwy. To nie byłby problem. 

Skoro już o odpoczynku rozmawiamy, to jakie plany na poświąteczny czas?
Tom HATELEY: Z żoną i dziećmi lecimy do Francji. Dołączy do nas także rodzina żony oraz moi bliscy. Będziemy jeździć na nartach, pić gorącą czekoladę i podziwiać górskie widoki. Bardzo się z tego cieszę, bo bardzo lubimy jeździć na nartach, a także będę miał więcej czasu dla najbliższych. Lubię białe święta, lubię śnieg i lepienie bałwana. Córka także, więc zrealizujemy jej marzenia.

2019 rok zaszufladkuje pan jako najlepszy w swojej karierze?
Tom HATELEY: Pewnie tak… Zostanie mistrzem Polski z klubem, który osiągnął to pierwszy raz w historii, ma swój wymiar i jest wydarzeniem niecodziennym. Większe szanse ma się na wygranie Pucharu Polski niż na zgarnięcie tytułu. To było coś niesamowitego i to był najokazalszy rok w roli piłkarza. Na pewno dał mi też dużo radości. Fakt, że mimo lepszych i gorszych momentów w tym sezonie kończymy rok z największym dorobkiem punktów, większym nawet od Legii, także dużo mówi o tym, jaką staliśmy się drużyną. Każdy w klubie powinien być zadowolony, bo po mistrzostwie Polski i zmianach nadal mocno trzymamy się ligowej czołówki. Oczywiście końcówka jesieni mogła być lepsza, podobnie jak przygoda z europejskimi pucharami, ale naprawdę wszystkim chłopakom w szatni i trenerom należą się słowa uznania.


Zobacz jeszcze: Mikkel Kirkeskov ten rok zapamięta do końca życia


W tym roku były sukcesy nie tylko na boisku, ale i w życiu prywatnym, bo na świat przyszedł syn – Teddy…
Tom HATELEY: Oczywiście! Mamy z żoną starszą córkę, ale gdy rodzi się pierwszy syn, to chyba nie ma ojca, który nie byłby z tego powodu dumny. Dziecko jest zdrowe, żona po porodzie także jest zdrowa, więc niczego więcej nie potrzeba. Pierwsze święta w czwórkę, pierwsze wspólne zdjęcia, to bardzo przyjemne chwile i one ukoronują ten rok. Jestem szczęśliwy i czekam na to, co przyniesie 2020 rok.

Podsumowujemy jesień, cały rok, ale chciałem zapytać o… język polski, bo kończy pan piąty rok gry w Polsce, licząc okres w Śląsku Wrocław i Piaście.
Tom HATELEY: Z polskim jest… nie za dobrze. To jedno z niewielu zdań, które powiem w waszym języku. Moja poprawa w tym względzie jest niezadowalająca. To jest tak, że rozumiem większość słów i zdań, które słyszę w szatni, ale niestety z mówieniem jest już dużo gorzej. Gdy idę do sklepu, to jestem w stanie o coś zapytać, o coś poprosić w restauracji, ale prowadzić konwersację – to już zupełnie coś innego. Na boisku nie mamy jednak kłopotów komunikacyjnych.

Po sezonie wygasa pana kontrakt. Czy coś się dzieje w kwestii przedłużenia umowy z Piastem?
Tom HATELEY: Rozmawiałem z trenerem, z dyrektorem sportowym. Pytałem, czy widzą mnie w drużynie w przyszłości. Coś się dzieje w kwestii nowego kontraktu, ale nie mogę teraz złożyć żadnych deklaracji. Na razie nie zawracam sobie tym bardzo głowy, nie rozmyślam każdego dnia. Cieszę się z faktu, że mogę grać w piłkę i pomagać Piastowi. Dobrze żyje mi się w Gliwicach, rodzina także jest zadowolona, więc oczywiście pozostanie jest bardzo realną opcją. Obaj wiemy jednak, jaki jest futbol i jak wszystko może się potoczyć. Kiedyś nigdy nie przypuszczałbym, że trafię do Polski i że będę tutaj grał tyle lat. Piłka jest nieprzewidywalna.


Zobacz jeszcze: Wybory w Gliwicach odbiją się negatywnie na Piaście?