Tomasz Boczek czuje zadowolenie i niedosyt

Tomasz Boczek czwarty raz zagrał w Tychach… jako przeciwnik drużyny, z którą awansował do I ligi.


Dla grającego dwa sezony w GKS-ie Tychy mikołowianina Tomasza Boczka powrót na stadion przy ulicy Edukacji ma wydźwięk sentymentalny. Z trójkolorowym trójkątem na piersi zagrał 21 razy w II lidze i strzelając 3 bramki w sezonie 2015/2016 przyczynił się do awansu, po którym 32 razy wystąpił w tyskiej drużynie na zapleczu ekstraklasy i także 3-krotnie wpisał się na listę strzelców.

Wprawdzie jego kontrakt w lipcu 2017 roku nie został przedłużony, ale bramkostrzelny stoper pozostał na I-ligowych boiskach i ma już na swoim koncie cztery mecze w Tychach jako rywal GKS-u. Zaczął od remisu 2:2 wywalczonego 7 kwietnia w barwach MKS Chojniczanka, w których 2 listopada 2018 roku wywalczył jeszcze zwycięstwo 1:0. Jako piłkarz Sandecji musiał natomiast dwukrotnie przełknąć gorycz porażki – najpierw 0:2 9 września ubiegłego roku, a w niedzielę 1:2.

– Mimo porażki uważam, że ten mecz był dobry w naszym wykonaniu – powiedział 31-letni wychowanek AKS-u Mikołów. – Przegraliśmy go po dwóch stałych fragmentach gry, czyli po rzucie wolnym i karnym. W 32 minucie źle się ustawiliśmy w naszym polu karnym i Nemanja Nedić znalazł miejsce do oddania strzału. Później już wziąłem na siebie jego krycie i nie doszedł do kolejnej okazji. A jeżeli chodzi o akcję z 71 minuty to choć byłem blisko tej sytuacji, w której sędzia wskazał na „wapno”, jednak nie widziałem dokładnie samego starcia.

Byłem zasłonięty przez Rafała Kobrynia. Z mojej perspektywy jednak nie było podstaw do tego, żeby odgwizdać faul. Odebrałem to w ten sposób, że zawodnik GKS-u Tychy wbiegł między naszych zawodników i rzucił się na ziemię.

W podobnych sytuacjach, a było ich chyba z dziesięć w trakcie meczu, w środku pola sędzia nie używał gwizdka, a tu gwizdnął i przegraliśmy mecz, w którym moim zdaniem byliśmy lepszym zespołem. Szczególnie w drugiej połowie lepiej operowaliśmy piłką i dochodziliśmy do sytuacji bramkowych. Szkoda więc tej porażki, po której mogę powiedzieć, że nie straciliśmy punktu, ale trzech.

Do końca atakowali

Mimo tej porażki Sandecja po piątej kolejce zajmuje 8 miejsce w tabeli i ociera się o strefę barażową.

– A to jest dorobek po pięciu meczach wyjazdowych, z których trzy ostatnie mieliśmy w szalonym tempie niedziela-czwartek-niedziela – dodaje stoper Sandecji.

– W piątek o trzeciej rano byliśmy w domu, a w sobotę o 10.00 spotkaliśmy się na treningu, po którym wyjechaliśmy na kolejny mecz. Mimo to fizycznie wyglądaliśmy nieźle i do końca atakowaliśmy. Ja w doliczonym czasie też miałem swoją okazję, bo główkowałem z 5 metra. Gdy widziałem, że piłka leci w moim kierunku wiedziałem, że nikt mnie nie przeskoczy i oddam strzał, ale mimo wszystko tyscy obrońcy nieźle się zachowali, bo tak podeszli pode mnie, że nie mogłem dokładniej uderzyć i skierować piłki bardziej w róg.

Czeka na kolejną okazję

– Konrad Jałocha miał okazję wykonać efektowną paradę i zarówno tą, jak i wcześniejszymi interwencjami, uratował GKS-owi zwycięstwo, którego tyszanie bardzo potrzebowali. Ja natomiast bardzo chciałem, bo to zawsze jest taka ambicja zawodnika po odejściu, ale tym razem się nie udało więc czekam na kolejną okazję.

Mimo tej porażki wiemy, że jesteśmy mocnym zespołem, ale w tej lidze wszystko może się zdarzyć czego przykładem była nasza seria z poprzedniego sezonu, w którym po 13 kolejce zamykaliśmy tabelę z dorobkiem 3 punktów za 3 remisy. Dopiero w 14 kolejce pierwszy mecz, a po serii zwycięstw znaleźliśmy się nawet w pobliżu strefy barażowej. Dlatego teraz na nasz dorobek patrzymy z zadowoleniem, ale i małym niedosytem, z którym teraz czekać będziemy na następny mecz do 5 września, bo po przełożeniu meczu ze Skrą na październik, możemy spokojnie przygotowywać się do meczu z Puszczą Niepołomice – kończy Tomasz Boczek.


Fot. Dorota Dusik