Tomasz Foszmańczyk: Przed nami najważniejszy mecz w sezonie

Rozmowa z Tomaszem Foszmańczykiem, kapitanem Ruchu Chorzów.


Sporo dzieje się wokół Ruchu, ale niekoniecznie związanego z samym boiskiem. Co na to szatnia i jej kapitan?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Odcinamy się od tych informacji, które do nas docierają. Czy mecz z Wisłą na Śląskim, czy nie… Ja to przyznam się szczerze, że nawet nie wiem dokładnie, kiedy jest ten mecz. Wiem, że w piątek gramy w Niecieczy, a w kolejny czwartek – w Gliwicach z Podbeskidziem. To jest najistotniejsze, a nie ta nieco dalsza przyszłość.

Nie wierzę, że perspektywa gry przy 30, 40 czy 50 tysiącach widzów nie działała na wyobraźnię o była czymś, nad czym przechodziliście do porządku dziennego.
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Byliśmy pytani w klubie, czy chcielibyśmy grać z Wisłą na Stadionie Śląskim. Odpowiedź mogła być tylko jedna. Oczywiście, że byśmy chcieli. Dla nas jako piłkarzy byłaby to megasprawa, ale nie jest to coś, o czym rozmawiamy na bieżąco, co analizujemy pod kątem samego meczu, boiska. Bardziej chodziło o samo wydarzenie. Trudno, byśmy żyli tym, co ktoś komuś napisał w internecie, na Twitterze, wojenkami politycznymi. Zajmujemy się najbliższym spotkaniem. Przyznam, że – jak przed każdym meczem – tak i na ten z Wisłą mamy możliwość przekazania listy z prośbą o bilety dla swoich rodzin, bliskich. Sprzedaż biletów ruszyła wczoraj, ale powiedzieliśmy sobie, że na razie tego nie robimy. Najpierw chcemy skupić się na starciu z Termaliką, a potem dopiero zajmiemy się czymś następnym.

W tym sezonie trochę jak w poprzednim – najpierw nie było konkretnych oczekiwań, ale z upływem czasu rodziło się poczucie, że żal byłoby nie skorzystać z nadarzającej się szansy awansu.
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Analogia na pewno jest, nawet patrząc na to, jak układał się tamten sezon, a jak układa ten obecny. Na pewno będzie duży żal, jeśli nie awansujemy, ale nie jest to cel, o którym myślimy już teraz, zastanawiając się, czy się uda, kiedy się uda albo w meczu z kim się uda. Liczy się Nieciecza.

Spędził pan tam 3 lata.
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Miłe 3 lata. Wspominam ten klub jak najlepiej – organizację klubu, drużynę. Napisaliśmy historię, zbudowaliśmy pewien pomnik, bo wywalczyliśmy awans do ekstraklasy, utrzymaliśmy się w niej, otwarliśmy nowy stadion. Skojarzenia z Niecieczą mam bardzo przyjemne i mam nadzieję, że takie zostaną też po piątkowym wieczorze.

Był pan nawet nominowany do jedenastki stulecia klubu.
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Nie ukrywam, że miało to dla mnie wartość. Nie, żeby mnie to łechtało do tego stopnia, bym chodził i o tym opowiadał, ale miłe, że zostałem w ten sposób doceniony. Obojętnie, w jakim klubie by się grało, to cieszy, gdy zostaje się tak docenionym, zwłaszcza w kontekście klubu grającego już na najwyższym poziomie. Głosowania na swojej pozycji co prawda nie wygrałem, zająłem bodaj drugie miejsce, za kolegą Adamem Radwańskim, obecnie grającym w Bruk-Becie, ale trudno się było nie zgodzić z takim wyborem.

Czego teraz spodziewa się pan po Bruk-Becie, który – jak wy – nie przegrał od 10 kolejek?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Nie mam oczekiwań wobec meczu, a wobec tego, jak my do niego podejdziemy i zagramy. Mam nadzieję, że bardzo dobrze – jak przystało na Ruch w tej rundzie, co pozwoli nam wywieźć jakieś punkty. Jedziemy na teren zdecydowanego faworyta tej ligi i nie ma w tym żadnej kurtuazji. Już przed sezonem każdy tak mówił, każdy tego oczekiwał po Bruk-Becie, który swoich planów nie zmienił. Dlatego czeka nas bardzo ciężki mecz. Dla nas – najważniejszy w sezonie, bo najbliższy. Tak podchodzimy do każdego, z kimkolwiek akurat gramy.

Napawdę zespół z Niecieczy to zdecydowany faworyt ligi?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Świadczy o tym sposób grania i personalia. W kadrze jest sporo zawodników, którzy grali w ekstraklasie, nawet w poprzednim sezonie. Znając aspiracje włodarzy, nie są zadowoleni z czwartego miejsca w tabeli, bo oczekiwania zawsze mają wysokie – po prostu adekwatne do tego, co dzieje się w klubie, jak jest zorganizowany, jakie są nakłady finansowe na zespół. Przed sezonem byli jednmym z głównych faworytów i nadal trzeba wymieniać ich w tym gronie. Dla Niecieczy to teraz idealny moment. Kto śledzi tabelę, ten wie, że wygrywając w piątek oraz zaległy mecz z Puszczą, punktowo dogoni nas. Dlatego ranga tego meczu jest duża, ale nie uważam, by to nas sparaliżowało.

Pana na pewno nie paraliżuje presja. Już dwa razy przy wypełnionych trybunach w Gliwicach wykonywał pan w doliczonym czasie gry rzut karny. Z Chrobrym – na 1:0, ostatnio z ŁKS-em – na 3:3. Noga nie drży?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Nie będę udawał, że nie ma emnocji, bo są duże. Ale jeśli doświadczony zawodnik wchodzi z ławki, to oczekuje się od niego, że podejdzie do karnego. Czy strzeli, czy nie – to sprawa otwarta. Na pewno staram się nie myśleć o tym, co będzie, jeśli nie strzelę. Mam w głowie pozytywy – że po to właśnie tyle lat trenuję, tyle lat gram, by móc w takim momencie wykonać „jedenastkę” i dać radość tysiącom kibiców. Fajnie, że to się sprawdza i zakładam, że takich okazji w tym sezonie jeszcze może kilka być. Dlatego karne stale trenuję, bo dzięki systematyczności, powtarzalności, w czasie meczu będzie potem łatwiej. Z ŁKS-em moglśmy być zadowoleni, dumni. Niejeden zespół po bramce na 3:3 w doliczonym czasie zadowoliłby się remisem, a my chcieliśmy pójść za ciosem. Ustawiliśmy piłkę na środku, od razu mówiliśmy sobie, że nie kalkulujemy, idziemy na całość, po 3 punkty. Ta szatnia ma fajny mental.

Zimą cieszył się pan z dobrej dyspozycji, wręcz życiowych wyników motorycznych. Na ile satysfakcjonuje pana obecna rola w zespole, zawodnika wchodzącego z ławki?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Nie zadowala i nie jest to coś, z czym się godzę, ale myślę zarazem, że nieźlę sobie z tym radzę. Wiem, że absolutnie nie ma sensu na konigo się obrażać, tylko trzeba robić swoje. Trener rotuje składem, cieszę się, że mogę wchodzić nawet na końcówki, pomagać drużynie, strzelać gole. Albo – jak w Chojnicach razem z „Ecikiem” odciążyć chłopaków, dzięki czemu w ostatnich 30 minutach przenieśliśmy wtedy grę na drugą stronę boiska i Chojniczanka nam nie zagroziła. Widać, że zmiany pomagają drużynie, rezerwowi dają tlen.

Czy jest sens pytać, co dalej z panem, skoro kontrakt wygasa 30 czerwca?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Nie, nie. Jeszcze jest za wcześnie.

Na koniec zapytam z innej beczki o Polonię Bytom, na której III-ligowych meczach ostatnio się pan pojawia. Będzie awans do drugiej ligi?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Myślę, że będzie. Polonia ma fajny zespół, dobrze gra, podobała mi się nawet w zremisowanym meczu z Rekordem. Ma zbilansowaną drużynę, ze sporą liczbą doświadczonych zawodników, ale zarazem niewypalonych. Oglądam Polonię, bo lubię, a Wojtek Mróz – jeden z moich najlepszych przyjaciół – trafił do sztabu szkoleniowego. Dlatego wymieniamy się spostrzeżeniami, rozmawiamy o sposobie grania naszym czy Polonii. Nie ma tu drugiego dna – zawsze lubiłem jeździć na Olimpijską, jestem tam mile przyjmowany, a w zespole występuje wielu znajomych.


Na zdjęciu: Jak widać na palcach – Tomasz Foszmańczyk zdobył tej wiosny dla Ruchu dwie arcyistotne bramki z rzutów karnych.
Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus