Tomasz Midzierski: – Nie boję się ławki rezerwowych

BOGDAN NATHER: Wasz mecz z Odrą Opole będzie jedynym w I lidze, który zostanie rozegrany w ten weekend. Ta arytmia rozgrywek, przekładanie meczów, nie zmniejszają waszej koncentracji?

TOMASZ MIDZIERSKI: – O to, by się nie zmniejszyła, dba nasz trener. U nas wywołuje raczej frustrację, bo od ostatniego meczu ligowego z Miedzią Legnica, na następny z Rakowem Częstochowa czekaliśmy ponad trzy miesiące. Z utęsknieniem wyczekiwaliśmy na wznowienie rywalizacji na trawiastych boiskach, obojętnie jaka ta trawa by nie była, zielona, czy brązowa. Zagraliśmy jeden mecz i… znowu pauza.

Udanie rozpoczęliście rundę wiosenną, wygrywając z Rakowem Częstochowa. Niedzielna przeprawa w Opolu będzie trudniejsza niż w poprzednim meczu? A może skala trudności wcale nie będzie większa, tylko porównywalna?

TOMASZ MIDZIERSKI: – Skala trudności będzie porównywalna. Oba zespoły – Raków i Odra – są z czuba tabeli, mają dużo punktów wywalczonych w poprzedniej rundzie. Natomiast zagadką może być sposób gry naszego najbliższego przeciwnika, który gra inaczej na własnym boisku, a inaczej na wyjeździe. U siebie opolanie grają otwarty, ofensywny futbol, a w Katowicach byli schowani za podwójną gardą, czyhając tylko na kontry. Nie wiem, jak zagrają w niedzielę, lecz nie mam wątpliwości, że czeka nas ciężki pojedynek. Zresztą w I lidze nie ma łatwych meczów, poziom drużyn się wyrównał, nie ma tu słabych zespołów i trenerów.

Jesienią zremisowaliście z Odrą na Bukowej 1:1. Wraca pan do tego meczu z mieszanymi uczuciami? Najpierw pański błąd i bramkarza Mateusza Abramowicza spowodował utratę bramki, ale potem odkupił pan winy, strzelając wyrównującego gola w ostatniej minucie spotkania.

TOMASZ MIDZIERSKI: – Pamiętam, co działo się na boisku w poprzednim meczu z Odrą Opole. Powiedziałem wówczas, że doprowadziłem do rollercastera kibiców siedzących na trybunach i przed ekranami telewizorów. Bez mojej pomyłki, czyli nieporozumienia z Mateuszem oraz strzelonej bramki, wynik byłby remisowy. Pamiętam doskonale, co zrobiłem dobrze, a co zrobiłem źle. Te złe zachowania i błędy staram się eliminować. Jeżeli teraz z Mateuszem wracamy do tamtej sytuacji z meczu z Odrą, to w formie żartów.

Zadanie, jakie postawiono przed wami zimą, to awans do ekstraklasy? Jeżeli rozstrzygniecie na swoją korzyść dwa zaległe mecze, będziecie tracili do liderującej w tej chwili Miedzi Legnica tylko trzy punkty…

TOMASZ MIDZIERSKI: – Oczywiście, że mamy plany związane z rundą wiosenną. Każdy z nas, piłkarzy, chce spędzić na boisku jak najwięcej minut, grać jak najlepiej. Natomiast jako drużyna chcemy wygrać każdy mecz, ale nie będę składał żadnych deklaracji i niczego nie będę obiecywał naszym kibicom. Pompowanie balonika zazwyczaj nie wychodzi na zdrowie. Deklaruję natomiast, że w każdym meczu będziemy walczyli o zwycięstwo. Skupiamy się tylko na najbliższym, a następnym będziemy koncentrowali się dopiero po rozegraniu tego najbliższego. Kibicom proponuję, by skupili się na tym samym, czyli na najbliższym meczu.

Pamięta pan, kiedy ostatnio rozpoczynał mecz na ławce rezerwowych?

TOMASZ MIDZIERSKI: – Przed dwoma tygodniami, w meczu z Rakowem Częstochowa.

Żarty na bok. Jesienią zagrał pan we wszystkich meczach GKS-u Katowice, od pierwszej do ostatniej minuty. Pytam, kiedy poprzednio usiadł pan na ławce rezerwowych, gdy grał pan w Miedzi Legnica?

TOMASZ MIDZIERSKI: – Jeżeli mnie pamięć nie myli, to w sierpniu 2015 roku, gdy trenerem Miedzi był Ryszard Kuźma. Ale głowy nie dam.

Podpowiem panu, to było ponad trzy lata temu, 25 października 2014 roku, gdy Miedź przegrała w Bytowie 1:2 z Drutexem, a prowadził was Janusz Kudyba. Teraz decyzja trenera Jacka Paszulewicza była dla pana zaskoczeniem?

TOMASZ MIDZIERSKI: – Wychodzę z założenia, że piłkarz powinien być pewny miejsca w podstawowej jedenastce dopiero po przedmeczowej odprawie, nie wcześniej. Powodów jest wiele i nie będę teraz ich wyłuszczał. Po prostu w tygodniu zawodnik nie może czuć się pewniakiem i tyle. A decyzja trenera Paszulewicza? Rozmawiałem z nim przed meczem i brałem taką możliwość pod uwagę. Ale nie narzekam i nie obrażam się z tego powodu. W Opolu będę trzymał kciuki za moich kolegów grających na środku obrony.

Zakłada pan, że w niedzielę też rozpocznie mecz na ławce rezerwowych?

TOMASZ MIDZIERSKI: – Zwycięskiego składu się nie zmienia, przecież zna pan to powiedzenie. Takie sytuacje się zdarzają. Teraz nie jestem potrzebny drużynie, ale za dwa dni, w następnym meczu – będę już potrzebny. I tego się trzymajmy.