„Gdyby nie mecz Arka-Ruch, systemu VAR tak szybko by nie było”

27 maja 2017 roku. Ta data i wydarzenie w trakcie meczu Arki z Ruchem będą się za panem ciągnęły do końca życia… Często pan myśli o tamtym meczu i golu strzelonym ręką przez Rafała Siemaszkę?
Tomasz MUSIAŁ: Za każdym razem, gdy natknę się na jakikolwiek artykuł o Ruchu Chorzów, czy na jego mecz, to przypomina mi się tamto spotkanie i mam przed oczami tę nieszczęśliwą sytuację. Wszystkie błędy, która wpływają na wyniki, zawsze zostają w głowie sędziego. Nie jest mi łatwo o tym zapomnieć. To nie jest tak, że wychodzę na boisko i mam obawy, że znów przydarzy mi się podobny błąd. Z drugiej strony, po tamtym meczu nie przeszedłem od razu do porządku dziennego.

Przez pewien czas nie potrafiłem spać, siedziało to we mnie. Wciąż bardzo mi przykro z tego powodu. Po spotkaniu rozmawiałem z Wojciechem Grzybem, który był w sztabie Ruchu, i przyznałem się, że popełniłem duży błąd. Przeprosiłem wtedy za niego. Życie jednak toczy się dalej. Kibice na pewno skupili się na tej decyzji, a nie na tym, że zespół mógł zdobyć więcej punktów w innych meczach i nie spaść z ekstraklasy. Tak sobie myślę, że po części tamto wydarzenie sprawiło, że system VAR tak szybko został wprowadzony w Polsce. Gdyby wtedy był, to dziś nie rozmawialibyśmy na ten temat.

Spotkał się pan z jakimiś nieprzychylnymi komentarzami kibiców po tamtym meczu?
Tomasz MUSIAŁ: Bezpośrednio nic takiego mnie nie spotkało, a w internecie staram się nie czytać komentarzy. Nie zrobiłem tego celowo, ani specjalnie. To był ludzki błąd, złe ustawienie i jak teraz o tym mówię, to klatka po klatce mam przed oczami tamtą akcję… Tak przy okazji, czy w „Sporcie” nadal pracuje pan Bogdan Nather?

Mecz w Gdyni i gol zdobyty ręką przez Rafała Siemaszkę będą się śniły Tomaszowi Musiałowi do końca życia…
Fot. Sławomir Ptasznik/400mm.pl

 

Oczywiście…
Tomasz MUSIAŁ: Teraz przypomniała mi się sytuacja sprzed ponad 10 lat. Jako młody arbiter prowadziłem mecz w Jastrzębiu i była tam jedna mocno kontrowersyjna sytuacja z rzutem karnym. Pamiętam jak dziś, że pan redaktor napisał w relacji, że „powinienem kupić sobie saperkę, wykopać dołek i zakopać w nim gwizdek”. Koledzy przy najbliższych urodzinach sprezentowali mi… saperkę. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy tak miło nie było. Proszę jednak przekazać pozdrowienia.

 

W tym sezonie dość często prowadził pan mecze drużyn z województwa śląskiego, że wspomnę spotkanie Zagłębia Sosnowiec z Piastem, czy derby Piasta z Górnikiem. W obu musiał pan skorzystać z systemu VAR, a podjęte decyzje miały kluczowe zdarzenie co do przebiegu i wyniku…
Tomasz MUSIAŁ: Tak, pamiętam. Trenera Waldemara Fornalika spotkałem tutaj w Turcji podczas obozu. Przywitaliśmy się, ale nic mi nie mówił o tamtych meczach, więc chyba wszystko było w porządku (śmiech).

 

Chciałem jednak porozmawiać o systemie VAR, który w ekstraklasie wprowadzono bardzo wcześnie, jak na europejskie i światowe standardy. Poza tym, oglądając najlepsze zachodnie ligi mam wrażenie, że w Polsce szybko nauczyliście się panowie z niego korzystać i nie ma tylu „wielbłądów”, co na przykład w Bundeslidze czy Primera Division.
Tomasz MUSIAŁ:  Zgadzam się z pana opinią i cieszy mnie, że też pan to dostrzega. Uważam, że VAR naprawdę dobrze i płynnie wprowadził się do naszej ligi. Oczywiście błędy się zdarzają, bo są takie sytuacje, które można interpretować różnie. VAR jest po to, by wyeliminować kluczowe błędy i to nam się udało. Może czasem za długo trwa analiza i samo podjęcie decyzji, ale pracujemy z tym systemem od niedawna i dopiero się go uczymy. Z czasem będzie więc lepiej. Uważam, że ten projekt to duży plus dla PZPN. Myślę, że zawodnicy też są z niego zadowoleni.

Czasu na przyswojenie wiedzy i nauczenia się obsługi VAR-u nie było jednak zbyt wiele…
Tomasz MUSIAŁ:  Pomysł prezesa Zbigniewa Bońka sprawił, że system ten pojawił się w ekstraklasie błyskawicznie. Zaczęliśmy od jednego sędziego. Tylko Szymon Marciniak mógł być arbitrem VAR. Potem jednak wszyscy zaczęliśmy zdawać odpowiednie egzaminy i coraz więcej meczów było obsługiwanych w ten sposób, aż doszliśmy do takiego stanu, jaki mamy obecnie, czyli wszystkie spotkanie w kolejce ekstraklasy są obsługiwane przez VAR.

 

Dziennikarze i kibice widzą z trybun już ostateczne decyzje po kontrowersyjnych sytuacjach. Często musi pan tłumaczyć zawodnikom swoje decyzje?
Tomasz MUSIAŁ: Nie muszę tego robić, ale dla lepszego kontaktu z piłkarzami, dla lepszego zarządzania meczem, tak robię. To bardzo pomaga. Dla mnie to żaden problem wyjaśnić, dlaczego na przykład podyktowałem rzut karny. To wszystko wyłapuje sędzia VAR i przekazuje mi to, co zauważył. Wtedy podejmuję decyzję czy przeanalizować tę sytuację na monitorze, czy nie.

 

Rola arbitra VAR, który siedzi w wozie, do prostych i przyjemnych raczej też nie należy, prawda?
Tomasz MUSIAŁ:  Nie jest łatwo, bo cały czas trzeba być skupionym i zwracać uwagę na każdy szczegół. Chyba każdy z nas woli jednak biegać po boisku i czuć atmosferę meczu. W wozie jest się zamkniętym, wyizolowanym. Ma się wiele monitorów, ale nie do końca jest się na boisku. Przez 90 minut może nic się nie dziać, ale nagle zrobi się zamieszanie i trzeba dokładnie przeanalizować sytuację. Nic nam nie może uciec, bo nie po to się siedzi przy 12 monitorach, żeby nie zauważyć pewnych rzeczy. Jest to coś nowego, ale – broń Boże – nie chcę narzekać.

 

Zauważyłem, że na trybunach sporo nerwowości wprowadza fakt, że czasem wystarczy panu kontakt z wozem VAR, a czasem osobiście ogląda pan daną sytuację na monitorze.
Tomasz MUSIAŁ: To zależy od sytuacji. Podam przykład – piłka uderza w rękę zawodnika. Mówię sędziemu VAR, że dla mnie ręka była naturalnie ułożona i piłka tak się odbiła, że nie ma mowy o rzucie karnym. Wtedy on sprawdza i mówi: „miałeś rację”. Wtedy nie muszę biec do monitora. Ale gdy sędzia VAR powie: „Tomku, ręka była nienaturalnie ułożona, bo zrobił ruch i poszerzył obrys ciała”. No i wtedy biegnę do monitora, by sprawdzić, ocenić oraz podjąć ostateczną decyzję.

 

Piłkarze próbują wymuszać pewne pańskie zachowania?
Tomasz MUSIAŁ:  Zawsze podbiegają i wymuszają sprawdzanie sytuacji. Czasem dochodzi do tego, że zawodnik przewraca się przy rzucie rożnym i od razu wszyscy biegną do mnie. Najczęściej dzieje się tak, gdy piłka trafia w rękę, bo to są sytuacje nieoczywiste i budzące kontrowersje. Zazwyczaj jest tak, że mamy strzał z daleka, piłka się dziwnie odbija i od razu widzę las rąk (śmiech). W wozie VAR są monitory, gdzie mecz jest transmitowany z 3-sekundowym opóźnieniem i w takich prostych sytuacjach wystarczy rzut oka sędziego w wozie i mam w słuchawce jasność, co się wydarzyło. Wiele czynników ma wpływ na to, czy odgwizdujemy faule. Jesteśmy jednak przygotowani do tego najlepiej, jak możemy. W żadnym meczu nie ma dwóch takich samych sytuacji. Co roku FIFA wprowadza jednak nowości w przepisach, wiec zagranie ręką zawsze będzie kontrowersją. To było i jest też przedmiotem naszych szkoleń. Piłka to gra błędów i tak chyba zawsze będzie.

 

Czy VAR pozytywnie wpłynął na coraz mniejszą liczbę „symulek”?
Tomasz MUSIAŁ:  Na pewno. Jest mniej takich sytuacji, ale zawodnik czasem działa instynktownie. Ma sekundę na podjęcie decyzji i nagle coś mu w głowie „strzeli”, myśląc sobie: „przewrócę się, może się uda”. Nie uda się, bo jest VAR. Często tłumaczę piłkarzowi, co zrobił w poprzedniej akcji. Udowadniam mu, że widziałem, jak przepychał się z obrońcą przy stałym fragmencie gry. To działa, bo zawodnicy wiedzą, że kamera czuwa. Są jednak przypadki, kiedy nawet wiele kamer nie jest w stanie jednoznacznie ocenić danej sytuacji. Po prostu dokładnie nie widać.

 

Czy możliwe jest w przyszłości tłumaczenie decyzji kibicom, tak jak ma to miejsce w futbolu amerykańskim, w lidze NFL?
Tomasz MUSIAŁ:  Nie wiem. Na pewno zajęłoby to trochę więcej czasu, co wydłużyłoby sam mecz. W futbolu amerykańskim wszystkie przerwy są wykorzystywane na czas dla reklamodawców. Chodzi bowiem o show. Piłka nożna taka nie jest. Kibice lubią płynność gry. Ale być może ktoś, w formie eksperymentu, spróbuje czegoś takiego…

Tomasz Musiał w czasie meczu Piast Gliwice
Tomasz Musiał w tym sezonie prowadził dwa derbowe mecze Piasta Gliwice.
Fot. Michał Chiweduk/400mm.pl

 

Odnosi pan wrażenie, że spora część zawodników nie zna zbyt dokładnie przepisów gry?
Tomasz MUSIAŁ:  Nie zastanawiałem się nad tym, ale na pewno na ich korzyść przemawia obecnie fakt, że sędziowie mają cykliczne spotkania z drużynami. Piłkarze słuchają, a potem zawsze wywiązują się dyskusje. Zawodnicy coraz bardziej są wyedukowani, ale i tak próbują ugrać swoje. Z tyłu głowy mają zakodowane, że VAR czuwa. Często po analizie nadal zdarzają się protesty, ale tłumaczenie z naszej strony jest proste: „byłem, widziałem, obejrzałem dokładnie”. To jednak 10 procent przypadków. 90 procent wie, że podjęta decyzja była prawidłowa.

 

Rozmawiamy w Turcji, więc proszę powiedzieć, co polscy sędziowie robią w Antalyi?
Tomasz MUSIAŁ:  Przyjeżdżamy tu w tym samym celu co piłkarze, czyli po to, by przygotować się do drugiej części sezonu w odpowiednich warunkach. Ja jestem z Krakowa i u mnie bardzo trudno się trenuje, ze względu na smog. Używam specjalnych masek do biegania, ale to nie jest to samo, co w Turcji. Przez 10 dni możemy trenować na trawiastych boiskach. Mamy trzy treningi dziennie, zajęcia teoretyczne, wykłady, szkolenia, a także spotkania z panią psycholog. Praktycznie cały dzień mamy zajęty. W wolnym czasie chodzimy też do siłowni i – z tego co widzę – coraz więcej chłopaków z niej skorzysta. W zgrupowaniu uczestniczy 68 osób, w tym dwie panie.

 

Trening na boisku jest podobny do zajęć piłkarzy?
Tomasz MUSIAŁ:  I tak i nie. Zajęcia są urozmaicone i nie jest to tylko bieganie. Oczywiście nie mamy zajęć z piłkami, ale mamy treningi, które są stricte sędziowskie. Część kolegów udaje napastników, część obrońców, a sędzia ćwiczy na przykład wyłapywanie spalonego.

A jak wygląda część teoretyczna?
Tomasz MUSIAŁ:  Sędziowie muszą – co oczywiste – znać przepisy na pamięć. Ale mimo wszystko popełniamy błędy i chcemy je eliminować. Dlatego pracujemy nad koncentracją i na przykład nad poprawą ustawienia. Oglądamy filmy, analizujemy sytuacje. Omawiamy jak sędzia powinien „zarządzać” ludźmi, czyli piłkarzami. Opieramy się na materiałach, które otrzymaliśmy z UEFA, ale także analizujemy sytuacje z jesiennych meczów ekstraklasy. Dodam, iż po każdym meczu ligowym robimy samoanalizę. Mamy specjalną platformę, na którą wrzucamy klipy z prowadzonych spotkań i wszyscy możemy je oglądać. W Turcji nasze wykłady prowadzi były iłkarz i arbiter, Rosjanin Walentin Iwanow. Superczłowiek i superwykładowca. Zawsze „przywozi” nam sędziowskie nowości w przepisach. Jednym z tematów był na przykład „mobbing” piłkarzy na arbitrach; jak sobie z nim radzić, jak reagować.

Rozmawiał w Antalyi Krzysztof Brommer

 

Tomasz Musiał w czasie kursu trenerskiego w Turcji
W Turcji sędziowie analizowali mecze i starali się wyeliminować najczęściej popełniane błędy.
Fot. Piotr Kucza/400mm.pl