Czas pokazał, że miałem rację

W kieleckim klubie Tomasz Nowak rozpoczynał przygodę z poważnym futbolem. To w barwach Korony debiutował na najwyższym szczeblu rozgrywek. W jej kadrze figurował w latach 2007-2009 oraz jesienią roku 2010.

Wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się już zatrzeć?

TOMASZ NOWAK: Pamiętam, że debiutowałem w lidze meczem z Pogonią Szczecin i wygraliśmy 2:1. To była jeszcze ta Pogoń „brazylijska”. Wszedłem na jakiś kwadrans i na 20 piłek miałem 18 strat. Tak bardzo byłem zdenerwowany debiutem. Wspomnienia z kieleckiego etapu mojej kariery ciągle są oczywiście żywe. Bardzo dużo od tamtego czasu w Kielcach się jednak zmieniło. Ludzie, którzy grali ze mną w jednej drużynie, zostali działaczami albo pracują z dziećmi. Dzisiaj jestem już w zupełnie innym miejscu, ale Korona zawsze będzie bliska mojemu sercu.

Dziś pana domem jest Sosnowiec. Rację mają ci, którzy mówią, że Zagłębie powinno plasować się obecnie w górnej połowie tabeli?

TOMASZ NOWAK:  Trudno dać jednoznaczną odpowiedź na tak postawione pytanie. Na pewno jednak mamy na koncie cztery punkty za mało. W meczu z Górnikiem Zabrze byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym i to my powinniśmy schodzić z placu gry jako zwycięzcy. Zabrakło takiego piłkarskiego „zęba” w samej końcówce. Remis nie powinien paść również w domowym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław. Skończyło się 3:3, z czego cieszyli się tylko goście.

Prezes Marcin Jaroszewski twierdzi, że drużyna przegrywa sama ze sobą i remisuje sama ze sobą. Jak to zmienić?

TOMASZ NOWAK:  Trzeba mieć świadomość, że my tej ligi nie musimy się bać. Dorobek punktowy nie jest wprawdzie satysfakcjonujący, ale pokazaliśmy już, że jesteśmy w stanie zagrać z każdym jak równy z równym. Jestem przekonany, że przyjdą jeszcze takie spotkania, w których – nawet przegrywając – będziemy sięgać po komplet punktów. Na razie jesteśmy niepokonani od trzech kolejek i tratujemy to jako dobry prognostyk przed najbliższymi meczami.

W Kielcach zapowiada się wyjątkowo zacięty bój. Jak pan patrzy na efekty pracy Gino Lettieriego?

TOMASZ NOWAK:  Korona to drużyna, która ma swój styl i konsekwentnie tego stylu się trzyma. Jak na polskie warunki kielczanie prezentują bardzo ofensywny futbol. My też nie jesteśmy zespołem, który się kurczowo broni, więc należy się spodziewać meczu z wieloma bramkami. Nie mam nic przeciwko – byleby tym razem o jeden gol więcej widniał po naszej stronie.

Zagłębie uchodzi za ekipę nieobliczalną. Czas działa na waszą korzyść, bo zespół układany był przez całe lato. Jak z perspektywy kapitana przebiega boiskowa integracja nowych zawodników z tymi mniej doświadczonymi?

TOMASZ NOWAK:  Ani ja, ani dziennikarze nie ocenimy tego tak rzetelnie jak murawa. Wszyscy widzieli, że mieliśmy słaby początek. Zaczęliśmy rozgrywki ze zbyt dużym respektem. Każdy tydzień będzie jedna działał na naszą korzyść. To samo mówiłem dokładnie rok temu. I czas pokazał, że miałem rację.

Z ośmiu potyczek o punkty w pełnym wymiarze czasowym rozegrał pan zaledwie dwa. Czy lider zespołu nie potrzebuje większej stabilizacji w tej materii?

TOMASZ NOWAK:  Każdy zawodnik tego potrzebuje, nie tylko lider. Nie mam jednak problemu z tym, że zostaję na ławce albo schodzę z boiska w trakcie gry. Pewnie, że chciałbym grać wszystko „od deski do deski”. Ale liczy się drużyna.    

FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Długo borykaliście się z irytacją po wspomnianym meczu z Górnikiem? Zabrakło ledwie kilku minut do triumfu, a na kolejne starcie trzeba było czekać okrągły tydzień…

TOMASZ NOWAK:  Sporo czasu potrzebowaliśmy, żeby to przetrawić. Wiem to po sobie. Dawno nie byłem tak zły jak właśnie po meczu z Górnikiem. Wydawało się, że wszystko mamy pod kontrolą i że rywal nie jest nam w stanie zrobić krzywdy. Zdarzył się tylko jeden strzał poza zasięgiem naszego bramkarza, za co przyszło zapłacić dwoma punktami. A tymczasem co by się nie działo, należało to zwycięstwo wyrwać – za wszelką cenę. Na pewno wyglądalibyśmy dzisiaj inaczej nie tylko punktowo, ale i mentalnie…