Tomasz Wróbel: Mój księżyc jest wysoko

Miłośnik gór, wędkarstwa morskiego, a przede wszystkim ofensywnego futbolu. 38-letni Tomasz Wróbel jutro zacznie kolejne wyzwanie w barwnym życiu – prowadzenie w IV lidze Rozwoju Katowice, złożonego wyłącznie z młodych wychowanków klubu.


Kieruj się na księżyc, nawet jeśli nie trafisz to wylądujesz wśród gwiazd. Taki napis widnieje w domu Tomasza Wróbla, przed którym kolejne życiowe wyzwanie. Na szczeblu centralnym spędził 14 sezonów, z czego 8 – w ekstraklasie. Teraz jego małą ojczyzną będzie IV liga, do której po rocznym niebycie w seniorskim futbolu zgłosił się Rozwój Katowice. Drużynę złożoną w 100 procentach z wychowanków – co jest istnym ewenementem – poprowadzi właśnie „Dziambel”, opierając się na nastolatkach, z którymi w poprzednim sezonie w świetnym stylu wygrał rozgrywki I ligi śląskiej juniorów starszych.

– Długo się nie zastanawiałem. Lubię ambitne projekty, bo sam jestem ambitnym człowiekiem. Osobiście uważam, że wykonany ruch to najlepsza droga dla klubu. Widzę po naszej młodzieży wielkie zaangażowanie, straszną ochotę do gry i rywalizacji z zawodnikami bardziej doświadczonymi. Chcemy utrzymać się w IV lidze. Nie będzie łatwo, drużyna będzie składała się w zdecydowanej większości z juniorów, ale przed nikim się nie położymy – deklaruje Tomasz Wróbel.

Popłynęły łzy

Przed kilkunastoma dniami skończył 38 lat. Karierę piłkarską miał bardzo barwną, naznaczoną ponad 170 występami w ekstraklasie, wicemistrzostwem Polski i grą w eliminacjach Pucharu UEFA z GKS-em Bełchatów. Udzielił kilku niezapomnianych wypowiedzi, jak choćby tę o gang-bangu, gdy bełchatowianie w końcówce dali sobie wbić 3 bramki i przegrali z Cracovią 2:3. Choć sam śmieje się, że nadal czeka na propozycję z ekstraklasy, do której pójdzie nawet na kolanach, zakończył tę karierę po cichu. Od jego ostatniego meczu o punkty minęły już blisko 24 miesiące. W sierpniu 2018 Rozwój grał na wyjeździe z Siarką Tarnobrzeg.

– Nie byłem święty, ale do swych obowiązków podchodziłem profesjonalnie, dzięki czemu przez 20 lat unikałem poważnych kontuzji. W ostatnim meczu sam się jej nabawiłem. Rywal nie chciał mi niczego zrobić, to ja poszedłem wślizgiem. Moja wina… Zbyt duży impet spowodował, że kolano uciekło. Grałem w tym meczu do końca, bo bardzo chciałem, byśmy wyciągnęli przynajmniej remis, ale czułem, że coś jest nie tak. Nie należałem do osób, które się migały od treningów czy meczów. Co tydzień liczyłem, że będę gotowy na kolejny weekend. I kolejny, i kolejny… Unikałem jak ognia dokładnej diagnozy, ale w końcu trzeba było. Jedno USG – zerwane krzyżowe. Drugie USG – zerwane krzyżowe. Zrobiłem jeszcze rezonans, by się upewnić. Usiadłem z doktorem. Zapytał się o mój rocznik. Już wiedziałem, o co chodzi… Zatelefonowałem do trenera Marka Koniarka, który jest dla mnie jak ojciec, a po twarzy płynęły mi łzy. Nie mogłem z siebie wydusić słowa. Czułem, że tracę coś, co robiłem 20 lat i bardzo kochałem – opowiada „Dziambel”. Tak nazwał go swego czasu właśnie Koniarek i tak już zostało.

W II lidze też bywa pięknie

Na pytanie, czy czuje się piłkarzem spełnionym, odpowiada bez namysłu: – Oczywiście!

Z drugiej jednak strony, wydaje się, że gdyby wsadzić go do ekstraklasy dziś – z takimi parametrami, dynamiką, łatwością wygrywania pojedynków na skrzydle – mógłby jeszcze wyjechać na Zachód, zrobić większą karierę. Takich piłkarzy w naszej lidze – tej, w której on spędził blisko 8 lat – dziś zbyt wielu nie ma.

– „Kieruj się na księżyc, nawet jeśli nie trafisz to wylądujesz wśród gwiazd”. Tłumaczę swoim zawodnikom, że dla niektórych tym księżycem może być Liga Mistrzów, dla niektórych ekstraklasa, a dla niektórych II liga. Tam też można przez 15 lat grać, tworząc sobie piękne życie, łączyć obowiązki boiskowe z prowadzeniem jakiegoś biznesu. Dlatego nie zgadzam się z tym, że trenerzy muszą motywować młodych zawodników. To dla mnie niezrozumiałe. Oni zawsze muszą się starać i walczyć o lepszą przyszłość. Bywało, że nic mi nie wychodziło. Spektakularnie zawaliłem kilka meczów. W Bełchatowie po moim złym zagraniu nie weszliśmy do finału Pucharu Ekstraklasy. Przegraliśmy ważne spotkanie w Lubinie, bo w jednej sytuacji nie trafiłem w piłkę. Nikt nie miał jednak do mnie pretensji, bo widziano, że daję z siebie maksa na treningach i meczach. Tego samego oczekuję teraz i nigdy się nie zgodzę, by ktoś nie dawał z siebie 100 procent – przedstawia swoją filozofię nasz rozmówca.

Przejście na drugą stronę piłkarskiej rzeki odbyło się w jego przypadku płynnie, ale zaskakująco i nie bezboleśnie. Na kilka dni przed rozpoczęciem rundy wiosennej 2019 z przyczyn zdrowotnych sztab szkoleniowy Rozwoju opuścić musiał trener Rafał Bosowski, dziś prowadzący w katowickim klubie drużynę U-17. Jego miejsce zaproponowano Wróblowi, który stworzył duet z Markiem Koniarkiem. Zaczęli od imponującego 6:0 z… tą samą Siarką. Zespół nie grał źle, lecz finalnie nie uratował się przed spadkiem.

– Może zabrzmi to trochę arogancko, ale jestem przekonany, że gdybym był zdrowy, spadku by nie było. Miałem niezły początek sezonu, czułem się mocny i dobrze przygotowany. Trudno powiedzieć, jak potoczyłyby się losy klubu, ale twierdzę, że w sportowej bramce byśmy się utrzymali – przekonuje „Dziambel”.

Świadomy własnej wartości

Tamten spadek zbiegł się z likwidacją drużyny seniorów i wyprowadzką Rozwoju z ulicy Zgody 28, co było podyktowane względami finansowymi i walką o przetrwanie klubu. Wróbel jednak z Rozwoju się nie wyprowadził.

– Nie czułem się wielkim przegranym jako asystent trenera. Nabrałem wiele doświadczenia. Spojrzałem na wiele spraw z drugiej strony barykady. Miałem ogromną nadzieję, że wraz z trenerem Koniarkiem uda się utrzymać zespół, ale jeszcze większe były wtedy obawy. Szkoda ze nie zdołaliśmy się utrzymać. Nie chodzi tu o brak pokory, a świadomość własnej wartości. Można mnie za to lubić albo nie, ale jestem pełny wiary w swoje umiejętności i możliwości. Tak było przez 20 lat na boisku, tak jest teraz w szatni trenerów. Bardzo się cieszę i jestem wdzięczny Prezesowi Mogilanowi, że mi zaufał i powierzył drużynę juniorów. Tak naprawdę dopiero juniorzy starsi w sezonie 2019/20 byli moją pierwszą drużyną. Klub stworzył nam warunki do optymalnego przygotowania się do Ligi. Chłopaki ciężko przepracowali okres przygotowawczy. Wygraliśmy ligę A1, drużyna grała fajną , ciekawa i skuteczna piłkę. Choć nie było nas wielu, to nie mieliśmy problemów z wytrzymywaniem pełnych meczów, bieganiem na dużych prędkościach. Bardzo dobrze to wyglądało – wspomina Tomasz Wróbel.

500 stron rękodzieła

Legitymuje się licencją trenerską UEFA A, docelowo zamierza powalczyć oczywiście o tę najwyższą, czyli UEFA Pro.

– Wiedzę zdobywałem przez 20 lat, skończyłem AWF. Uważam, że mój czas nadejdzie. Chcę wszystko robić systematycznie, uzyskać papiery. Teoretycznie powinno zaczynać się od asystentury. Miałem w życiu ze 30 trenerów, wielu świetnych. Trenerzy Lenczyk, Probierz, Janas, Ulatowski, Bartoszek, Moskal, Papszun, Motyka, Brehmer, Koniarek, Górak, Kiereś… Od każdego starałem się czerpać. Śmieję się, że już wtedy byłem asystentem. Słuchałem, uczyłem się, zapisywałem kolejne zeszyty. Gdy inni siedzieli z tyłu autokaru i grali w karty, ja kompletowałem notatki. Mam 500 stron różnego rodzaju zapisków, spostrzeżeń, ćwiczeń, myśli. To rękodzieło tworzone przez 20 lat. Przed treningami, po treningach, dzięki różnym rozmowom. No a w karty też grałem. Jak każdy! – śmieje się wychowanek Rozwoju.

I dodaje: – Mam w klubie trenerów, którzy sporo mi podpowiadają, maja większe doświadczenie w prowadzeniu drużyn w seniorskiej piłce. Przegadaliśmy już setki godzin, a pewnie tysiące jeszcze przed nami. Fajnie jest wymieniać poglądy i jednocześnie się uczyć.

W IV lidze atutami jego drużyny mają być walory piłkarskie, jakość, styl – bo warunkami fizycznymi młodzież się w tych rozgrywkach nie obroni. Ale Wróblowi to pasuje.

– Piłka się zmienia. Kiedyś wygrywały drużyny, które przede wszystkim się broniły. Jose Mourinho zdobywał trofea defensywą. To samo chciał zastosować w Manchesterze United – ale nie wyszło. Dziś liczą się zespoły ofensywne. Manchester City, Liverpool – one w niewielu fragmentach meczów się bronią. Miło było, gdy na jednej z kursokonferencji w Poznaniu podszedł do mnie pewien trener i zapytał się, czy moglibyśmy zagrać sparing, bo był na jakimś meczu Rozwoju i widział, jak gramy. Powiedział, że nie chodzi mu o wynik – wygraliśmy wtedy 5:0 – a styl i dominację na boisku. Chcę sprzedawać swoim zespołom ofensywną wizję. Mam nadzieję, że to się kiedyś obroni. Pięknie byłoby usiąść kiedyś na ławce i zobaczyć zbudowaną przez siebie drużynę, która dominuje., z której klub i kibice będą dumni… – zamyśla się.

Trochę „cyknięty”

Jego życie to nie tylko piłka. Pasjonuje się górami. Zdobył „Koronę Gór Polski”, zaliczając 28 szczytów.

– Zrobiłem już prawie całe Tatry. Wziąłem też sobie książeczkę „Korony Gór Europy”, polegającą na zdobywaniu najwyższego szczytu każdego europejskiego kraju. Czas pokaże, ile się uda… – uśmiecha się Wróbel, regularnie odwiedzający też Norwegię.

– Mój tata był tam z 10 razy i zaszczepił to we mnie. Tam są najpiękniejsze ryby. Wędkarstwo morskie – to jest coś! Bo takie polskie mnie nie kręci, przy całym szacunku dla tych osób, które się nim pasjonują. W Norwegii nigdy nie wiesz, co złowisz. Wszystko może się trafić, nawet rekin. Raz złapałem zębacza. Kocham to uczucie, gdy adrenalina skacze, choć czasami to wręcz przesada. Raz w Tatrach postanowiłem sobie zrobić zdjęcie na Mięguszowieckich Szczytach, na tle Morskiego Oka. Poszedłem poza szlak… Był moment, kiedy myślałem, że będę musiał wezwać helikopter. Jestem trochę „cyknięty” – nie kryje Wróbel, który próbował w życiu wielu zajęć.


Przeczytaj jeszcze: Czekając na stadiony


– Mam różne ciekawe plany i projekty do spełnienia, chcę na przykład przepłynąć kajakiem z gór nad morze – przyznaje trener Rozwoju – przyznaje trener Rozwoju.

Trzeba spełniać marzenia

W zasadzie – choć pisaliśmy o końcu kariery – należy tytułować go grającym szkoleniowcem. Do IV ligi został zgłoszony, wystąpił w ostatnim kwadransie letniego sparingu ze Szczakowianką Jaworzno (1:1).

– Kiedyś obiecałem sobie, że zakończę granie na szczeblu centralnym. Chciałem rywalizować o konkretne cele na maksymalnie wysokim poziomie i nigdy nie dopuścić do sytuacji, w której będę odstawał od ludzi niebędących piłkarzami. Są jednak kluby, dla których robi się wyjątek, dlatego jest szansa, że jeszcze pobiegam w tym sezonie po boisku. Nie chcę zajmować miejsca żadnemu z tych chłopaków. Nie o to chodzi. Ja już swoje pograłem, a szkoda byłoby stawać komukolwiek na drodze do marzeń. Powiedziałem sobie kiedyś, że gdy będę musiał grać w niższej lidze, to tylko po to, by pomóc klubowi, młodym chłopakom. Na pewno nie z powodu chęci grania w nieskończoność w piłkę – podkreśla.

Utrzymanie młodziutkiej drużyny Rozwoju w IV lidze w roli grającego trenera byłoby pięknym pomostem między jego drogą szkoleniową a zawodniczą, która mimo wszystko w pełni skonsumowana nie została.

Wróbla raz jeszcze bierze na wspominki. – Miałem propozycję z Rosji. Chciał mnie Lech, ale nie dogadał się z Bełchatowem. Chciał mnie w Górniku świętej pamięci Krzysiu Maj, kapitalny człowiek. Kto jednak wie? Może gdyby potoczyłoby się inaczej, to nie skończyłbym uczelni? Może bym się wykoleił i wspominał, że kiedyś to miałem pieniądze, a nie mam nic? Przez 20 lat przeżyłem świetne chwile. Zagrałem na pięknych stadionach przy tysiącach kibiców, poznałem setki ludzi. W głowie siedzi myśl: „Mogłeś więcej”. A może mogę właśnie teraz? Trzeba spełniać marzenia. Jednym z nich jest to, by znaleźć się w mocnym klubie, który mi zaufa i umożliwi zbudowanie drużyny, która będzie wygrywać i dominować; z której będę dumny ja i Ludzie którzy mi zaufają. Mam mnóstwo celów do zrealizowania. Czas i piłka nożna często są źródłem pokory! Idealne połączenie. Czas pokaże, jak to na tej ławce trenerskiej będzie. Zacytuję jeszcze wielkiego pięściarza, Muhammada Alego: „Ktoś kiedyś powiedział, bym nie brał kęsów większych niż takie, które mogę przeżuć… Lecz ja wolę udławić się niesamowitością, niż zaledwie nadgryźć przeciętność”. Coś w tym jest…


20 LAT i 1 miesiąc wynosi średnia wieku kadry Rozwoju Katowice na IV-ligowy sezon. Bez 38-letniego Tomasza Wróbla byłoby to równe 19 lat!

171 WYSTĘPÓW w ekstraklasie zaliczył Tomasz Wróbel. Wszystkie – w GKS-ie Bełchatów (2006-12). Strzelił 15 goli.

5 KLUBÓW ma w CV Tomasz Wróbel. Prócz Rozwoju i Bełchatowa są to Górnik Polkowice, GKS Katowice i Raków Częstochowa.

706 DNI mija od ostatniego występu Wróbla w ligowym meczu (18 sierpnia 2018, Siarka – Rozwój 1:0).

40 PUNKTÓW w 15 kolejkach I ligi wojewódzkiej juniorów starszych zdobyła jesienią drużyna Rozwoju pod wodzą trenera Wróbla (13 zwycięstw, 1 remis, 1 porażka).


Na zdjęciu: Trener Wróbel wpaja swoim młodym podopiecznym filozofię ofensywnego futbolu.
Fot. Tomasz Błaszczyk