Tomasz Wróbel: Oprócz grania będzie jeszcze praca

Jak w Opolu przyjęliście decyzję o zakończeniu sezonu? Zapewne czujecie rozczarowanie, skoro brązowi medaliści poprzedniego sezonu kończą go na piątym miejscu…

Tomasz WRÓBEL: – Musimy się z tym pogodzić, dzisiaj pewnie nic nie jest w sporcie sprawiedliwe, ale są ważniejsze sprawy. Piątego miejsca na tym etapie rozgrywek już byśmy nie poprawili, ale można było optymistycznie patrzeć na play off, w którym zwykle radziliśmy sobie nadspodziewanie dobrze. Szkoda ćwierćfinału z Azotami Puławy, ale także meczu u siebie w Pucharze EHF z MT Melsungen, pierwszy raz do Opola zawitałby przedstawiciel Bundesligi. Pozostał żal i niedosyt, ale musimy to zaakceptować.

Wszyscy boją się o przyszłość, zakończony przedwcześnie sezon pozbawia kluby dochodów, sponsorzy stoją na krawędzi bankructwa. Jak głęboki czeka nas kryzys w sporcie?

Tomasz WRÓBEL: – Kluby nie mają przede wszystkim dochodów z dnia meczowego. Jeżeli jeszcze ich sponsorzy działali w branżach najbardziej dotkniętych pandemią, mogą tego nie wytrzymać i upadną, albo będą musiały podjąć twarde kroki, by przetrwać, m.in. radykalnie obciąć kontrakty zawodnikom.

To raczej nieuniknione. Na dodatek dziś wciąż jeszcze nie znamy skali kryzysu, nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji, jakie realnie dotkną gospodarkę, a co za tym idzie sport. Kto wie, czy nie zmieni się status sportowców. Być może będą musieli wykonywać jeszcze inny zawód oprócz grania w piłkę ręczną, zostaną półzawodowcami. Nie wykluczam, że liga pójdzie i w taką stronę.

Jak duże wpływy Gwardia miała z dnia meczowego?

Tomasz WRÓBEL: – Z każdego meczu w tym sezonie mieliśmy zysk, średnio na poziomie 5 tysięcy złotych, ale liczyliśmy na dużo większy niż w poprzednim sezonie, kiedy łącznie było to ćwierć miliona. To dla nas duża wartość, a czekały nas jeszcze ćwierćfinały ligi, może mecze o medale, do tego ciekawe spotkanie w Pucharze EHF z Melsungen, na które przyszłoby zapewne ze trzy tysiące widzów. Najmniej zarabialiśmy na meczach „telewizyjnych”…

Dlaczego?

Tomasz WRÓBEL: – Bo ewentualne zyski zjadają koszty wynajęcia i rozłożenia maty taraflex, ekranów ledowych dla reklam. Do tego dochodzą koszty oprawy meczowej, techników, większej ochrony, pogotowia…

Nie zarabiacie na reklamach w TV?

Tomasz WRÓBEL: – Sponsorzy naprawdę się o to nie biją. Może jak jacyś marketingowcy powiedzą, jak je załatwić, to zapraszamy. Ale trudno o to, gdy w poprzednich sezonach ligę śledziło (na antenie platformy nsport – przyp. red.) kilka, kilkanaście tysięcy widzów, a przełożenie z lepszej oglądalności w TVP Sport może będzie w przyszłym sezonie. W każdym razie jesteśmy pewnie w wąskim gronie, w którym na transmisji kluby nie tracą, czyli tam, gdzie rozgrywają mecze w nowoczesnych halach – w Kielcach, Płocku czy Kaliszu.

Gwardia ma oparcie w spółkach komunalnych, więc teoretycznie w kryzysie powinna mieć miękkie lądowanie…

Tomasz WRÓBEL: – Może nie jesteśmy w najgorszej sytuacji, ale wiele zależy od tego, jak długo potrwa zawieszenie. Jeżeli miesiąc, dwa – jeszcze w porządku, ale jeżeli dłużej, to samorządy też będą szukać oszczędności, także w wydatkach na sport. To samo spółki skarbu państwa. A kto dziś zagwarantuje, że kolejny sezon superligi ruszy we wrześniu? Staramy się sondować naszych partnerów, monitorować sytuację, ale wiadomo, że trudno dziś o jakiekolwiek spotkania i konkretne rozmowy.

Jak z sytuacją radzą sobie zawodnicy, jakie jest morale w zespole?

Tomasz WRÓBEL: – Dbają o formę indywidualnie według rozpiski trenera Rafała Kuptela, ale piłka ręczna to sport zespołowy, więc to namiastka. Kilku doświadczonych zawodników w drużynie przeżyło w swoich karierach trudne sytuacje, ale nasz zespół składa się głównie z młodych graczy, dla nich to coś, z czym jeszcze się nie zetknęli. Obecna sytuacja przekonuje także, że warto mieć drugą ścieżkę. Zawsze powtarzam chłopakom, że trzeba iść w życiu dwutorowo, studiować, robić coś jeszcze, żeby się zabezpieczyć, czy to na wypadek kontuzji, czy choćby takich nieprzewidzianych wydarzeń, jak ta, która dotknęła wszystkich dzisiaj.

Na zdjęciu: Nie tylko gwardziści, ale całe środowisko sportowe intensywnie zadaje sobie pytanie, kiedy wróci do „normalności”…