Tomczak: Czasem głowa nie podaje

Tomasz MUCHA: Jak się czuje mała Róża?

Bartłomiej TOMCZAK: – Dziękuję, ma się dobrze, ale do piątku z żoną zostanie jeszcze w szpitalu w Ostrowie Wielkopolskim, w naszym rodzinnym mieście, gdzie we wtorek przyszła na świat. Trzeba poczekać, czy nie rozwinie się żółtaczka.

Macie już 3-letnią córkę Lilianę. Na syna przyjdzie zatem jeszcze poczekać?

Bartłomiej TOMCZAK: – Na razie cieszymy się bardzo z Różyczki. To były bardzo emocjonujące godziny, dni… A co dalej, przyszłość pokaże.

Jeszcze dom trzeba wybudować!

Bartłomiej TOMCZAK: – Na razie, jak zdrowie pozwoli, chciałbym pograć jeszcze z 5-6 lat w piłkę ręczną, więc i dom musi poczekać.

Mimo tych silnych przeżyć we wtorek, kilkadziesiąt godzin później stawił się pan na parkiecie w Kaliszu. Wyglądało jednak na to, że na mecz z Energą wyszliście jako zespół zbyt upojeni ostatnimi wydarzeniami, pokonaniem Wisły Płock i Azotów. Przegrywaliście już 5:13…

Bartłomiej TOMCZAK: – Na pewno nie zlekceważyliśmy przeciwnika – mogę zapewnić. To gorący teren, dobrze wiedzieliśmy, gdzie zagramy, już w poprzednim sezonie nie było nam tam łatwo. Natomiast faktem jest, że była to chyba nasza najgorsza pierwsza połowa w tym sezonie. Najwięcej pretensji mam sam do siebie. W ciągu tych 30 minut nie wykorzystałem pięciu okazji, gdy w poprzednich siedmiu meczach w sumie trzech. To daje jakiś obraz tego, skąd taki wynik w pewnym momencie meczu.

W sumie, tak po ludzku, miał pan prawo być rozkojarzonym…

Bartłomiej TOMCZAK: – Nie chcę tego tak tłumaczyć. Czasem tak jest, że głowa nie podaje, przychodzi słabszy dzień. Fantastycznie, że drużyna tak świetnie zareagowała w drugiej połowie, a ja zasłużenie usiadłem na ławie i kibicowałem chłopakom, którzy rozstrzygnęli mecz w rzutach karnych. Ten mecz miał kilku bohaterów – rewelacyjnie bronił Martin Galia, z dobrej strony pokazał się Patryk Gluch, Rafał Gliński świetnie rozdzielał piłki i sam punktował…

Ale – po wygranych w Płocku i z Azotami, drugą i trzecią drużyną poprzedniego sezonu – bardziej chyba straciliście punkt niż zyskaliście dwa?

Bartłomiej TOMCZAK: – Jasne, na dodatek wyszliśmy w drugiej połowie już na plus trzy – z tej perspektywy to porażka. Ale jeżeli spojrzeć, że było też minus osiem, ostateczny wynik to wyczyn i jest dla nas korzystny. Jestem zbudowany, jak nawet z pozornie beznadziejnej sytuacji potrafiliśmy wyjść z twarzą. Poza tym każdy mecz wyjazdowy w tej lidze to naprawdę wielkie wyzwanie. Wróciły spadki i każdy zespół zwłaszcza we własnej hali walczy jak o życie.

Trener Rastislav Trtik był na was bardzo zły?

Bartłomiej TOMCZAK: – Wszyscy byliśmy źli na siebie za to, jak zaczęliśmy mecz. Ale na szczęście emocje nie wzięły góry, trener podszedł do sprawy merytorycznie, przekazał w przerwie konkretne uwagi i to się zmieniło, a po końcowym gwizdku mogliśmy wszyscy być w miarę zadowoleni.

Mimo potknięcia w Kaliszu ze swojej postawy przed przerwą na reprezentację macie prawo być chyba zadowoleni?

Bartłomiej TOMCZAK: – Gdyby mi ktoś przed inauguracją ligi powiedział, że po meczach z całą czołówką będziemy mieć na koncie siedem zwycięstw i tylko porażkę z Vive, nie uwierzyłbym, brałbym w ciemno. To napawa nas optymizmem przed dalszą częścią sezonu.

Na zgrupowania różnych reprezentacji porozjeżdżała się ponad połowa Górnika, a pan? Dostał wolne dla córeczki?

Bartłomiej TOMCZAK: -Będzie pewnie kilka dni, taka była umowa z trenerem – jeżeli wygramy z Azotami i w Kaliszu. Następny mecz czeka nas dopiero za ponad dwa tygodnie, 4 listopada ze Stalą Mielec.

 

Na zdjęciu: Bartłomiej Tomczak zebrał wiele gratulacji od kolegów po narodzinach córki; sam gratulował kolegom drugiej połowy meczu w Kaliszu.