Towarzysze niedoli z Roosevelta

Kontuzje dopadły ich w niewielkim odstępie czasu. Najpierw pech dopadł Konrada Nowaka, który 19 sierpnia ubiegłego roku zerwał więzadło krzyżowe w meczu rezerw Górnika Zabrze z Unią Turza Śląska (3:1). „Kondziu” spędził wówczas na boisku niespełna godzinę. Rafała Wolsztyńskiego pech dopadł 10 września w meczu wyjazdowym z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza (2:1). Z powodu identycznego urazu co kolega z zespołu musiał opuścić plac gry w 36 minucie spotkania.

Włoskie „wakacje”

Konrad Nowak od razu trafił do kliniki profesora Pier Paolo Marianiego w Rzymie, który najpierw wykonał zabieg przygotowujący do rekonstrukcji więzadeł, a dopiero potem przeprowadził – w grudniu ubiegłego roku – właściwą operację. Rafał Wolsztyński najpierw „poszedł pod nóż” w Gdańsku, ale potem i tak trafił w ręce profesora Marianiego. – Operacja w Gdańsku udała się, ale musiałem mieć jeszcze jeden zabieg – powiedział napastnik Górnika Zabrze. – Tak trafiłem w grudniu do profesora Marianiego, który leczył wcześniej Aka Milika i Konrada Nowaka.
Potem duet Nowak – Wolsztyński wspólnie jeździł – w lutym i marcu – do Włoch na konsultacje i badania rezonansem magnetycznym. – Kiedy Rafał zdecydował się na operację we Włoszech, to była dla mnie bardzo przyjemna wiadomość – zapewnia Konrad Nowak. – We dwójkę łatwiej znosić rozbrat z boiskiem, łatwiej przetrwać. Mieszkaliśmy w jednym pokoju w motelu, razem jeździliśmy na wszystkie kontrole do kliniki. Praktycznie nie mieliśmy zbyt dużo wolnego czasu.

– Konrad zna język angielski perfekt, ja tylko chodziłem za nim z plecakiem – śmieje się Rafał Wolsztyński. – On wszystko miał ustalone od A do Z. Było nam we dwójkę o wiele raźniej, było z kim porozmawiać o wielu różnych rzeczach, w tym o rehabilitacji. Dzięki Konradowi zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie ze słynnym włoskim napastnikiem, Francesco Tottim. Gdy go zobaczyłem, byłem w szoku, nie potrafiłem z siebie wykrztusić nawet słowa. To Konrad poprosił go o zdjęcie.

Dwa spojrzenia

Na pytanie, czy w obecnej kadrze Górnika jest najbardziej pechowym piłkarzem, Konrad Nowak odpowiedział: – W pierwszym momencie nie chciałem uwierzyć w to, co się stało. Poczułem ten sam ból, co za pierwszym razem, no i niestety, musiałem się z tym zmierzyć. Nie miałem momentu zwątpienia, może na początku, ale potem wszyscy – dziewczyna, rodzina, koledzy z drużyny – motywowali mnie. Nie miałem wątpliwości, że wrócę na boisko jeszcze silniejszy. Na szczęście to już jest za mną, muszę się z tym pogodzić. Wszystkie badania wykazały, że moje kolano jest już w pełni sprawne. Mam już „czystą” głowę, chciałbym w końcu zagrać cały sezon, cały rok, bez poważnej kontuzji. No i cieszyć się grą.
Natomiast Rafał Wolsztyński widzi w swojej kontuzji palec Boży. – To nie był pech, moje kontuzje to pokłosie mojego podejścia do futbolu – stwierdził z przekonaniem. – Kiedyś nie było ono najlepsze, ale nie wracajmy do tego. Dostałem sygnał z góry, że warto zadbać o swoje zdrowie, o moje przygotowanie do treningu i meczu. Muszę skupić się na piłce, nie myśleć o innych głupich rzeczach i pierdołach. Mam nadzieję, że to już wszystko minęło, myślenie tylko o piłce i zaangażowanie na treningach przyniesie efekt.

Katorga

Rehabilitacja po operacji to dla zawodnika próba wytrwałości i cierpliwości. Czy piłkarze Górnika postrzegają ją jako istną katorgę? – Tak – nie ma wątpliwości Konrad Nowak. – Trzeba ciężko pracować, by wrócić fizycznie do tego momentu, w którym się było przed kontuzją. Nawet dwa razy mocniej niż zwykle. Ale jak się człowiek całkowicie zaangażuje w proces rehabilitacji, to czas szybciej leci. Rehabilitowałem się w „Fizjoficie” i te metody było troszkę inne niż we Włoszech. Więcej ciężarów, więcej uwagi zwracaliśmy na to, by odbudować ten mięsień, żeby kolano było całe „obudowane”, żeby nic złego się nie wydarzyło.

– To była droga przez mękę – przyznaje Rafał Wolsztyński. – Żmudna i czasochłonna. Wracałem do domu późnym wieczorem, więc nie miałem zbyt dużo czasu dla rodziny. Po okresie rehabilitacji miałem tylko tydzień urlopu. Nie pojechaliśmy z żoną na wczasy zagraniczne, bo mamy małą córeczkę. Pojeździliśmy trochę po Polsce, byliśmy w Krakowie, we Wrocławiu. I to musiało nam wystarczyć.

Nie jest Neymarem

Czy na treningach koledzy bardziej „uważają” na obu rekonwalescentów, by przypadkiem nie zrobić im krzywdy? – Nie może być dla mnie taryfy ulgowej, ja też nie chcę, by ktokolwiek traktował mnie ulgowo – powiedział Konrad Nowak. – Muszę być przygotowany na każdą ewentualność, przeciwnik przecież nie będzie się ze mną obchodził jak z jajkiem. Jestem pewny, że moje kolano wytrzyma, więc w głowie nie mam żadnej bojaźni.
– Na treningach koledzy nie okazują mi żadnych względów, nie odstawiają nogi – zapewnia Rafał Wolsztyński. – I słusznie, przecież nie jestem Neymarem. Nie muszą na mnie uważać, jestem przecież zdrowy. Teraz identyczną sytuację jak ja przeżywa mój brat, Łukasz. Na pewno nie pozazdrościł mi, bo to jest najgorszy uraz, jaki może się przytrafić zawodnikowi grającemu w piłkę. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, że Łukasz złapał identyczną kontuzję jak ja. Może geny? Trudno, stało się. Teraz trzeba podnieść głowę, ale wiem, że Łukasz to zrobi i wróci do nas jeszcze silniejszy.

Mógł być najlepszy…

Poprzedni sezon Rafał Wolsztyński zaczął bardzo dobrze, w czterech meczach ekstraklasy zdobył dwa gole, tyle samo w dwóch spotkaniach Pucharu Polski. To mógł być najlepszy sezon w jego dotychczasowej karierze? – Teraz można tylko gdybać – stwierdził piłkarz. – Byłem dobrze przygotowany, wszystko układało się super. Najpierw dwa gole w Pucharze Polski z Ostródą, potem gol w debiucie w ekstraklasie z Arką, w kolejnym meczu z Cracovią znowu gol. Życie szybko sprowadziło mnie na ziemię, bo chyba trochę „odfrunąłem”. Mimo wszystko szkoda, że tak się to ułożyło, bo czułem się dobrze. Wierzę jednak, że teraz będzie podobnie i jak wyjdę na murawę, to zrobię to samo (Rafał Wolsztyński zagrał kwadrans w pucharowym meczu z Zarią Balti – przyp. BN).

Konrad Nowak nie zdążył się rozpędzić – dwa mecze w ekstraklasie, dwa w Pucharze Polski i jeden – ten pechowy – w III lidze. – Byłem na każdym meczu w Zabrzu od momentu, gdy mogłem normalnie się poruszać – powiedział pomocnik Górnika. – Chciałem być z drużyną, po meczach wchodziłem do szatni, rozmawiałem z chłopakami, albo im pogratulować, albo pocieszyć po porażce.

Pełna satysfakcja

Jak przyjęli obaj pechowcy czwarte miejsce Górnika na mecie poprzednich rozgrywek? Uważają to za duży sukces zespołu, czy też są rozczarowani? – Czwarte miejsce na mecie przyjęliśmy z uśmiechem na twarzy, bo ciężko na to pracowaliśmy – zapewnia Konrad Nowak – Wiadomo że zawsze może być lepiej, ale patrząc jak ubiegły sezon się układał, jak piłkarzy Górnika dopadła plaga kontuzji, to czwarte miejsce jest dużym sukcesem.
– Zawsze chcemy wygrywać i być jak najwyżej w tabeli – powiedział Rafał Wolsztyński. – Ten wynik sprawił, że z jednej strony odczuwamy niedosyt, bo zabrakło nas na „pudle”. Z drugiej – gramy przecież w europejskich pucharach. Jest to dla nas historyczny wyczyn.