Tragedia w trzech aktach

Po porażce na własnym boisku ze Śląskiem Wrocław tylko niepoprawny optymista może wierzyć w utrzymanie Miedzi w ekstraklasie. W cud wierzy chyba tylko trener Dominik Nowak, ale czy wierzą jego podopieczni? Szkoleniowiec beniaminka z Legnicy dał temu wyraz na pomeczowej konferencji prasowej. – Zawodnicy płakali po meczu – powiedział trener legniczan. – Zdajemy sobie sprawę, że sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest bardzo trudna, ale nie jest jeszcze beznadziejna. Jeżeli walczysz, to tę iskierkę możesz dać. Na mecz z Wisłą Kraków musimy pojechać z nastawieniem wygrania spotkania. Nie mówię o złości sportowej, bo ona jest. O sytuacji będziemy rozmawiać dopiero po meczu z Wisłą, bo Miedź jeszcze z ekstraklasy nie spadła.

Jak wiadomo, nadzieja zawsze umiera ostatnia i byłoby źle, gdyby trener stracił wiarę w powodzenie misji ratunkowej. Przeciwko Dominikowi Nowakowi są jednak fakty. Nie zgadzam się z teorią, że „Miedzianka” pogrzebała swoje szanse na utrzymanie w elicie meczami na własnym boisku. Na Stadionie im. Orła Białego legniczanie zdobyli bowiem 25 punktów w 19 meczach (7 zwycięstw, 4 remisy, 8 porażek), ale tragicznie wygląda ich bilans meczów wyjazdowych. Na obcych boiskach podopieczni trenera Nowaka zdobyli raptem 12 „oczek” (2 wygrane i 6 remisów) i tylko drugi beniaminek, Zagłębie Sosnowiec, spisywał się gorzej na wyjazdach. Moim zdaniem tu jest pies pogrzebany. Dlatego nie wierzę, by legniczanie uniknęli stryczka, nawet wygrywając w Krakowie.

Miedź waliła głową w mur

Drugim powodem degradacji Miedzi na zaplecze ekstraklasy byłą fatalna polityka transferowa. Wystarczy spojrzeć ilu i jakiej jakości zawodników sprowadzono w dwóch ostatnich okienkach transferowych. Bez cienia złośliwości trzeba powiedzieć, że były to zakupy hurtowe. Owszem, nigdy poczynione zakupy nie będą w stu procentach trafne, lecz w ostatnim roku w kadrze beniaminka było zbyt dużo „sabotażystów”. Co gorsza, w tym samym czasie pozbyto się kilku piłkarzy, którzy prezentowali wyższą jakość od nowo pozyskanych.

Błędem było też powierzenie funkcji dyrektora sportowego Markowi Ubychowi. Nie chodzi tylko o jego wiek, ale doświadczenie na rynku transferowym. W innym klubie taki szybki awans z kierownika drużyny na dyrektora sportowego nie byłby możliwy. Wiadomo, że w Miedzi za wszystkie sznurki pociąga właściciel klubu, Andrzej Dadełło. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że bardzo często kieruje się on zasadą „niepotrzebni są ludzie zdolni, tylko posłuszni”.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ