Tragiczna sytuacja Zagłębia Sosnowiec martwi

Gra z nożem na gardle Zagłębiu nie wychodzi. Były gracz sosnowiczan zaniepokojony sytuacją klubu ze Stadionu Ludowego.


Tomasz Nawotka w bieżącym sezonie broni barw ŁKS-u Łódź, ale z niepokojem patrzy na sytuację Zagłębia, klubu, w którym spędził 2,5 roku. To właśnie z Sosnowca 24-latek przeniósł się do Łodzi. W sobotę po raz drugi w bieżącym sezonie zagra przeciwko byłym kolegom.

Jesienią Nawotka wraz z zawodnikami z Łodzi triumfował w Sosnowcu. ŁKS wygrał tamto spotkanie 2:1. „Nawot” pojawił się na boisku tuż po przerwie i było to dobre posunięcie ówczesnego szkoleniowca łodzian, Wojciecha Stawowego. To właśnie po jego szarży w 50 minucie goście egzekwowali rzut wolny z okolic pola karnego, którego na bramkę zamienił Pirulo.

W sobotę Nawotka ponownie liczy na występ przeciwko ekipie z Sosnowca. – Uporałem się już z urazem kostki i walczę o miejsce w składzie. Fajnie będzie znów spotkać się z byłymi kolegami, bo chociaż w klubie doszło do sporych zmian, to jednak wciąż mam tam kumpli. Oczywiście podczas meczu sentymentów nie będzie – uśmiecha się piłkarz, którego niepokoi sytuacja byłego klubu.

– ŁKS jest teraz najważniejszy, walczymy o powrót do ekstraklasy i wierzę, że nam się ta sztuka uda, ale Zagłębie jest mi wciąż bliskie i chciałbym, aby ten zespół walczył o zupełnie inne cele. Trudno mi powiedzieć, dlaczego sytuacja jest tak tragiczna. Gdyby nie fakt, że ligę opuszcza tylko jeden zespół, to byłoby naprawdę źle. Już w zeszłym sezonie graliśmy poniżej oczekiwań, niemal do końca rozgrywek walczyliśmy o utrzymanie, ale nie byliśmy na dnie. Teraz jest doświadczony trener, są piłkarze, zimą dokonano moim zdaniem przemyślanych transferów, a mimo to nie ma wyników – podkreśla Nawotka, który próbuje znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy.

– Kiedy przychodziłem do Zagłębia walczyliśmy o ekstraklasę. Na każdym kroku odczuwało się sporą presję, bo to klub z przeszłością, tradycją, który przez wiele lat był na szczycie. Potem różnie bywało, ale na przestrzeni kilku ostatnich lat klub piął się w tabeli, zaliczył kolejne awanse. Cały czas gra była o wysoką stawkę. Problemy zaczęły się w ekstraklasie.

Przyszła walka o ratowanie ligowego bytu, zakończona niepowodzeniem i z zespołu, który bił się o wyższe cele, Zagłębie musiało odnaleźć się w nowych realiach. Pierwszy sezon po spadku to zawsze niewiadoma, w klubie głośno mówiło się o tym, aby nie powtórzyć błędów innych klubów i ostatecznie udało się obronić I ligę.

Kolejny sezon miał być nowy otwarciem, ale tak się nie stało, zespół znów ugrzązł na dole tabeli i widać, że gra z nożem na gardle nie wychodzi Zagłębiu, które na pewno nie zasługuje, patrząc oczywiście na skład personalny, na ostatnie miejsce w tabeli.

Mimo problemów Zagłębia piłkarz ŁKS-u ostrożnie podchodzi do najbliższego starcia z ekipą z Sosnowca. – Na pewno nie zlekceważymy rywala, bo często mecze z takimi rywalami są najtrudniejsze. Zresztą trener Kazimierz Moskal niedawno pracował w ŁKS-ie, w klubie są piłkarze z tamtego okresu jego pracy, tak więc pewne wnioski i przemyślenia też będzie miał. Zagłębiu życzę samych zwycięstw, oczywiście poza meczem z nami. Potem niech wygrywają i spokojnie utrzymają się w lidze – zaznacza pomocnik łodzian, którzy po raz pierwszy na własnym stadionie zagrają pod wodzą nowego trenera, Ireneusza Mamrota.


Czytaj jeszcze: W Sosnowcu biją na alarm

– Nie lubię i nie komentuję decyzji zarządu w takich kwestiach. Piłkarze są od grania. ŁKS to klub medialny, cieszący się w Łodzi dużym zainteresowaniem. Tutaj analizowany jest każdy błąd, każda porażka. Celem jest awans do ekstraklasy. Działacze zdecydowali, że potrzebna jest zmiana, stąd nowy trener. Efekt „nowej miotły” dość szybko zadziałał, bo wygraliśmy w Olsztynie. Chcemy punktować, wygrywać i zapewnić sobie bezpośredni awans do ekstraklasy – mówi na zakończenie piłkarz.


Na zdjęciu: Tomasz Nawotka (z lewej) na boisku nie stosuje taryfy ulgowej wobec piłkarzy Zagłębia (na zdjęciu Filip Karbowy), ale leży mu na sercu los sosnowiczan.

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus