Transfer na ratunek

Sprzedaż Mateusza Kowalskiego przyniesie Jagiellonii pieniądze, które mogą pomóc białostoczanom wyjść z poważnego kryzysu.


Nie bez powodu Jagiellonia jest nazywana „Dumą Podlasia”. To klub funkcjonujący na polskiej pustyni piłkarskiej, gdzie nie ma drugiej choćby konkurującej w jakimkolwiek stopniu tak dużej marki. Dlatego bardzo niepokojące były dla północno-wschodniej części kraju doniesienia o poważnych problemach finansowych „Jagi”.

Od 2007 roku białostoczanie bez przerwy występują w ekstraklasie. W tym czasie udało im się włożyć do gabloty Puchar i Superpuchar Polski, a także kilka razy zagrać w europejskich pucharach (choć nigdy w fazie grupowej). W 2017 i 2018 roku klub zostawał wicemistrzem kraju, co rozochociło podlaskich włodarzy i… niechcący doprowadziło do problemów finansowych Jagiellonii.

– Wynikały one tego, że w dobrej wierze, celując w podtrzymanie świetnych wyników, klub zaciągał spore, wieloletnie zobowiązania. Zbudowano ośrodek treningowy i rozbudowano akademię. Koszty funkcjonowania bardzo urosły, a zmalały w tym samym czasie przychody. Od kilku sezonów klub nie sprzedał też zawodnika za poważną sumę. To wszystko doprowadziło do sytuacji, w której rok zakończyliśmy na pokaźnym minusie. Racjonalizujemy koszty, szukamy różnych sposobów finansowania i staramy się promować utalentowanych zawodników – mówił kilka dni temu w rozmowie z TVP prezes „Jagi” Wojciech Pertkiewicz.

To nie jest łatwy okres do rządzenia w Białymstoku. Pertkiewicz stanął na czele klubu na początku zeszłego roku, mając za zadanie zwalczenie finansowego kryzysu. Wyniki sportowe zespołu są jednak dalekie od pożądanych, a po drodze zaczęły pojawiać się jeszcze dodatkowe, nieznane dotąd komplikacje. Pertkiewicz jasno dał do zrozumienia, że Jagiellonii w zeszłym roku realnie… groził upadek, ale dzięki ciężkiej pracy i dodatkowemu wsparciu akcjonariuszy, sponsorów czy miasta udało się „Dumie Podlasia” przetrwać. „Jaga” otrzymała w sumie dodatkowe 16 mln złotych. To jednak jeszcze nie koniec, bo sam Pertkiewicz przyznał, że lepiej wcale nie jest, a klub stoi w miejscu. Może jakimś krokiem ku lepszemu będzie sprzedaż Mateusza Kowalskiego.

Urodzony w lipcu 2005 roku napastnik w ostatni dzień zagranicznego okienka transferowego przeniósł się do ligi włoskiej. O jego ściągnięcie walczyło kilka drużyn, ale wyścig wygrała Parma, występująca w Serie B. Zespół zajmuje miejsce w środku tabeli, a jego barwy reprezentuje już inny snajper znad Wisły, Adrian Benedyczak. Na polski duet w najbliższym czasie raczej nie ma jednak co liczyć, bo Kowalski jest przeznaczony do drużyny młodzieżowej. Co istotne z punktu widzenia Jagiellonii, Parma zapłaciła za niego milion euro (czyli ok. 4,7 mln złotych), a kolejne pół miliona białostoczanie mogą otrzymać w bonusach.

Z jednej strony – klub bardzo szybko oddał utalentowanego piłkarza, ale z drugiej – Kowalski to cały czas wielki znak zapytania. Do tej pory zagrał w „Jadze” ledwie 12 razy, zdobył co prawda 2 bramki, ale na boisku nie spędził nawet 250 minut. Warto dodać, że mowa o najmłodszym strzelcu gola dla „Dumy Podlasia” w historii jej występów w ekstraklasie, którego transfer może teraz odegrać ważną rolę w poprawie sytuacji klubu.


Na zdjęciu: Mateusz Kowalski (z lewej) w ostatni dzień zagranicznego okienka transferowego przeniósł się do ligi włoskiej.

Fot. Michał Kość/PressFocus