Trenerski powrót do ligowej rzeczywistości

W Polsce reprezentacja traktowana jest z czcią większą niż w dużej części krajów Europy. Dlatego sytuacja, w której były selekcjoner wraca do ekstraklasy, przyciąga sporą uwagę.


Renoma klubu automatycznie idzie w górę. Oto bowiem udało mu się zatrudnić tego, który niedawno pracował z Lewandowskim, Krychowiakiem czy Szczęsnym. W państwach, gdzie ligi nie stoją na tak niskim poziomie jak ekstraklasa, praca z reprezentacją nie cieszy się aż tak dużym prestiżem. W Polsce jest na odwrót. Nic dziwnego, skoro kadra to jedyny zespół znad Wisły, w którego szeregach występują gracze europejskiego formatu. Nie bez powodu pośród nich rzadko kiedy znajduje się ktoś z ekstraklasy.

Czar prysł

Pytanie jednak brzmi, czy selekcjoner, który skończy pracę z reprezentacją, wiedzę i doświadczenie zyskane podczas pracy z najlepszymi polskim piłkarzami będzie potrafił przełożyć na mierną ekstraklasę? Jerzy Brzęczek nie będzie miał w ataku „Lewego”, ale Jana Klimenta. W obronie nie będzie grał Kamil Glik, lecz Maciej Sadlok. Bramki nie będzie strzegł Wojciech Szczęsny, tylko Paweł Kieszek. Jest różnica. Oczekiwania wobec byłego selekcjonera są nie byle jakie, choć głównym celem Wisły Kraków jest w tej chwili spokojne utrzymanie. W przeszłości ex-opiekunowie reprezentacji mieli do wykonania różne zadania.

Jerzy Brzęczek
Przed Jerzym Brzęczkiem trudne zadanie trenerskie. Fot. Krzysztof Porebski/PressFocus

Ostatnio często przypominano nieudany epizod Adama Nawałki, który kilka miesięcy po rozbracie z reprezentacją wkroczył do Lecha Poznań. Okres spędzony w kadrze sprawił, że trener zaczął być postrzegany niczym profesor i zbawca polskiego futbolu. Zmienił się jego wygląd, bo znany z Górnika dres ustąpił dobrze dopasowanemu płaszczowi oraz marynarce, również fryzura uległa wygładzeniu (zresztą u Brzęczka zaszedł podobny proces aparycyjnego odrestaurowania). W Poznaniu czar jednak szybko prysł. Nawałka wytrzymał 11 spotkań, wygrywając 5, przegrywając również 5. Nie tego od niego oczekiwano, więc… zwolniono go, choć podobno w całym zamieszaniu nie chodziło tylko o wynik sportowy. Faktem jednak jest, że 16 punktów zdobytych przez byłego selekcjonera kosztowało Lecha ok. 800 tysięcy złotych wypłacone szkoleniowcowi i jego sztabowi.

Mistrz i spadek

Nie zawsze jednak selekcjonerom szło tak źle. Dzisiaj mało kto postrzega Waldemara Fornalika jako tego, który w latach 2012-13 dał w reprezentacji ciała. Obecnie mówi się o nim jako o solidnym fachowcu, który z Piastem Gliwice zdobył sensacyjne i zarazem historyczne mistrzostwo, dokładając kolejny tytuł do bogatego górnośląskiego dziedzictwa. Gdy w gliwickim zespole zdarzają się kryzysy, winą nie obarcza się Fornalika, ale piłkarzy, którzy nie umieją sprostać zadaniu. O fiasku Fornalika w kadrze już nikt nie pamięta. Ba, jeszcze rzadziej mówi się o tym, że trener w międzyczasie po raz drugi poprowadził Ruch Chorzów, w szalenie trudnych warunkach starając się utrzymać „niebieskich” na powierzchni.

Także Franciszek Smuda po fatalnym Euro 2012 popracował chwilę w ekstraklasie. Najdłużej – bo prawie dwa lata – był zatrudniony w Wiśle Kraków, z którą w 2014 roku zajął najlepsze miejsce „Białej gwiazdy” (piąte) od 2011 roku i jej ostatniego mistrzostwa. Na początku 2015 roku zespół jednak zanotował najgorszy start rundy wiosennej w erze Bogusława Cupiała, czyli od 1997 roku.

Realia sportowe w Wiśle były wtedy inne niż obecnie. Krakowianie ścigali miejsca premiowane grą w europejskich pucharach i w momencie zwolnienia Smudy tracili do nich… 5 punktów. 1,5 roku później były selekcjoner zakotwiczył jeszcze na chwilę w Górniku Łęczna, gdzie – jak sam to ujął – „walczył o spadek”. O co walczył, to wywalczył, bo lubelski klub razem z Ruchem spadł z ekstraklasy. Trzeba jednak podkreślić, że Smuda nie pogorszył sytuacji Górnika, a jedynie utrzymał status quo. Gdy przybył do Łęcznej, drużyna była już w strefie spadkowej.

Brak wzorca

Paweł Janas na ekstraklasową ławkę wrócił dwa lata po rozstaniu z reprezentacją. W 2008 objął GKS Bełchatów i spisywał się tam bardzo dobrze, w połowie sezonu znajdując się w czołowej piątce ligi. Wtedy jednak nadeszło rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron, co szkoleniowiec uzasadniał złą polityką transferową klubu. Janas w teorii powinien zagrać w ekstraklasie z Widzewem, z którym wywalczył awans do najwyższej ligi, tyle że łódzki klub pozostawiono na zapleczu z powodu grzechów korupcyjnych. Dwa razy z rzędu trener wygrał więc rozgrywki I ligi, ale potem opuścił RTS.

Kilka dni później trafił na kierownicze stanowisko do Polonii Warszawa, ale jeszcze w 2010 roku na chwilę, w trybie awaryjnym, poprowadził drużynę, notując równy bilans 4 wygranych, 4 remisów i 4 porażek. Później jednak znów usunął się z cień, zostając dyrektorem sportowym Polonii. W najwyższej lidze Janas trenował jeszcze na chwilę Bełchatów (fatalny start sezonu) i Lechię Gdańsk (utrzymał ją w lidze).

Leo Beenhakker, Zbigniew Boniek czy Jerzy Engel po pracy z kadrą w ekstraklasie już nie trenowali. Paulo Sousa raczej do Polski nie wróci. Najnowsze przypadki pokazują więc, że byli selekcjonerzy nie mają żadnego wzorca. Brzęczek powinien być bardziej jak Fornalik, a mniej jak Nawałka.


Fot. Krzysztof Porębski/Press Focus