Trenerzy pierwszy raz mają tak stabilną pracę

Rozmowa z Ireneuszem Mamrotem, byłym trenerem Jagiellonii Białystok.

Media społecznościowe obiegła wiadomość, że jest pan poważnym kandydatem do objęcia I-ligowej Miedzi Legnica. Co pan na to?
Ireneusz MAMROT
: – Dowiedziałem się o tym od znajomych, którzy powysyłali mi screeny różnych wiadomości. Nie ukrywam, że byłem zaskoczony, bo nikt ze mną nie rozmawiał. Dziwna sytuacja… Z reguły to trener wie pierwszy, a później „dowiaduje” się od dziennikarzy. Wydaje się zatem, że tematu nie ma, to niesprawdzona wiadomość. Mogę powiedzieć, że żadnych rozmów nie było.

Czy w ogóle jest sens łączyć Ireneusza Mamrota z I-ligowcami?
Ireneusz MAMROT: – Wiele lat pracowałem na to, by znaleźć się w ekstraklasie. Po rozstaniu z Jagiellonią Białystok chciałbym dalej w niej zostać. Niczego w życiu nie można wykluczać, ale nie ukrywam, że priorytetem jest dla mnie ekstraklasa.

Przez 2,5 roku z Jagiellonią osiągnęliśmy wicemistrzostwo Polski, finał Pucharu Polski. Dziś trudno w ogóle mówić o zatrudnianiu trenerów, bo to moment, w którym kluby mają na głowie coś zupełnie innego. W mojej ocenie zbyt szybko do zmian na ławkach nie dojdzie. Liczę się z tym i cierpliwie sobie czekam.

A nawiązując jeszcze do pytania: nie twierdzę, że nie pójdę pracować niżej, ale powtarzam, że priorytetem jest praca w ekstraklasie.

Czy okres pandemii powoduje, że podczas rozważań bezrobotnego trenera o przyszłości granice się rozszerzają, a pewne opcje należy traktować poważniej niż jeszcze dwa miesiące temu?
Ireneusz MAMROT: – Rozumiem, o co chodzi. Może trochę tak jest. Nikt nie wie, jak się to dalej potoczy, a każdy chce mieć zatrudnienie. Zakładałem sobie, że w rundzie wiosennej mogę nie pracować. Na to się nastawiłem, by potem się nie denerwować, nie frustrować. Jako trenerzy musimy być cierpliwi.

Pracowałem bez przerwy przez 20 lat i odpoczynek na pewno dobrze mi zrobi, acz nie ma co ukrywać, że teraz, po kilku miesiącach, energia jest już duża. Ciągnie mnie do pracy. Ciekaw jestem, jak zmieni się rzeczywistość, ale wydaje mi się, że nie będzie aż tak źle, jak wszyscy to przedstawiają.

Pieniądze będą mniejsze, lecz miejsc pracy w ekstraklasie czy pierwszej lidze – tyle samo. To się nie zmieni. Gospodarka oberwie, ale będzie odbudowywana, pracy nie zabraknie. Nie widzę tego w bardzo czarnych barwach.

Czy zawieszenie rozgrywek mocno wpłynęło na pańskie plany?
Ireneusz MAMROT: – Tak, bo miałem już dograne dwa staże. Jeden – powiedzmy na 80 procent – we Włoszech, a drugi dopięty na ostatni guzik w VfL Wolfsburg. Sam z niego zrezygnowałem na 10 dni przed wyjazdem, przepraszając osobę, która pomogła mi to załatwić. Za chwilę i tak jednak liga niemiecka została odwołana, więc nic by z tego nie wyszło.

Bardzo żałuję, bo w pierwszej lidze sukcesywnie wyjeżdżałem na staże, a odkąd trafiłem do ekstraklasy, nie byłem na żadnym. Graliśmy do końca grudnia, okres przygotowawczy zaczynaliśmy w styczniu, a gdy kończyliśmy sezon – na Zachodzie też nie grał już nikt inny.

Jak mija czas?
Ireneusz MAMROT: – Czytam książki, przeglądam materiały szkoleniowe… Reszta – standard, jak u każdego. Obejrzę jakiś film, 3-4 razy w tygodniu idę pobiegać, mieszkam blisko lasu. Jest czas, by się rozwinąć, nadrobić pewne kwestie zaniedbywane ostatnio przez brak czasu. Aż tak bardzo się nie nudzę, ale skłamałbym mówiąc, że nie brakuje mi boiska, meczowych emocji. Ciągnie do nich chyba każdego trenera.

Kolegom po fachu bardziej pan współczuje czy zazdrości nowych doświadczeń zbieranych w tak specyficznym okresie?
Ireneusz MAMROT: – Trenerzy chyba po raz pierwszy są w sytuacji, gdy mają tak stabilną pracę! Niech zatem nie narzekają. Nie ma meczów, nikt ich nie będzie zwalniał. Kontrakty zostały obniżone, ale to normalne, bo wiele dziedzin życia to odczuwa.

Śmieję się, że już dawno w Polsce w tak „gorącym” piłkarsko miesiącu jak kwiecień żaden trener nie został zwolniony. Na pewno to trochę inna praca, bo nie ma zajęć na boisku. W przypadku ekstraklasy sztaby są rozbudowane, jest podział obowiązków. Myślę, że najwięcej na głowie mają teraz asystenci.

Kluby musiały przedstawić 50-osobowe listy osób uczestniczących w meczach, więc może nie być zwolnień nawet w momencie, gdy już ruszy liga.

Ireneusz MAMROT: – Pomijając nawet listy – wiemy, że w tym okresie każdy patrzy na finanse. Kluby potraciły przychody, większość chce po prostu dograć sezon. Zwolnienie trenera i zatrudnienie nowego oznacza, że ma się na utrzymaniu obu. Oczywiście, jakiś klub sportowo może się znaleźć w trudnej sytuacji i zdecydować na takie posunięcie, ale dziś w ekstraklasie takiego nie widzę.

W drużynach walczących o utrzymanie już doszło do zmian, a reszta gra o inne cele. Nie przewiduję roszad na ławkach. Myślę, że wcześniej niż od nowego sezonu nic takiego się nie wydarzy. I dobrze. Trenerzy skupią się na pracy, a kluby – by jak najlepiej przejść przez ten ciężki czas.

Trenerzy chodzący po klubie w maskach, brak VAR-u, zachowywanie 2 metrów odległości od – będącego w masce – sędziego. Wyobraża pan sobie taki krajobraz ekstraklasy, o jakim się ostatnio mówi?
Ireneusz MAMROT: – Rozumiem bezpieczeństwo, ale piłka to wielkie emocje. Może w pierwszych meczach będzie się o pewnych zaleceniach pamiętało, lecz potem i tak emocje wezmą górę. Nie wierzę, że nie będzie kontaktu, dyskusji z sędziami.

Największy kontakt i tak mają zawodnicy – zwłaszcza przy stałych fragmentach gry, gdy jest ścisk, trzymanie za koszulki. Nie jestem lekarzem, więc nie będę się wymądrzał, ale trudno mi wyobrazić sobie, by sędziowie czy trenerzy zakładali maski.

Z innej beczki: zastanawia się pan, kiedy pański były szef, Cezary Kulesza, ogłosi start w wyborach na prezesa PZPN?
Ireneusz MAMROT: – Nie jest to coś, czym mocno się emocjonuję. Interesuję się tym jak każdy zwykły kibic. Był moment, kiedy w prasie było o tym głośno, ale teraz wszyscy mają na głowie coś innego, a wybory będą dopiero za 1,5 roku. Trudno przewidzieć, co się wydarzy.



Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot nie zakłada, by na szkoleniowych ławkach dochodziło jeszcze w tym sezonie do zmian.
Fot. Rafał Oleksiewicz/Pressfocus