Trenowali z wirusem na weselu

Słabe występy obu reprezentacji w mistrzostwach Europy, odwołane rozgrywki ligowe i pucharowe, brązowy medal Górnika Zabrze, Michał Jurecki w Puławach, a Łomża w… Kielcach – to najważniejsze z wydarzeń, które warto zapamiętać z 2020 roku.


„Dzika karta” do mundialu

Reprezentacja mężczyzn – na przełomie poprzednich dekad sztandarowy produkt rodzimego handballu – rok zaczęła od trzech porażek w mistrzostwach Europy i szybkiego powrotu do domu z Goeteborga z 21. miejscem, a także utratą – już na starcie mało realnych – nadziei olimpijskich. Przegrane ze Słowenią (23:26) i Szwecją (26:28) ujmy biało-czerwonym nie przynoszą, ale klęska ze Szwajcarią (24:31) już tak. Turniej był jednak pierwszym tak poważnym doświadczeniem dla sporej grupy „młodzieży”, a do świadomości kibica przebiły się nazwiska Sićko, Olejniczak, Majdziński, Dawydzik czy Czuwara.

W Szwecji złoto obronili Hiszpanie, pokonując w finale Chorwację. Miejsce dopiero w trzeciej dziesiątce kontynentu zaowocowało polskim horrorem. Pandemia sprawiła, że władze europejskiego handballu (EHF) odwołały eliminacje do mistrzostw świata 2021 (Polacy mieli mierzyć się z Litwą, a w wypadku wygranej z Białorusią), kwalifikując do nich na podstawie rankingu na Euro i nasi byli za burtą. Ale powiodła się dyplomacja prezesa ZPRP Andrzeja Kraśnickiego i w lipcu światowa federacja (IHF) przyznała Polsce (obok Rosji) „dziką kartę” do mundialu w Egipcie (13-31.01.). W pierwszej fazie czempionatu biało-czerwoni zagrają z Tunezją, Hiszpanią i Brazylią. W ramach przygotowań tuż przed Nowym Rokiem biało-czerwoni wygrali w Jastrzębiu-Zdroju z Algierią (24:21) i Rosją (25:23), dając kilka obiecujących fragmentów.

Amatorszczyzna związku

We wrześniu podczas narastającej fali zakażeń koronawirusem Związek Piłki Ręcznej w Polsce zorganizował konsultację reprezentacji mężczyzn w otwartym dla gości hotelu w Warszawie, w którym… odbywało się wesele. Efekt był łatwy do przewidzenia – część kadrowiczów wróciła ze stolicy „pod wpływem” (wirusa), co rozwaliło kalendarz ligi, odwołano też finałowy turniej o Puchar Polski gdy już wszystkie drużyny dotarły do Lublina.

Miesiąc później z powodu zarażeń wśród biało-czerwonych kadra Rombla nie zaczęła eliminacji do mistrzostw Europy – odwołano mecze ze Słowenią i Holandią w Płocku (tu zdecydowały restrykcyjne przepisy o kwarantannie w Niderlandach).

Zabrze wraca na podium

Pierwsza fala pandemii skłoniła spółkę zarządzającą rozgrywkami superligi kobiet i mężczyzn do przedwczesnego zakończenia sezonu. Za końcową uznano kolejność w tabelach do 12 marca. W rywalizacji mężczyzn tytuł obroniło – po raz 8. z rzędu – PGE Vive, za kielczanami uplasowały się Orlen Wisła Płock i NMC Górnik. Dla zabrzan to powrót na podium po sześciu latach i 10. krążek w historii. – Zdaliśmy egzamin. Radość psuje mi tylko fakt, że nie mogę usiąść z zawodnikami, prezesem i wszystkimi w klubie, żeby po prostu świętować – przyznał Marcin Lijewski, dla którego to pierwszy medal w roli trenera.

Mistrzyniami Polski, po raz pierwszy w lidze zawodowej kobiet, ale po raz trzeci z rzędu, zostały zawodniczki MKS-u Perły Lublin. Srebrny medal dla „miedziowych” z Lubina, a brąz – pierwszy w historii, dla dolnośląskiego KPR-u Gminy Kobierzyce.

Na 5. miejscu sezon wśród mężczyzn zakończyli poprzedni brązowi medaliści, z Opola. Nowy sezon Gwardia rozpoczęła z mniejszym budżetem, bez kilku uznanych graczy, ale z nowym właścicielem – opolskim karateką Wojciechem Radziewiczem. Animusz na starcie totalnie załamał się pod koniec roku, gdy „gang Kuptela” doznał 4 porażek; poza boiskiem też nie słychać dobrych wieści.

„Dzidziuś” w Puławach, Rasmussen w Lublinie

Autorem największego hitu transferowego między sezonami zostały Azoty Puławy, które ściągnięły z powrotem do PGNiG Superligi Michała Jureckiego. 35-letni były reprezentant Polski ledwie po roku zakończył pobyt we Flensburgu, by przywrócić drużynie z Puław miejsce na podium po dwóch sezonach kryzysu.

Na rynku trenerskim do sensacyjnej zmiany doszło na ławce mistrzyń Polski z Lublina – Roberta Lisa zastąpił uwielbiany nad Wisłą Kim Rasmussen. 48-letni Duńczyk markę wyrobił sobie dwoma sensacyjnymi półfinałami mistrzostw świata (2013, 2015) z reprezentacją Polski. Potem z CSM Bukareszt sięgnął po triumf w Lidze Mistrzyń, a w połowie 2016 roku objął reprezentację Węgier, ale z Madziarkami sukcesów nie odnosił; już w grudniu w trybie pilnym objął kadrę Czarnogóry, z którą zajął 8. miejsce na Euro.

Pod wodzą Rasmussena Perła ma wygrywać w Europie, ale na razie lublinianki nie przekonują nawet w kraju.

Łomża w Kielcach

Burza w szklance wody. W czerwcu Bertus Servaas w dramatycznej aurze ogłaszał, że kryzys wywołany pandemią zmusza go do wycofania po 18 latach jego marki Vive z nazwy 17-krotnych mistrzów Polski; w sierpniu Vive znów było w nazwie – na życzenie nowego tytularnego sponsora, właściciela Browaru Łomża (umowa na 4 lata). Wcześniej, by utrzymać zagraniczne gwiazdy, uruchomiono internetową zbiórkę, ale z oczekiwanych 2,5 mln złotych udało się uzbierać niespełna milion. Przez poprzednie trzy sezony głównym sponsorem Vive była Polska Grupa Energetyczna, która teraz nie chciała dzielić miejsca w nazwie klubu.

Europa się poddaje

Ofiarą pandemii padły rozgrywki klubowe na Starym Kontynencie. Wiosną EHF zrezygnowała z rozgrywania fazy pucharowej Ligi Mistrzów, „z automatu” desygnując do Final Four po dwie najlepsze drużyny z grup A i B – to oznaczało koniec marzeń dla uczestnika poprzedniego Final4 PGE Vive (od lata Łomża Vive) oraz Orlen Wisły, która również przebiła się do Top 16.

Zaniechano dokończenia rywalizacji w Lidze Mistrzyń i pozostałych rozgrywkach, w tym Pucharze EHF, w którym Gwardia Opole miała do rozegrania jeszcze dwa mecze (4 poprzednie – z niemieckim MT Melsungen, duńskim Bjerringbro-Silkeborg i Benficą Lizbona przegrała). Wyłonić udało się jedynie pod koniec grudnia – a więc już w trakcie rozgrywania kolejnej edycji – triumfatora Ligi Mistrzów 2019/20; trofeum zdobył THW Kiel, pokonując w Kolonii faworyzowane Telekom Veszprem i w finale Barcę.

Po reformie rozgrywek pucharowych latem ruszyła Liga Europy; EHF zażyczyła sobie jednak 20 tysięcy euro „depozytu”, co dla Górnika, Gwardii i żeńskiego Zagłębia Lubin okazało się wilczym biletem.

Biało-czerwony marazm

W grudniowych mistrzostwach Europy w Danii (tuż przed dniem zero z roli współgospodarza wycofała się Norwegia) Polki powtórzyły 14. miejsce sprzed dwóch lat, trzecie od końca. W trzech spotkaniach biało-czerwone – bez kontuzjowanych Karoliny Kudłacz-Gloc i Moniki Kobylińskiej oraz świeżo upieczonej mamy Kingi Achruk – zdobyły tylko punkt, po remisie z Niemkami; wcześniej przegrały z Norweżkami, późniejszymi mistrzyniami, i z osłabionymi Rumunkami. I choć od ponad roku pracuje z nimi Arne Senstad, trener z najlepszej w żeńskim handballu nacji na kontynencie, nie wygląda na to, by miały dogonić elitę.

W finale Euro Norwegia pokonała Francję, a furorę zrobiły Chorwatki, które po raz pierwszy w historii rozgrywanych od 1994 roku mistrzostw zdobyły medale.

Ratunek dla Chorzowa. Na jak długo?

Brak spadków z superligi ze szczególną radością przyjęto w Tarnowie (superliga mężczyzn) i w Chorzowie. Ruch był najsłabszą żeńską drużyną i miał niewielkie szanse uniknąć degradacji, choć dwukrotnie zmieniał trenerów – zaczął Chorwat Marko Brezić, którego w grudniu 2019 zastąpił Michał Boczek, a jego miejsce na ławce zajął w marcu na 1 mecz Marcin Księżyk (wrócił na Dąbrowskiego po 5 latach).

Przed nowym sezonem Ruch stracił – na rzecz Piotrcovii – najlepszą zawodniczkę Magdalenę Drażyk i zimą scenariusz się powtarza: zespół znów okupuje ostatnie miejsce; na razie wygrał tylko jedno z 9 spotkań. Ratunkiem znów może okazać się „pierwszoligowa bieda”, skoro od kilku lat nikogo z zaplecza nie stać na grę w najwyższej klasie. We wrześniu, tuż przed startem I ligi, klub z Chorzowa wycofał z rozgrywek drugą drużynę, która według nowego regulaminu i tak nie mogła bić się o awans…


Na zdjęciu: Górnik zakończył bardzo udany rok, wygrywając w Puławach z zespołem, do którego latem dołączył Michał Jurecki.

Fot. PGNiG Superliga