Trochę łyso, kiedy się z nas śmieją

Łukasz ŻUREK: Mecz z Japonią to pożegnanie obecnego selekcjonera czy tylko ostatni akt mrocznego dla nas mundialu?

Michał LISTKIEWICZ: – Intuicja mi podpowiada, że raczej pożegnanie. Tak się to odbywało na dwóch poprzednich mundialach z naszym udziałem. W 2002 roku z kadrą rozstał się Jerzy Engel, a w 2006 – Paweł Janas. Turniej w Rosji jest już dla nas przegrany, ale trzeba zrobić przynajmniej tyle, ile dwaj wymienieni trenerzy – czyli sięgnąć po zwycięstwo w trzecim meczu. Bo inaczej będzie to nasz najgorszy start w historii…

Cokolwiek przemawia dziś za tym, żeby zostawić Adama Nawałkę na pełnionym obecnie stanowisku?

Michał LISTKIEWICZ: – Przede wszystkim sam selekcjoner musi sobie odpowiedzieć, na pytanie, czy ma jeszcze siły i chęci. Przemawia za nim wiek, bo jest jeszcze stosunkowo młody. Poza tym zna doskonale zawodników – również tych, którzy na mundial nie pojechali. Ale ostateczną decyzję i tak podejmie zarząd PZPN, na czele z prezesem. Nikt takiego występu drużyny narodowej się nie spodziewał. Nie chodzi nawet o dorobek punktowy, ale o styl. A właściwie brak stylu. Jest trochę łyso, jak się słucha Gary’ego Linekera i innych ekspertów BBC, którzy z polskiej reprezentacji otwarcie się naśmiewają.

Jako prezes PZPN zwalniał pan trenera drużyny narodowej dwukrotnie – najpierw Jerzego Engela, potem Pawła Janasa. Łatwo o bezwzględność czy prędzej o nieprzespane noce?

Michał LISTKIEWICZ: – Nie jestem człowiekiem bezwzględnym. Radykalne decyzje personalne zawsze przychodziły mi bardzo trudno. Przez kilkanaście lat pracy w PZPN zwolniłem może pięć osób. Każdy może się pomylić, popełnić błąd. Wypada dać drugą szansę. Ale z selekcjonerem drużyny narodowej to jednak nieco inna sprawa, bo wyniki kadry zawsze w największym stopniu wpływają na wizerunek krajowej federacji. Gdzieś w tym wszystkim znajduje się zwykle wątek osobisty – z Pawłem i z Jurkiem łączyły mnie relacje przyjacielskie. I tak jest do dzisiaj. Nasze rodziny się znają. To nigdy nie są łatwe decyzje. Podobnie będzie teraz, bo przecież Zbigniew Boniek i Adam Nawałka to kumple z boiska, znają się dobrze ich żony, razem spędzają czas nie tylko służbowo.

Przy pożegnaniu ze stanowiskiem szefa PZPN powiedział pan do swego następcy jedno kapitalne zdanie: „Popraw to, co zrobiłem źle i nie zepsuj tego, co zrobiłem dobrze”. Obecny selekcjoner nie potrafi przyznać się do niedoskonałości. To cecha człowieka charakternego czy tchórzliwego?

Michał LISTKIEWICZ: – Mistrzostwa świata jeszcze się nie skończyły. Rozegramy ostatni mecz, a potem selekcjoner pojawi się zapewne na jeszcze jednej konferencji prasowej. Być może tym razem okaże się bardziej samokrytyczny, bo nawet spektakularne zwycięstwo nad Japonią nie uratuje tematu. Nie ma ludzi nieomylnych. Czasem więcej szacunku można zyskać, mówiąc „mea culpa”. Adam to fajny facet i sądzę, że stać go na to, żeby zachować się z klasą. To może odrobinę ocieplić jego wizerunek. Są takie momenty w życiu, kiedy warto powiedzieć „sorry”…

Coraz głośniej mówi się, że już na zgrupowaniu w Arłamowie nie działo się w kadrze dobrze. Reprezentanci po raz kolejny mieli tam sobie urządzić imprezę alkoholową. Nazajutrz – oczywiście przypadkiem – kontuzji barku doznał na treningu Kamil Glik…

Michał LISTKIEWICZ: – Tego nie słyszałem. Teraz wszyscy będą wyciągać mniej albo bardziej prawdziwe historie, bo rozgoryczenie występem reprezentacji jest ogromne. Nie sądzę jednak, żeby na zgrupowaniu lał się alkohol. Byłem w Arłamowie przez kilka dni i atmosfera tam panująca średnio przypadła mi do gustu, ale z innego powodu. Takiego Disneylandu, cyrku, jeszcze nie było. Ludzie, którzy się tam pojawili, przekraczali granicę dobrego smaku. Posuwali się nawet do wykorzystywania niepełnosprawnych dzieci, żeby tylko wymusić autograf. Komiczne były za to helikoptery. Niebywałe, że cała Polska wstrzymywała oddech, bo akurat do lądowania podchodziła maszyna z panem L. albo z panią L. na pokładzie. Troszeczkę to śmieszne…

W ostatnich dniach do śmiechu nie jest jednak nikomu. Jakiej jedenastki spodziewa się pan w czwartkowy wieczór?

Michał LISTKIEWICZ: – Na pewno nie może być tak, że teraz pograją sobie młodzi w myśl zasady – skoro już ktoś przyjechał na mundial, to niech dostąpi tego zaszczytu. To byłoby bez sensu. Trzeba tak zagrać, żeby nie przegrać, a najlepiej wygrać. Podobnie jak w dwóch poprzednich startach w mundialu, chodzi przecież o honor polskiej piłki.

Jeśli zmiana na stanowisku szefa kadry, to tylko na trenera z obcym paszportem?

Michał LISTKIEWICZ: – Nie. Mamy też dobrych polskich trenerów – nie będę wymieniał w tej chwili nazwisk – którzy pokazali się z najlepszej strony na gruncie ligowym. Angaż zagranicznego szkoleniowca? Też doczekałby się pewnie akceptacji. Leo Beenhakker skutecznie przetarł szlak. Zaczekajmy jednak na czwartek. Niech trochę słońca zaświeci tym razem dla nas…