Trudno to opisać, co zrobił Lech

Lech Poznań, w trzecim meczu z rzędu, stracił gola w ostatniej akcji spotkania. Szanse na wyjście z grupy Ligi Europy spadły do matematycznego minimum.


– Pierwsza połowa była słaba w naszym wykonaniu. Standard nas zdominował – powiedział po czwartkowym meczu w Liege, Dariusz Żuraw, szkoleniowiec poznańskiego Lecha. Istotnie premierowa odsłona starcia czwartej kolejki fazy grupowej Ligi Europy była najgorszą w wykonaniu „Kolejorza” w tym sezonie europejskich pucharów.

Tylko nieskuteczności rywala zespół z Poznania zawdzięcza to, że nie przegrywał po 45 minutach kilkoma bramkami. Ale w końcówce, z uwagi na bezmyślne zachowanie gracza belgijskiej drużyny, szczęście uśmiechnęło się do naszej drużyny. W pierwszych minutach po przerwie wydawało się, że Lech może, a nawet powinien w Liege wygrać i przedłużyć swoje szanse na wyjście z grupy.

Tak się jednak nie stało, a mecz – ostatecznie – padł łupem rywala. Zespół trenera Żurawia, podobnie, jak w starciach z Legią Warszawa i Rakowem Częstochowa, stracił gola w ostatniej akcji. – To jest na pewno trudny moment – wzdychał opiekun „Kolejorza”.

– Wydawało się, że po czerwonej kartce dla rywala wszystko jest pod naszą kontrolą. To, co stało się później jest trudne do opisania – podsumował szkoleniowiec Lecha, który wprawdzie matematycznie nie został jeszcze wyeliminowany z rozgrywek, ale musiałby wydarzyć się prawdziwy cud, aby udało się polskiej drużynie awansować do 1/16 finału. Przedstawmy go, choć nie przywiązujmy się specjalnie do takiego, brzmiącego abstrakcyjnie scenariusza. Lech musi wygrać oba mecze do końca; z Benfiką Lizbona na wyjeździe i Rangers FC u siebie. Ponadto ekipa z Lizbony nie może już zdobyć punktu do końca rywalizacji.

Chyba, że w nadchodzący czwartek „Kolejorz” ogra ją… trzema bramkami. Można jeszcze awansować kosztem Rangers FC, ale wcześniej zespół ten nie może zdobyć punktu w starciu ze Standardem. A jeżeli zdobędzie, to wówczas Lech – po wcześniejszym pokonaniu Benfiki – musiał by wygrać ze szkocką ekipą dwoma golami.

Jedynym, choć marnym pocieszeniem jest to, że nasza drużyna ma lepszy bilans bezpośredni ze Standardem i przy równej ilości punktów wyprzedzi w grupie belgijskiego rywala.


Czytaj jeszcze: Przegrana na własne życzenie

Nie będzie to, z pewnością, miało jednak większego znaczenie i wszystko wskazuje na to, że za kilka dni oba zespoły stracą jakiekolwiek szanse na wyjście z grupy. Prawda bowiem jest taka, że starcie w Liege nie należało do ekscytujących rywalizacji. W porównaniu z meczem, który toczył się równolegle w Glasgow, czyli rywalizacją Rangers FC z Benfiką, spotkanie w Belgii wyglądało tak, jakby odbywało się na poziomie rozgrywkowym co najmniej o poziom niższym.

– Cóż, jesteśmy Lechem Poznań, bo reprezentujemy klub i kibiców, którzy nie mogą być z nami. Wierzymy jeszcze w awans i w korzystne dla nas wyniki. A co do okoliczności, w jakich traciliśmy punkty w ostatnich meczach, to musimy słowa – bo dużo o tym rozmawiamy – zamienić w czyny. Mam nadzieję, że szybko to się odwróci – powiedział Filip Bednarek, bramkarz „Kolejorza”. Do którego za występ w Liege na pewno nie można mieć pretensji. Bo gdyby nie on, to Lech przegrałby to spotkanie nie w czwartej doliczonej minucie, tylko dużo wcześniej.




Fot. twitter.com/standard_rsc