Truskawka na torcie. Nawet papież popełnia błędy

Przed inauguracją mundialu nie ukrywałem obaw o formę naszego zespołu na Turnieju w Rosji, z kilku zresztą powodów. Niestety, to co widziałem podczas meczów towarzyskich, a przede wszystkim, że biegając reprezentanci Polski ogromnie się męczyli, powtórzyło się podczas spotkania z Senegalem. Oczywiście, mnie było łatwiej to zauważyć i głośno o tym fakcie mówić, ponieważ sam przeżywałem podobne katusze 16 lat temu na mistrzostwach świata w Azji. Cóż, prawda jest taka, że nawet papież popełnia błędy, więc nie powinniśmy się dziwić, iż pomyłka podczas przygotowań przytrafiła się także selekcjonerowi Adamowi Nawałce. Nie czarujmy się, nasz zespół zupełnie nie trafił z formą fizyczną na mundial. Wyglądał pod tym względem bardzo źle, i głównie z tego powodu przegrał z Senegalem. Skoro piłkarze nie mieli siły biegać, nie mieli też prawa wygrywać pojedynków biegowych z przeciwnikami, bo szybkość też musiała przecież ucierpieć.

Nie przemawia przeze mnie złość, ani tym bardziej zazdrość, po prostu współczuję aktualnym reprezentantom Polski. Byłem w ich skórze, wiem co czują. A największy problem polega na tym, że przez kilka dni między spotkaniami z Senegalem i Kolumbią niewiele można poprawić. Mimo tego, spodziewam się rewolucji, zarówno personalnej, jak i w taktyce biało-czerwonych. Nikt przecież nie powinien mieć złudzeń, że grając tak jak na inaugurację, możemy coś w Rosji zdziałać. To trener Nawałka jest szefem, jemu wszyscy zaufaliśmy, więc nie będę wchodził jego buty i wskazywał, gdzie roszady powinny nastąpić w pierwszej kolejności. Adam powinien to wiedzieć najlepiej. No i mieć świadomość, że powołując szeroką kadrę na turniej w Rosji za bardzo oglądał się wstecz i przywiązał do nazwisk. Tymczasem futbol to taka dyscyplina, w której nie można żyć wspomnieniami. Brutalnie weryfikuje  bowiem sentymentalne podejście; liczy się tylko tu i teraz.

A tu i teraz, czyli w starciu Senegalem zagrało aż sześciu piłkarzy, którzy mieli problemy z rytmem meczowym w minionym sezonie. Z powodu problemów ze zdrowiem, albo dlatego, że przegrywali rywalizację w klubach. Z góry było wiadomo, iż oparcie składu na takich zawodnikach będzie wiązało się z dużym ryzykiem. OK., jeden, maksymalnie dwóch takich graczy z dużą jakością nie popsułoby pewnie sprawnie wcześniej funkcjonującego mechanizmu. Ale nie tylu, na ilu zdecydował się selekcjoner. Za bardzo chyba wszyscy zajęliśmy się kontuzją Kamila Glika, natomiast za mało weryfikacją aktualnej jakości mundialowej kadry. Stąd oczekiwania były zbyt wygórowane w stosunku do obecnych możliwości tego personalnego zestawienia.

Jeśli mam być szczery, to najlepsze wrażenie w naszej grupie sprawiła Japonia, która teoretycznie miała być dostarczycielem punktów. Jeśli wygrałaby z Senegalem, a jest tak dobrze zorganizowana jak całe społeczeństwo w Kraju Kwitnącej Wiśni, a przy tym znakomicie wybiegana i będzie w starciu z Afrykanami – oczywiście w moim odczuciu – faworytem, zaś my tylko zremisowalibyśmy z Kolumbią, bo na więcej może nie być stać naszego zespołu w aktualne dyspozycji, to zrobiłoby się naprawdę nieciekawie. Zobaczymy, jak po czterech latach życia w komforcie,  kadrowicze przyzwyczajeni wyłącznie do pozytywów zareagują na  ostrą krytykę i poradzą sobie z presją. Choć kibicom nie pozostaje oczywiście nic innego, jak wiara do końca…