Trzeba coś z tym zrobić

Kamil Zapolnik w sobotę strzelił swojego czwartego gola w barwach GKS-u, ale dopiero pierwszy raz trafienie wykupionego przed sezonem z Wigier Suwałki ofensora zapewniło tyszanom zwycięstwo. Zostało jednak okupione chwilą niepokoju.

Musieli być cierpliwi

– To był delikatny szok. Zaraz po zdobyciu bramki straciłem delikatnie świadomość. Nie wiedziałem za bardzo, co się dzieje. Pamiętam, że była to piłka stykowa. Obaj z obrońcą Stomilu poszliśmy na nią głowami. Ja byłem pierwszy, rywal potem we mnie trafił – dzieli się wrażeniami 25-latek.

Tyszanie wykorzystali fakt, że od 40 minuty grali w liczebnej przewadze. Choć gol padł dopiero na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem starcia z olsztynianami, to wisiał w powietrzu tak naprawdę od początku drugiej połowy.

– Wiedzieliśmy, że Stomil jest drużyną dobrze zorganizowaną w defensywie. Mimo że przypina jej się taką łatkę, że na wyjazdy przyjeżdża po punkt, to myślę, że zagrała dosyć otwartą piłkę. Chwała jej za to. Po czerwonej kartce, chcąc nie chcąc, olsztynianie musieli się jednak cofnąć. Bronili się naprawdę dobrze. My powiedzieliśmy sobie w przerwie, że musimy być cierpliwi w budowaniu akcji. Wiadomo, że boisko nie pomaga, ale wiedzieliśmy, że sytuacje przyjdą i w końcu zamienimy którąś na bramkę. Cieszymy się, że tak się stało – przyznaje Zapolnik, który w zimowym okresie przygotowawczym pełnił rolę bocznego pomocnika. Podobnie było w pierwszym wiosennym meczu o punkty. Ze Stomilem zagrał jednak jako napastnik.

To nie jest komfortowe

– Wiadomo, że gdy przychodziłem do Tychów, moją docelową pozycją była „dziewiątka”. Pewnie koncepcja trenera zależy od przeciwnika. Jeśli mam zagrać na boku, to po prostu to zrobię. Tym razem koncepcja była inna. Nie ma co marudzić, trzeba robić swoje – podkreśla ofensor GKS-u, który jest niezadowolony, że oba tegoroczne wyjazdowe starcia zespołu – z Drutex-Bytovią i Podbeskidziem – zostały przełożone.

– Szkoda, że mecze są zaburzane przez ich przekładanie, bo to nie jest ani komfortowe dla nas, ani dla trenerów, kibiców. Trzeba coś z tym zrobić. Ktoś u góry musi nad tym czuwać, by do takich sytuacji nie dochodziło. Jak widać, gdy jest infrastruktura, to mecze da się rozgrywać. Uznajemy pierwszą ligę za poziom profesjonalny, a połowa spotkań się nie odbywa. To daje do myślenia. Przygotowujemy się w takim rytmie, by co tydzień grać o stawkę, a nie szukać na siłę sparingpartnerów. Potem mecze są upychane w środku tygodnia, mamy przełożone spotkanie z Bytovią, gdzie wyjazd jest daleki. To nie jest komfortowe – nie kryje Kamil Zapolnik, ciesząc się, że drużyna 2018 rok zaczęła od dwóch domowych zwycięstw.

– Jesteśmy konsekwentni w tym, co robimy. Jest duża dyscyplina taktyczna. W tej lidze wiele można zdziałać już samą organizacją gry. Jeśli się dobrze ustawisz, masz dobrze poukładane tyły, to punktujesz – podkreśla.

103 thoughts on “Trzeba coś z tym zrobić

Komentarze są wyłączone.