Trzeba uważać, na wyjazdach Anglikom gra się lepiej

Kibice reprezentacji Anglii ciągle nie mogą się pogodzić z porażką w finale mistrzostw Europy, choć zespół wygrywa i będzie faworytem meczu z Polską.


Reprezentacja Anglii wygrała wszystkie pięć spotkań eliminacji mistrzostw świata. Ostatnio, po 4:0, „Synowie Albionu” pokonali Węgrów i Andorę. Teraz zespół Garetha Southgate’a przyjeżdża do Warszawy i, co ciekawe, ostatnio poza Anglią gra mu się bardzo dobrze. Bo nie tylko wygrał w Budapeszcie, ale również – w ćwierćfinale Euro 2020 – wygrał w Rzymie z Ukrainą. Oczywiście również 4:0.

Przed wrześniowymi meczami eliminacji mundialu w kadrze Anglii doszło jednak do kilku zmian. W sumie z gry, względem mistrzostw Europy, wypadło pięciu zawodników, a w ich miejsce powołano czterech innych graczy. Selekcjoner zdecydował się nie powoływać nikogo za kontuzjowanego Dominika Calverta-Lewina.

W sumie dodatkowy napastnik nie jest mu potrzebny. W ostatnich meczach Harry Kane trafiał do siatek rywali i osiągnął liczbę 40 trafień w narodowych barwach. Zrównał się z Michaelem Owenem, a przed nim znajduje się już tylko czterech zawodników.

W razie czego Southgate ma do dyspozycji debiutanta. Chodzi os Patricka Bamforda z Leeds United, który tak bardzo ucieszył się pierwszym w życiu powołaniem, że na zgrupowanie dotarł… przed czasem. Debiutował w meczu z Andorą, ale na listę strzelców się nie wpisał. Z Polską na pewno nie zagra od pierwszej minuty.

Wyjściowe ustawienie „Synów Albionu” na mecz z „biało-czerwonymi” powinno być bowiem identyczne, jak na starcie w Budapeszcie. A zatem na boisku pojawią się… „Beckenbauer z Barnsley” i „Pirlo z Yorkshire”! O co chodzi? Mianowicie o to, że takie pseudonimy noszą John Stones i Kalvin Phillips. „Iniestą ze Stockport” nazywany jest z kolei Phil Foden, którego jednak w Warszawie zabraknie.

Gracz Manchesteru City doznał bowiem kontuzji. Podczas Euro 2020 zawodnik ten zasłynął tym, że pofarbował włosy na blond, chcąc upodobnić się do Paula Gascoigne’a. Namawiał do tego zresztą kolegów z drużyny, ale większość była takiemu pomysłowi niechętna. Umówili się, że zrobią to po wygranym finale, ale – jak wiadomo – Anglia przegrała z Włochami po rzutach karnych. I na Stadion Narodowy nie przyjeżdża aktualny mistrz, ale wicemistrz Europy.

Anglicy do dziś rozpamiętują porażkę w finale Euro 2020, które było dla nich przecież bardzo udane. Ale gdy już znaleźli się w decydującym starciu i grali an Wembley, to bardzo chcieli wygrać. Do teraz mówi się, że piłkarze Southgate’a przegrali, bo… pozazdrościli Włochom pięknych garniturów od Armaniego. Wymyślne pseudonimy, farbowanie włosów, czy też moda włoska – oto „przyczyny” porażki „Synów Albionu” w finale mistrzostw Europy. Oczywiście z przymrużeniem oka. Częściej wspomina się, że do strzelania karnych wyznaczono nieodpowiednich piłkarzy. A także to, że w zespole znajdowało się… zbyt wielu Irlandczyków.

Jack Grealish i Declan Rice mają irlandzkie korzenie, podobnie jak ojciec Harry’ego Kane’a. Prawda jest jednak taka, że Grealish – który stanie się dziś najdroższym piłkarzem, który zagra na Stadionie Narodowym – grał na Euro ze złamanym kciukiem. Kane jest najskuteczniejszym graczem reprezentacji Anglii, a Rice był jednym z odkryć mistrzostw Europy. W związku z powyższym zwalanie winy na tych zawodników jest nieeleganckie i niepoważne.

Dziś cała trójka powinna się pojawić na boisku Stadionu Narodowego, który nawet w Anglii uważany jest za imponujący i piękny obiekt piłkarski. „Synowie Albionu” wystąpią na nim po raz drugi. Po raz pierwszy mieli okazję na nim zagrać w październiku 2012 roku, czyli całkiem niedługo po inauguracji. W meczu, który odbył się – z powodu zalanego boiska – dzień po terminie, padł wynik 1:1. Nie ma w kadrze angielskiej żadnego piłkarza, który wystąpił w tamtym spotkaniu.

W drużynie „biało-czerwonych” takich graczy jest aż trzech. To Grzegorz Krychowiak, Robert Lewandowski i Kamil Glik, który strzelił Anglikom gola. To był zaledwie 14 występ tego obrońcy, którego chciały niegdyś angielskie kluby, w narodowych barwach. Dziś ma ich na swoim koncie 87 i jest bardziej doświadczony od… wszystkich reprezentantów Anglii. Najwięcej meczów przed starciem z Polską z trzema lwami na piersi ma Raheem Sterling, który zagra dziś w zespole narodowym po raz 70.

To ten gracz sprawił reprezentacji Polski wiele problemów w marcowym spotkaniu na Wembley. Wywalczył wówczas rzut karny, który na bramkę zamienił Harry Kane. Sterling nadal utrzymuje dobrą dyspozycję. Świetnie grał na Euro 2020, zdobył na turnieju trzy gole, a także trafił w starciu z Węgrami. Przeciwko Andorze odpoczywał, a dziś wyjdzie na boisku w podstawowym zestawieniu. O tym, że urodzony na Jamajce piłkarz jest w świetnej formie świadczy również fakt, że zdążył już zdobyć gola w Premier League, choć angielska ekstraklasa rozegrała raptem trzy kolejki.

Taka sztuka nie udała się jeszcze w sezonie ligowym Kane’owi, choć warto pamiętać, że wokół tego zawodnika powstało niemałe zamieszanie, kiedy to wobec odmowy zgody na transfer, odmówił treningów. Ostatnio jednak potwierdził, że forma wróciła, a jego snajperski pojedynek z Robertem Lewandowskim zapowiada się szalenie interesująco.

Kaz Mochlinski


Na zdjęciu: Raheem Sterling (z prawej) sprawił Polakom problemy na Wembley w marcu, świetnie grał na Euro i nadal jest w wysokiej formie.
Fot. PressFocus