Trzeba wiedzieć kiedy, gdzie i z kim

W pierwszej części nowy selekcjoner mówił m.in. o:

  • obiektywizmie wobec Kuby Błaszczykowskiego
  • akceptacji Roberta Lewandowskiego przez drużynę
  • Kłopotach z… łokciami Piotra Zielińskiego
  • Wahaniach Łukasza Piszczka i taktyce 4-4-2
  • powołaniach na wrześniowe mecze z Włochami i Irlandią

Adam GODLEWSKI: Jest pan przekonany, że będzie umiał traktować Kubę Błaszczykowskiego identycznie jak wszystkich pozostałych kadrowiczów? To znaczy, że nie dostanie taryfy ulgowej, ani nie będzie miał wyżej zawieszonej poprzeczki?

Jerzy BRZĘCZEK: – Obaj z Kubą wiemy, że ludzie będą patrzyli na nasze relacje w kadrze poprzez pryzmat więzów rodzinnych, ale obaj nie mamy z tym żadnego problemu. Na pewno ja będę bardziej obiektywny w ocenie Kuby, niż część komentatorów w odniesieniu do moich wyborów… Jestem przygotowany na zderzenie ze złośliwościami, ale credo mam jasne – podstawową wartością jest drużyna, a o powołaniach i wystawianiu poszczególnych piłkarzy decyduje jakość i aktualna forma. Nie damy się zwariować, fakt, że jesteśmy rodziną nie wpłynie na moją ocenę Kuby w żadną stronę. On musi być zdrowy, musi grać regularnie w klubie, a wtedy będzie w stanie dać jeszcze naprawdę bardzo wiele reprezentacji. To byłby dopiero nonsens, gdyby zrezygnował z występów w kadrze, z tego względu, że selekcjonerem został jego wujek.

Pierwsze powołania wyśle pan w zasadzie przed startem najmocniejszych lig zagranicznych. Ilu piłkarzy chce pan zaprosić na wrześniowe mecze z Włochami i Irlandią?

Jerzy BRZĘCZEK: – Wciąż się nad tym zastanawiam, ponieważ grupa nie może być zbyt liczna, aby jakość treningów była właściwa. Rozważamy powołanie 22, maksymalnie 24 zawodników z pola oraz trzech lub czterech bramkarzy. Tak, aby mieć dwie pełne jedenastki i rezerwowych na wypadek, odpukać, urazów, czy innych wypadków losowych.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus

Tylko Łukasz Piszczek zastanawia się nad kontynuacją występów w reprezentacji? Określił się już w tej kwestii?

Jerzy BRZĘCZEK: – Nie mam jeszcze pewności, jaką podejmie decyzję, daliśmy sobie trochę czasu. Przynajmniej do powrotu Borussii Dortmund z tournée po Ameryce. Łukasz musi być po prostu przekonany, że dalej chce grać w kadrze, i że nadal będzie miał odpowiedni zasób sił. A nikt inny z zawodników, których widzę w swojej koncepcji nie zgłaszał mi wątpliwości co do dalszych występów w drużynie narodowej.

W Płocku błyskawicznie odbudował pan – dodajmy: były rozgrywający – Dominika Furmana, natomiast w kadrze pomocy specjalisty od gry na środku pomocy ewidentnie potrzebuje Piotr Zieliński. Rozgrywający SSC Napoli stanowi dziś problem reprezentacji Polski?

Jerzy BRZĘCZEK: – Nie chciałbym się koncentrować tylko na Piotrku, choć oczywiście jest typem zawodnika, który mocniej działa na moją wyobraźnię od piłkarzy występujących na innych pozycjach. Na pewno ma to coś, co powoduje, że powinien mieć większy wpływ na grę reprezentacji. Spotkałem się już z nim we Wrocławiu, jeszcze przed wyjazdem na przygotowania do startu Serie A i starałem się dociec, z jakiego powodu nie demonstruje w reprezentacji pełni potencjału. Aby jednak była jasność – Piotr nie jest jedynym zawodnikiem, w odniesieniu do którego powziąłem wniosek, że w klubie jest w stanie pokazać więcej niż w kadrze narodowej.

Tyle że to Zieliński gra na newralgicznej pozycji, ale wyraźnie brakuje mu łokci, takich jak miał na przykład Brzęczek, do przepychania się nie tylko na boisku.

Jerzy BRZĘCZEK: – Dlatego chciałbym zobaczyć zachowanie Piotra, ale także innych zawodników, w grupie. I dopiero wówczas poszukam rozwiązań – boiskowych i pozaboiskowych – jak zadziałać na poszczególnych piłkarzy, aby wydobyć z nich maksimum.

Poszerzył pan sztab o psychologa z uwagi na kieski start reprezentacji w mundialu w Rosji, czy przede wszystkim z uwagi na takich właśnie piłkarzy jak Zieliński, którzy mają problemy z odnalezieniem się w drużynie narodowej?

Jerzy BRZĘCZEK: – Na pewno wyniki osiągnięte w Rosji pozostały bez wpływu. Była to decyzja bardzo świadoma, jako trener od dłuższego czasu współpracuję z Damianem Salwinem, i uważam, iż jako człowieka bardzo mnie to rozwinęło. Uznałem więc, że we współczesnym świecie, niezwykle zabieganym, pełnym mediów społecznościowych, psycholog sportowy przyda się także w kadrze. Nie na zasadzie przymusu, tylko dla chętnych, bo bez pełnej świadomości taka praca nie ma żadnego sensu.

Tyle że nawet wśród kadrowiczów na rosyjski mundial była co najmniej kilkuosobowa grupa, która już wcześniej zdecydowała się pomoc specjalisty w tym zakresie.

A’propos mediów społecznościowych – wprowadzi pan ograniczenia w korzystaniu z Twittera lub Instagrama podczas zgrupowań?

Jerzy BRZĘCZEK: – Nie zamierzam ingerować w życie prywatne dorosłych ludzi. Na pewno jednak będziemy rozmawiali na ten temat i reagowali w sytuacjach, kiedy aktywność w portalach społecznościowych będzie miała negatywny wpływ na reprezentantów i ich najbliższych. Nie uciekniemy już od Twittera, Facebooka, czy Instagrama, uzależnienie od takich form komunikacji pewnie będzie wyłącznie narastać, ale to nie zwolni nikogo z posługiwania się zdrowym rozsądkiem.

Trener, któremu bardzo dużo zawdzięczam, niestety nieżyjący już Zbigniew Dobosz z Rakowa Częstochowa, zawsze powtarzał, że wszystko jest dla ludzi. Tylko trzeba wiedzieć kiedy, gdzie i z kim. To bardzo proste zasady, ale nikt nie wymyślił lepszych. Kiedy wygrywasz, wiele ujdzie ci na sucho, ale po porażce, która jest nieuchronna rozczarowani ludzie potrafią wyciągnąć osobom publicznym – a takimi jesteśmy – zachowania sprzed dwóch, czy nawet trzech lat. Takie, które w ich odczuciu były nie w tym miejscu, nie w tym czasie, i nie w takiej formie jak powinny.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus

Podobała się panu końcówka meczu z Japonią?

Jerzy BRZĘCZEK: – Na pewno nie. Nikomu nie mogło podobać się to, co działo się w ostatnich minutach tego spotkania kończącego rywalizację w grupie na mundialu w Rosji. Nie zapominajmy jednak, że prowadziliśmy, więc należy zadać sobie pytanie, co by się stało, gdybyśmy zaatakowali i dostali od Japończyków bramkę? Dopiero byłby hejt, że nie potrafiliśmy utrzymać korzystnego wyniku! Ostatecznie wygraliśmy, a o to przecież chodziło.

Tyle że właśnie w takich okolicznościach, w których nie brakuje niesmaku, pan przejmuje kadrę. Towarzystwo tworzące drużynę jest przegrane, a na dodatek także skonfliktowane, zaś kapitan, którego pan namaścił stoi z boku grupy. Naprawdę ma pan świadomość powagi sytuacji?

Jerzy BRZĘCZEK: – Nie wgłębiając się w szczegóły – cała moja mądrość na początku pracy musi polegać na odbudowaniu właściwych relacji. Wiem oczywiście, co działo się wewnątrz drużyny podczas mundialu, ale niekiedy wystarczy tylko pogadać przy piwie, aby wyjaśnić to, co powodowało zgrzyty. Nie uważam, żeby Robert nie był akceptowany przez grupę jako kapitan. Strzela bramki, i jest gościem, który ma bardzo duży wpływ na wyniki zespołu.

Na pierwszym zgrupowaniu zamierzam usiąść ze wszystkimi zawodnikami i szczerze pogadać. Indywidualnie, a także w mniejszych i większych grupach. Nie mam kompleksów, jako piłkarz przeżyłem tyle, że mogę podpowiedzieć każdemu kadrowiczowi konstruktywne rozwiązania, niezależnie od tego czy gra dziś w Bayernie Monachium, czy w SSC Napoli.

Nie zamierzam absolutnie przeszkadzać żadnemu zawodnikowi, i to tak długo, dopóki żaden z zawodników nie będzie przeszkadzał drużynie. A jeśli chodzi konkretnie o kapitana, to Lewandowskiemu potrzebny jest spokój, w pierwszej kolejności zakończenie sagi transferowej. Niezależnie od tego, gdzie będzie grał w przyszłym sezonie, najlepiej, aby jak najszybciej zamknął ten temat. Bo wówczas – nie mam wątpliwości – odzyska radość z gry w drużynie narodowej. A przede wszystkim skuteczność.