Trzeci finał biało-czerwonych!

Polacy po raz trzeci z rządu w finale mistrzostw świata! Brazylię pokonali po twardym, pięciosetowym boju.


Mecze Polski z Brazylią to już klasyki mistrzostw świata. Obie drużyny w trzech z czterech ostatnich edycji mundialu mierzyły się w finale. W 2006 roku górą byli Brazylijczycy, natomiast w 2014 i 2018 roku triumfowali biało-czerwoni. Co ciekawe, osiem lat temu finał również rozgrywany był w katowickim „Spodku”. Tym razem stawką nie było złoto, ale finał.

Sobotni mecz był nie tylko starciem aktualnego mistrza i wicemistrza świata, ale również obecnego lidera światowego rankingu z byłym numerem jeden. W czerwcu tego roku Polacy wyprzedzili bowiem Brazylijczyków, po raz pierwszy w historii obejmując prowadzenie w zestawieniu Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB) i detronizując „canarinhos” po 20 latach.

Spotkanie nie miało wyraźnego faworyta, bowiem obie ekipy prezentowały się do tej pory podobnie. Do półfinału doszły z kompletem zwycięstw. Przedstawiciele zarówno Brazylii, jak i Polaków o rywalach wypowiadali się w samych superlatywach. – Polska to znakomita, silna drużyna. Jest mocna w każdym elemencie: zagrywce, ataku, systemie blok-obrona. Półfinał to na pewno będzie trudna bitwa – podkreślił rozgrywający „canarinhos” Bruno Rezende. – Czeka nas arcytrudne spotkanie, może być nawet trudniejsze niż ćwierćfinał (Polacy pokonali USA 3:2 – przyp. red.). Brazylia to kompletna drużyna, na każdej pozycji ma gwiazdy, a na mistrzostwa świata dodatkowo wrócił Wallace. Jest w komplecie, w świetnej dyspozycji, co pokazała w meczu z Argentyną. Będzie to ciężka przeprawa, ale my się przygotujemy i damy z siebie wszystko – odpowiadał [Paweł Rusek], drugi trener biało-czerwonych.

Pierwsi na rozgrzewkę wyszli Brazylijczycy. A , że w Kramju Kawy wszyscy kochają futbol, więc siatkarze również zaczęli przygotowania do meczu od popularnej… gry w „dziada”. W środku w pogoni za piłką najwięcej czasu spędzał Darlan i Lucalleli. Z kolei efektownymi zagraniami piętą popisywał się Lucas. Biało-czerwoni w tym czasie rozciągali się i bawili piłką.

Mecz lepiej zaczęli nasi siatkarze. Szybki wywalczyli kilka punktów przewagi (7:4). Długo się nim jednak nie cieszyli. Rywale z minuty na minutę grali coraz lepiej. Przede wszystkim znakomicie bronili. Podbijali mocne ataki Polaków, Rozgrywający Fernando w ataku z kolei starał się grać nieszablonowo i wykorzystywać wszystkie opcje. Często więc wystawiał do środkowych, na skrzydła i drugą linię. Gra biało-czerwonych była natomiast bardziej schematyczna. Większość punktów zdobywał Bartosz Kurek. Brakowało mu jednak wsparcia. Brazylijczycy więc nie tylko odrobili straty, ale wyszli nawet na prowadzenie 12:10. Nikola Grbić, trener naszej drużyny, zmuszony był zareagować. Już w pierwszym secie wprowadził do gry „jokera” Tomasza Fornala. Niewiele to dało. Siatkarze z Ameryki Południowej trzymali przewagę. Wydawało się nawet, że spokojnie dowiozą prowadzenie do końca seta. Wygrywali już bowiem 23:19. I wtedy biało-czerwoni rzucili się do walki. Byli bardzo blisko odrobienia strat. Przy stanie 23:24 wywalczyli punkt na remis. Rywale poprosili jednak o sprawdzenie, czy jeden z naszych graczy nie dotknął siatki. Ku rozpaczy 11 tysięcy fanów challenge potwierdził ich argument. Okazało się, że zanim piłka odbiła się od parkietu, Aleksander Śliwka dotknął siatkę.

Biało-czerwoni nie zrazili się przegraną w pierwszej partii. Szybko się podnieśli. W kolejnych odsłonach do Kurka w ataku dołączyli zarówno Śliwka, jak i Semeniuk. Nasi zawodnicy świetnie też zagrywali. Kluczowe okazały się serwisy Mateusza Bieńka i Jakuba Kochanowskiego, po których rywale z trudem przebijali piłkę na drugą stronę siatki. Biało-czerwoni okazywali się też sprytniejsi. Kilka punktów zdobyli „kiwkami”. W bloku chowali też ręce zbijającym rywalom, co również przyniosło im sukces.

Brazylijczycy próbowali walczyć. W trzeciej partii długo prowadzili. Gdy jednak biało-czerwoni mocniej przycisnęli byli bezradni. Na akcje Kurka, Śliwki, Semeniuka czy Bieńka nie mieli żadnej odpowiedzi. Z rezygnacją tylko patrzyli jak piłka wpada w ich pole gry.

Renan Dal Zotto, trener „canarinhos” przed czwartym setem zdecydował się na zmianę rozgrywającego. Postawił na Bruno Rezende. Szybko też zszedł Leal, zastąpiony przez Rodrygo. Zmiany przyniosły skutek. Brazylijczycy odzyskali skuteczność. Na parkiecie rozgorzała walka na całego, bo biało-czerwoni też nie zwalniali ręki. Obu zespołom zdobywanie punktów przychodziło z ogromnym trudem. Błędy naszej drużyny spowodowały, że Brazylijczycy wywalczyli kilka punktów przewagi. W doprowadzeniu do tie-break anie przeszkodziło im nawet strata Lucarelliego, który w jednej z akcji doznał kontuzji i parkiet opuścił kulejąc.

Decydująca partia pełna była zwrotów akcji. Kapitalnie zaczął ją Kurek, który zdobywał większość punktów. Polacy wygrywali 7:4. Wtedy jednak nas główny bombardier zaciął się. Nie skończył trzech kolejnych ataków. Raz został zablokowany, raz podbity, a raz nie trafił w boisko. Na tablicy wyników był remis 7:7 i gra zaczęła się od nowa. Po kolejnym autowym ataku Kurka na prowadzeniu była Brazylia (11:10), za chwilę to znów górą byli biało-czerwoni (12:11). I nie wypuścili szansy z rąk. Piłkę meczową wywalczył Śliwka, a decydujący punkt nasi siatkarze zdobyli, bo rywale cztery razy odbili piłkę. I zaczął się taniec radości…

(mic, sow)


POLSKA – BRAZYLIA 3:2 (23:25, 25:18, 25:20, 21:25, 15:12)

POLSKA: Janusz, Śliwka (18), Kochanowski (6), Kurek (24), Semeniuk (22), Bieniek (7), Zatorski (libero) oraz Łomacz, Kaczmarek. Fornal. Trener Nikola GRBIĆ.

BRAZYLIA: Fernando, Leal (12),

Flavio Gualberto (10), Wallace (18), Lucarelli (18), Lucas (10), Thales (libero) oraz

Rezende (1), Roque, Darlan, Rodrigo (2), Fernandes. Trener Renan DAL ZOTTO.

Sędziowali: Vladimir Simonović (Szwajcaria), Juraj Mokry (Słowacja). Widzów 11.000.

Przebieg meczu

I: 10:9, 12:15, 17:20, 23:25.

II: 10:8, 15:10, 20:13, 25:18.

III: 8:10, 15:13, 20:15, 25:20.

IV: 10:9, 14:15, 16:20, 21:25.

V: 5:4, 10:9, 15:12.

Bohater – Aleksander ŚLIWKA.

Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus