Trzeciak: Najgorsze dopiero przed nami

Z dwóch ostatnich meczów wyjazdowych wróciliście bogatsi o 4 punkty. Jest pan zadowolony z takiej zdobyczy, czy odczuwa niedosyt?
Jacek TRZECIAK: – Lubię pana poczucie humoru… Do każdego meczu przystępujemy, nastawiając się na zwycięstwo, ale chyba wszyscy zauważyli, z kim ostatnio rywalizowaliśmy. Resovia to bardzo dobry zespół, który ostatnio delikatnie się zaciął, ale wygrana 1:0 – i to w dodatku na jej boisku – była wprost bezcenna. Drugi nasz przeciwnik był z jeszcze wyższej półki. O ile dobrze pamiętam, Radomiak na swoim boisku odniósł 11 zwycięstw, dwa spotkania zremisował i tylko raz przegrał. Jesteśmy jednym z tych trzech zespołów, który w Radomiu urwał punkty obecnemu liderowi (Radomiaka pokonał na jego boisku Widzew Łódź, a oprócz ROW-u punkt wywalczył GKS Bełchatów – przyp. BN). Zdobyliśmy zatem punkt w jaskini lwa, więc dlaczego miałbym być niezadowolony lub odczuwać niedosyt? Z drugiej strony doskonale zdajemy sobie sprawę, w jakim miejscu jesteśmy i jak długa droga jeszcze przed nami.

Ostatnie mecze dodały pewności siebie pańskim podopiecznym? Najbliższy mecz ze Skrą Częstochowa powinien potwierdzić, że jesteście na fali wznoszącej?
Jacek TRZECIAK: – Moi piłkarze przekonali się, że można pokonać każdego przeciwnika. Druga liga cały czas pokazuje, że każdy może wygrać z każdym, niezależnie od lokaty zajmowanej w tabeli. Z takim też nastawieniem przystąpimy do sobotniego spotkania ze Skrą. To jeden z meczów, który po prostu musimy wygrać. Nie możemy jednak się „podpalać”, tylko musimy zagrać z chłodną głową. Wiemy, ile możemy zyskać, ale również ile możemy stracić.

W ostatnich spotkaniach zdecydował się pan na wariant bardziej ofensywny niż poprzednio. Mam na myśli grę dwoma napastnikami, bo teraz od pierwszego gwizdka sędziego na boisku przebywają Bartosz Giełażyn i Przemysław Brychlik. Jest pan zadowolony z efektów ich współpracy?
Jacek TRZECIAK: – Dlaczego nie grali wcześniej obok siebie? To pytanie zadawano mi dużo wcześniej. Nie zapominajmy, że na początku rundy wiosennej mierzyliśmy najpierw z trzecim zespołem, czyli Elaną Toruń, a potem z ówczesnym liderem, Widzewem Łódź. Na tym etapie nie mogliśmy grać w myśl zasady „hurra, mości panowie”. Ponadto Bartek Giełażyn miał pewne kłopoty zdrowotne, więc nie mógł pokazać wszystkich swoich walorów. Teraz razem z Przemkiem Brychlikiem tworzą w ataku groźny duet, coraz lepiej się rozumieją. Ich współpraca wygląda naprawdę bardzo dobrze, więc mam powody do zadowolenia.

W sześciu ostatnich meczach nie znaleźliście pogromcy. Taka seria z pewnością podnosi morale zespołu. Może pan powiedzieć, że najgorsze już za wami?
Jacek TRZECIAK: – Absolutnie nie! Powiem przewrotnie – najgorsze dopiero przed nami. W moich słowach tylko pozornie brakuje logiki. Paradoks polega na tym, że wcześniej sięgnęliśmy dna, więc mieliśmy się z czego odbić. Po serii udanych meczów, w których punktowaliśmy, daliśmy sobie nadzieję, że utrzymanie w II lidze jest możliwe. Z psychologicznego punktu widzenia, spotkania, które zostały nam do końca rozgrywek, są „do zamordowania”. Jeżeli uda nam się zrealizować ten scenariusz, gotów jestem ogolić głowę na zero.

Rozłożył pan już najbliższego przeciwnika na czynniki pierwsze?
Jacek TRZECIAK: – Już w poniedziałek rozpoczęliśmy analizę gry Skry Częstochowa. Dawkowaliśmy jednak naszym zawodnikom informacje na jej temat. Przekazaliśmy im najważniejsze kwestie i nie mam wątpliwości, że zechcą skorzystać z naszych podpowiedzi. Musimy jednak pamiętać, że na boisku grają żywi ludzie, a nie roboty, więc wszystko jest w nogach piłkarzy. Liczę na ich kreatywność, zaangażowanie i walkę do upadłego.

Skra miała nieciekawy początek rozgrywek (przegrała 6 meczów z rzędu – przyp. BN), a teraz ma 10 punktów więcej niż ROW i jest znacznie wyżej w tabeli. To dla pana zaskoczenie?
Jacek TRZECIAK: – Nie. Skra jest drużyną z prawdziwego zdarzenia. Nie ma w niej wprawdzie indywidualności, ale to jest zbędne, bo liczy się gra zespołowa. Dlatego jej wynik nie jest przypadkowy. Od pewno czasu częstochowianie grają bardzo równo i nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Będziemy mieli twardy orzech do zgryzienia, lecz jestem optymistą i wierzę w swój zespół.

 

Na zdjęciu: Jacek Trzeciak – mimo wciąż trudnej sytuacji zespołu – zachowuje olimpijski spokój.