Trzy pytania do Bartosza Ciury: Uderzenia nie miały jakości

Miał pan tremę gdy wyprowadzał drużynę na taflę?

Bartosz CIURA: – Powiem szczerze, nie przypuszczałem, że dostąpię takiego zaszczytu. Pojawił się mały stres, wszak to ważny moment dla każdego sportowca. Jednak z chwilą gwizdka sędziego wszystko poszło w niepamięć i już skupiałem się tylko na założeniach taktycznych, jakie nakreślił trener. Moim partnerem w obronie był Mateusz Bryk, z którym grałem za czasów trenera Tomka Valtonena oraz w tyskiej drużynie. Nie mieliśmy problemu z komunikacją.

Czy był pan mocno niepocieszony, że w jubileuszowym, 50. występie w reprezentacji przegraliście z Węgrami?

Bartosz CIURA: – Nie miałem pojęcia, że mam mały jubileusz, bo nie śledzę statystyk. To nie jest istotne, który mecz gra się w reprezentacji, bo każda porażka jest bolesna i rozpamiętywana. Szkoda, że nie udało się wygrać z Węgrami w drugim meczu, bo chcieliśmy koniecznie się zrewanżować za listopadowy dwumecz w Budapeszcie.

A jak pan ocenia ten dwumecz?

Bartosz CIURA: – W obu meczach było odpowiednie tempo akcji, bo staraliśmy się przebywać na tafli 20-30 sekund i szybko zjeżdżaliśmy. Mój organizm, bo mogę mówić za siebie, odpowiednio reagował i czułem się dobrze od początku do końca. Pod względem fizycznym trudno nam coś zarzucić. Pierwszy mecz w naszym wykonaniu był lepszy i przede wszystkim wygrany. W drugim, choć staraliśmy się zmienić wynik, nie daliśmy rady. Początek obu meczów w naszym wykonaniu był podobny, bo szybko obejmowaliśmy prowadzenie, ale traciliśmy gole w okolicznościach, do jakich nie można dopuścić. Zadecydowały nasze błędy i rywale skrzętnie to wykorzystali. Przede wszystkim zawiodła skuteczność, bo dużo strzelaliśmy, ale te uderzenia nie miały jakości. Nad tym elementem musimy koniecznie popracować. Kolejnym naszym mankamentem była gra w przewagach. Graliśmy kilka razy w 5 przeciwko 4 i to w większym wymiarze czasowym, a jednak nic nie zdziałaliśmy. A tych sytuacji było bardzo dużo (82 celne strzały w obu meczach – przyp. red.) i nic z tego wynikało. To prawda, że węgierscy bramkarze to dobrzy fachowcy, ale to głównie nasza wina, że zdobyliśmy zaledwie trzy gole w dwumeczu. Stanowczo za mało. Gdy nie będzie strzelać więcej bramek, będziemy przegrywali z rywalami o podobnych umiejętnościach.


Fot. Łukasz Sobala / Press Focus