Trzy spadki Górnika

Zabrzan czeka trudna walka, by uniknąć czwartej degradacji.


W swojej historii górniczy klub trzy razy leciał z najwyższej klasy rozgrywkowej. Za każdym razem popełniano fatalne błędy kadrowe i szkoleniowe. Następny spadek w przeciągu kilkunastu lat może się okazać nie tylko sportową katastrofą…

1978. Karny Szołtysika

Nic nie zapowiadało katastrofy, jaka nastąpiła w sezonie 1977/78. Zabrzanie zaczęli grą w Pucharze UEFA, gdzie najpierw wyeliminowali fińską Hakę Valkeakoski, a następnie w drugiej rundzie nie dali rady czołowej wtedy drużynie w Europie, Aston Villi (1:1, 0:2). Trenerem był Hubert Kostka, w drużynie były wielkie legendy, jak Jerzy Gorgoń czy Zygfryd Szołtysik. Do tego była grupa młodych zdolnych, jak wchodzący do drużyny Andrzej Pałasz czy inny napastnik [Edward Socha]. – Przyszedłem do Górnika pod koniec listopada 1977 roku, a na początku grudnia mieliśmy jeszcze mecz z Widzewem, który wygraliśmy 2:0, a ja w nim zagrałem. To były już mecze z rundy rewanżowej – opowiada Socha, były piłkarz, a potem przez wiele lat działacz wielkiego Górnika z lat 80.

Po wygranej z Widzewem, która kończyła pierwszą część rozgrywek, zabrzanie po 19 meczach mieli 15 pkt i byli na 14. miejscu, dającym utrzymanie. Mieli dwa punkty straty do 10. w tabeli Polonii Bytom (za wygraną były wtedy 2 punkty). Co się potem stało? – Po Widzewie mieliśmy trening, to było jak dobrze pamiętam w poniedziałek. Na zajęciach wchodziło się na taką skrzynię. Starsi zawodnicy, jak Jurek Gorgoń czy Zyga Szołtysik, zrobili to pierwsi. Kto zrobił to ćwiczenie, mógł kończyć. Z pięciu graczy to zrobiło, kiedy ktoś się pojawił i oznajmił, że trenera Kostki już z nami nie ma – mówi Edward Socha.

Kluczowy mecz Górnika wiosną 1978 roku i tylko remis z sosnowiczanami.

Zastąpił go inny legendarny śląski szkoleniowiec, Władysław Żmuda, ale wiosną w kilkunastu ledwie kolejkach – ze względu na przygotowania do argentyńskiego mundialu – szło jak po grudzie. Co było nie tak? – Mieliśmy bardzo dobry skład, ale nie bardzo wiem, jak to wtedy było za ligowymi kulisami, bo różnie wtedy mówili, między innymi, że między sobą wojskowe kluby się dogadały (w ekstraklasie były wtedy Legia, Śląsk, Zawisza – przyp. red.). Przełomowy moment? Mecz z Zagłębiem Sosnowiec u siebie. Było 0:0 i karny dla nas, ale niewykorzystany przez Zygę Szołtysika. Szkoda, bo jeszcze parę meczów zostało do końca. Można było wszystko uratować – relacjonuje były zawodnik i działacz Górnika.

Po feralnym meczu z sosnowiczanami przyszła porażka z Arką na wyjeździe 0:3 i przegrana ze Śląskiem u siebie 0:1. Wygrana na koniec sezonu ze Stalą w Mielcu w 30. kolejce 1:0 nic już nie dała. Do utrzymania brakło 4 punktów. Zresztą 27 „oczek” na koncie miała wtedy aż czwórka zespołów, bo dwa kluby z Bytomia, Szombierki i Polonia, a także Ruch oraz Zawisza. Drugim spadkowiczem byli właśnie bydgoszczanie. „Górników” zgubiła m.in. słaba gra u siebie, bo na 15 gier w domu mieli ledwie cztery wygrane i aż siedem remisów.

2009. Obiecanki cacanki

W lipcu 2007 roku głównym udziałowcem Górnika została firma Allianz. Miliony euro miały pomóc w zdobyciu 15. mistrzostwa Polski. Cel ten postawił przed drużyną Michael Muller, który wszystkim zarządzał. Zamiast tytułu najlepszej jedenastki w kraju, przyszła fatalna zapaść źle zarządzanego i prowadzonego klubu. Mimo pieniędzy, kibiców, nadziei, był fatalny początek rozgrywek 2008/09. Po czterech meczach drużyna miała ledwie punkt i zero strzelonych goli. Kibice domagali się odejścia ze stanowiska szkoleniowca Ryszarda Wieczorka i tak też stało się na początku września 2007 roku. Trenerem został Marcin Bochynek, a pomagali mu byli ligowcy, Marek Kostrzewa i Marek Piotrowicz. Dwa tygodnie później wybór szefów Allianzu padł na trenera z najwyższej półki na naszym podwórku, czyli [Henryka Kasperczaka], który wcześniej zdobywał kolejne mistrzostwa Polski z Wisłą czy z powodzeniem prowadził afrykańskie reprezentacje.

Płaczący Michał Pazdan po spadku Górnika i przegranym meczu z Polonią Warszawa 30 maja 2009 roku.

Niestety, jego pobyt w Zabrzu nie był udany. Szczególnie fatalne było zimowe okienko. Za spore pieniądze sprowadzono graczy, którzy jak Robert Szczot czy Paweł Strąk niewiele pomogli, a ich wysokie kontrakty odbiły się wielką finansową czkawką.

Wiosnę tamtego sezonu zabrzanie zaczęli więcej niż dobrze, bo przed 40-tysięczną publicznością po pięknym strzale Adama Banasia pokonali w derbach na Stadionie Śląskim Ruch 1:0, ale potem już tak dobrze nie było, choć w rundzie rewanżowej udało się im zdobyć w 13 grach 17 punktów. Problemem był przede wszystkim atak, bo w 30 grach zdobyto ledwie 20 goli. Tak źle nie strzelał wtedy żaden zespół. Najlepszym strzelcem na koniec był… Adam Banaś, czyli środkowy obrońca, który pojawił się w Zabrzu zimą 2009 roku. Miał 4 gole. Jeden mniej miał Dariusz Kołodziej.

– Skuteczność ofensywna w jakimś stopniu zadecydowała o tym, że zespół nie wygrywał. Przykładem mogą być spotkania z Lechem i Arką. Oba spotkania w różny sposób zremisowaliśmy, a mogliśmy wygrać. Zimą firma Allianz nie żałowała pieniędzy, miałem wszystkich zawodników, których chciałem pozyskać. Jest to moja ogromna porażka, mogę żałować, że nie wziąłem dodatkowo jednego, a może i dwóch zawodników – komentował wtedy załamany trener Kasperczak.

2016. W kolejce z emerytami

Ostatni spadek zabrzan z ekstraklasy wielu kibiców, także tych młodszych, ma jeszcze w pamięci. Latem 2015 roku trener Leszek Ojrzyński miał na testach Kameruńczyka Roberta Ndipa Tambe, który potem trafił do reprezentacji swojego kraju prowadzonej przez Hugo Broosa, z którą w 2017 roku wywalczył Puchar Narodów. W Górniku trener Ojrzyński postawił na znanego sobie Macieja Korzyma. Ten w całych rozgrywkach odwdzięczył się… 2 bramkami.

Porażką był wtedy słynny zimowy obóz przygotowawczy w Lloret de Mar, gdzie nie było odpowiedniego boiska do treningów, sparingpartnerów, a po posiłki w tej turystycznej katalońskiej miejscowości piłkarze musieli stać w… dwustumetrowej kolejce z emerytami. Żywili się więc sami na mieście. Efekt był taki, że po czterech wiosennych grach „górnicy” na koncie mieli remis, trzy porażki i zero strzelonych goli, a szkoleniowiec stracił pracę. Wszystko miał ratować Jan Żurek, ale nie udało się. Zadecydował remis w ostatnim meczu z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza na wyjeździe 1:1, po którym „Torcida” kazała zawodnikom ściągnąć i oddać koszulki. Do utrzymania zabrakło wygranej w tamtym spotkaniu…

Trzeci spadek „górników” z ligi po remisie 1:1 w Niecieczy, 14 maja 2016.

W poniedziałek 16 maja 2016 roku, dwa dni po nieszczęsnym meczu w Niecieczy, w „Sporcie” ówczesny szef działu piłkarskiego, a potem prezes Górnika [Dariusz Czernik] w felietonie „Zasłużyli. Jak nikt inny” pisał: „Zabrzanie spadli z ligi SAMI. Swoją słabością, niemocą i przeciętnymi umiejętnościami. Ktoś jednak takich, a nie innych piłkarzy do Zabrza sprowadził, ktoś nie dał zgody latem ubiegłego roku, by zatrudnić… dwóch zawodników, bo tylu chciał Robert Warzycha. Ktoś, zapewne w dobrej wierze, sięgnął po Leszka Ojrzyńskiego, dając mu ogromną władzę sportową w klubie – nie tylko dotyczącą pierwszej drużyny, co okazało się wielkim błędem. Ktoś podpisał się pod transferami kilkunastu piłkarzy, z których żaden nie potrafił strzelać goli – Kante zanotował ich mniej niż bramkarz Termaliki, ktoś wymyślił kuriozalne zgrupowanie w Hiszpanii w ośrodku dla emerytów. Ktoś, ktoś…”.

2023. Wiara w Jana Urbana

Jak będzie teraz? – Górnik nie gra źle. Są dobre momenty, piłkarze są też wydaje mi się dobrze przygotowani do rozgrywek. Jasiu Urban jest bardzo mądrym człowiekiem i trenerem. Jak zawodnicy będą go słuchać, uwierzą mu, to zabrzanie zostaną w ekstraklasie. Jestem całym sercem za Górnikiem i szczerze wierzę, że się utrzyma – podkreśla Edward Socha.

Spadki Górnika

Sezon 1977/78, 16. miejsce, 23 pkt, bramki 25:30, 6 zwycięstw, 11 remisów, 15 porażek

Sezon 2008/09, 15., 29 pkt, 20:33, 7-8-15

Sezon 2015/16, 15., 23 pkt, 38:51, 6-18-13


Na zdjęciu: Pamiętne chwile, gdy Górnik Zabrze został zdegradowany do I ligi w 2016 roku.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus