Trzy ważne daty pana Franciszka

Sympatyczna uroczystość. Tylko może nieco za długa… – uczestnicy gali „Złotych Buków”, wychodzący w późny poniedziałkowy wieczór z gościnnych progów Filharmonii Śląskiej, z największymi chyba emocjami wspominali wystąpienie Franciszka Sputa.

Nie bez przyczyny; niezależnie od sukcesów (przeszłych i obecnych) hokeistów, od obecności siatkarzy w krajowej elicie, od niezwykłego marszu (trzy awanse w trzy sezony) futbolistek do ekstraligi, to właśnie sekcja piłkarska mężczyzn pozostanie tą najważniejszą, wyznaczającą miejsce GieKSy na krajowej mapie sportowej.

35 lat z Bukową

A owa sekcja przez 54 lata swego istnienia tych gwiazd wykreowała wiele. Wspomniany golkiper – nawet jeżeli przegrał minimalnie miejsce w „Złotej jedenastce 50-lecia GKS-u” z Januszem Jojką – jedną z owych gwiazd i klubowych ikon będzie zawsze.

– W moim życiu sportowym ważne były zawsze dwie daty: przyjścia do GKS-u i zakończenia w nim kariery. W sumie poświęciłem temu klubowi 35 lat kariery zawodniczej i trenerskiej – laureatowi SuperBuka (drugiego w historii, rok wcześniej nagrodzono nim Jana Furtoka), przy wypowiadaniu tych słów autentycznie łamał się głos. A niejednemu widzowi – nie tylko temu, który pamięta pana Franciszka z murawy – pewnie łezka wzruszenia też się w oku zakręciła.

– Teraz do tych wszystkich pięknych wspomnień dojdzie jeszcze jedna data: 17 grudnia 2018 – mówił nam (już spokojnie) we wtorek legendarny bramkarz GieKSy, mając na myśli moment wręczenia mu nagrody.

Ślązak bez „parcia na afisz”

– Bardzo chciałbym korzystać z wiedzy i doświadczenia naszych klubowych ikon – prezes Marcin Janicki kilka dni przed galą zapowiadał stworzenie swoistego „ciała doradczego”, w którym mieliby zasiadać byli piłkarze i trenerzy z Bukowej. – Jako pierwszy osobiście został przeze mnie zaproszony do tej rady Franciszek Sput.

– „Komisją Ocalenia Narodowego” dla klubu nie zostaniemy – uśmiecha się ten ostatni, potwierdzając fakt otrzymania takowego zaproszenia. Złożone zostało przez prezesa osobiście, podczas 70. urodzin (2 grudnia) pana Franciszka. – Ale to sympatyczne, że ktoś jeszcze chce posłuchać naszego pokolenia. Być może czasem nawet będziemy w stanie podsunąć jakiś skuteczny pomysł.

Dla Sputa powrót na Bukową – w nowej roli – to duże wydarzenie. Pożegnał się z nią – jako się rzekło – po 35 latach związków z klubem, w 2001 roku.

Potem wracał, ale już wyłącznie w roli widza – i to niekoniecznie regularnie. Bywały sezony, w których bezskutecznie rozglądano się za nim po trybunach. – Wie pan, ja jestem typowy Ślązak: nie pcham się na afisz. Ale jeśli teraz prezes uznał, że chce wysłuchać mojego zdania, jestem do dyspozycji. Bo to w końcu wciąż moja GieKSa – zapewnia z uśmiechem.

Przed kamerą

Swoją drogą, kiedy kilka tygodni temu na stadion miejski w Katowicach zawitała niemiecka ekipa filmowa, kręcąca – jak wynikało z ich deklaracji – film o… górnikach, właśnie pan Franciszek stanął odważnie przed obiektywem kamery.

– Pytali mnie o związki klubu z górnictwem za naszych czasów. Więc powiedziałem prawdę: o tym, że mieliśmy górnicze etaty, ale kopalnię znaliśmy tylko z zewnątrz, bo skupialiśmy się na piłce – wspomina dziś tamten wywiad.

W jaki sposób ów materiał filmowy zostanie wykorzystany? Tego ani on, ani dział medialny w GieKSie nie wie – autorzy do tej pory nie skontaktowali się z klubem. Warto za to przypomnieć, że w „Dekadzie GieKSy”

– dokumentalnym filmie o największych sukcesach klubowych – Franciszek Sput pełni rolę swoistego „łącznika” między początkami GKS-u (przyszedł dwa lata po jego powstaniu) a owo „złotą dekadą”: u jej progu przecież kończył boiskową karierę.

 

Na zdjęciu: Franciszek Sput – laureat SuperBuka, którego zawsze wysłuchać warto.