Tutaj kibice mniej wybaczali

W sezonie 2014/15 jako 20-latek został wicekrólem strzelców II ligi. Reprezentował wówczas barwy Zagłębia Sosnowiec i wydatnie przyczynił się do upragnionego awansu na zaplecze ekstraklasy. Po jego strzałach bramkarze drużyn przeciwnych kapitulowali aż 17-krotnie. Później futbolowe losy układały mu się różnie. Wiedział jednak, że prędzej czy później na Kresową wróci. Już jako rywal…

Łukasz ŻUREK: Pora na powrót do Sosnowca – miasta, gdzie wcale nie tak dawno zapracował pan na miano bombardiera. Nuta nostalgii?

Jakub ARAK: – Tak. Do Zagłębia sentyment będę żywił już zawsze. Nie tylko dlatego, że udało nam się tam zbudować drużynę, która dobrze grała w piłkę. Również ze względu na wspaniałych ludzi, których w Sosnowcu poznałem. Z wieloma pośród nich utrzymuję kontakt do dzisiaj. Nie zakłóca to jednak moich przygotowań do sobotniego meczu. Będę gotów na 100 procent do walki o punkty.

Kiedy odchodził pan z Zagłębia, zaświtała w głowie taka myśl, że przy okazji następnej wizyty przy Kresowej przyjdzie pogratulować awansu do ekstraklasy?

Jakub ARAK: – Na ten temat rozmyślałem, kiedy byłem jeszcze zawodnikiem tego klubu. Miałem dylemat – odchodzić do Ruchu Chorzów, który grał wtedy w ekstraklasie, czy jeszcze raz powalczyć o awans z Zagłębiem. Wybrałem ten pierwszy wariant, ale cały czas trzymałem za kolegów z Sosnowca kciuki. I nadal życzę temu zespołowi spełnienia sportowych celów. Wiem, że prędzej czy później to nastąpi. Są kibice, którzy na to zasługują. A niebawem będzie również nowy stadion.

Niewielu pana znajomych tu zostało. W sobotę nie będzie chyba powitań przesadnie wylewnych…

Jakub ARAK: – Szkoda, że tamta drużyna, w której ja grałem, już się rozpadła. Świetnie się rozumieliśmy nie tylko na boisku, ale również poza nim. Tak wygląda jednak żywot piłkarza – dzisiaj jesteś tu, jutro tam. Z ekipy, która trzy lata temu awansowała do I ligi, został tylko Patryk Mularczyk. Ale znam też paru innych zawodników. Z Mateuszem Cichockim grałem w Ruchu, a z Arkiem Jędrychem studiowałem na tej samej uczelni. To tak dla przykładu.

Może się pan dzisiaj pochwalić dyplomem magisterskim. Co jest na nim napisane?

Jakub ARAK: – Jestem magistrem nauczania wychowania fizycznego. Mam też specjalizację z gimnastyki korekcyjno-kompensacyjnej.

Za piłkarza chłonnego wiedzy uchodził pan w zasadzie od zawsze. Trener Artur Derbin opowiadał, że po zaordynowaniu każdego ćwiczenia miał 101 pytań od Araka…

Jakub ARAK: – Nigdy nie ukrywałem, że kiedyś sam chcę zostać trenerem. Poza tym jak coś robię, to lubię wiedzieć po co. Trener Derbin zawsze był otwarty wobec zawodników i potrafił dogłębnie wszystko wytłumaczyć. Mam nadzieję, że nie nadużywałem jego cierpliwości. Teraz w Mielcu też często dopytuję o różne kwestie. Ale kulą u nogi dla szkoleniowców chyba nie jestem…

Na Stadionie Ludowym pojawi się w sobotę napastnik lepszy niż ten, który wyjeżdżał stąd przed blisko dwoma laty?

Jakub ARAK: – Mam takie poczucie. Pracuję, rozwijam się i zmierzam w dobrym kierunku. Łatwiej mi w tej chwili o tym mówić, bo strzeliłem wiosną cztery gole. Ale nawet kiedy nie trafiałem do siatki jako piłkarz Ruchu, albo gdy potem jako zawodnik Lechii nie grałem, też czułem, że systematyczna praca przynosi dobre efekty. Na papierze moje statystyki nie wyglądały dobrze, ale wiedziałem, że nie marnuję czasu.

W Stali zakotwiczył pan ostatniej zimy. To już ekipa na awans? Zdania w tej kwestii są podzielone…

Jakub ARAK: – Jestem pewien, że walka o ekstraklasę toczyć się będzie w tym sezonie do ostatniej serii gier. Dzisiaj mogę powiedzieć tylko tyle, że w Sosnowcu presja na awans była zdecydowanie większa niż obecnie w Mielcu. Kiedy w 2015 roku jako beniaminek znaleźliśmy się szybko w czubie I-ligowej tabeli – moim zdaniem sensacyjnie – nasi kibice wyrażali swoje zniecierpliwienie, jak tylko przytrafiło nam się jakieś potknięcie. Teraz w Mielcu jest trochę inaczej. Nawet gdy tracimy punkty u siebie, to dostajemy komunikat od fanów: „jesteśmy cały czasz wami, walczymy dalej”. A czy Stal jest drużyną na awans? Proszę zapytać mnie o to po 34. kolejce. Obiecuję, że odpowiem.