Twardy kawałek chleba

Nie mam problemu z przemieszczeniem się na drugi kraniec świata, ale obecnie prowadzę stabilniejszy tryb życia – wyjawia Paula Kania-Choduń.


Kiedy zamykasz jedne drzwi, otwierają się drugie. Dzięki tenisie! Przez ciebie były łzy rozczarowania, ale dzięki tobie mogłam zwiedzić świat, poznać nowe kultury, smaki, a przed wszystkim ludzi – taki wpis pojawił się na facebookowym profilu Pauli Kani-Choduń. Olimpijka z Rio właśnie poinformowała o zakończeniu kariery.

Nagrodzona cierpliwość

Magda Linette i Paula to rówieśniczki (dzieli je 9 miesięcy). Ta pierwsza imponuje w Australian Open, a druga… jest z niej dumna. – Dokonała czegoś niebywałego, przechodząc do historii turnieju i światowego tenisa – cieszy się nasza rozmówczyni. – Jako juniorki spędzałyśmy ze sobą wiele czasu. Nie byłyśmy może przyjaciółkami, ale często nas porównywano. Magda była mentalnie przygotowana do wspinania się po tenisowej drabinie, a ja często łamałam rakiety. Ona miała predyspozycje, by już wcześniej osiągać wyniki w wielkim szlemie. To była kwestia czasu. Jestem trochę zaskoczona, że ogromny sukces nadszedł właśnie teraz. Ja nie miałam tyle szczęścia, ale przede wszystkim zdrowia.

Skazana na ruch

Hala sportowa towarzyszyła Pauli od dziecka. Mama Zdzisława była bowiem siatkarką, a następnie trenerką Sokoła Chorzów. – Żeby nie zakłócać zajęć zaprowadzono mnie na korty. Tenis traktowałam jak zabawę, bo początkowo trenowałam raz w tygodniu, ale później na zajęcia z Michałem Ziombrem chodziłam codziennie. Mama na nic nie naciskała, lecz wiedziała, że z powodu wzrostu (obecnie 168 cm – przyp. red.) nie pójdę w jej ślady. Wraz z tatą mocno mnie wspierali, wożąc z Sosnowca na treningi do Chorzowa, a potem do Bytomia i oczywiście wszystko finansowali.

Walka z emocjami

Nasza bohaterka znalazła się w gronie rówieśniczek mających predyspozycje do występów w międzynarodowych turniejach, ale – tak jak wspomniana Linette, Sandra Zaniewska czy Katarzyna Kawa – profesjonalnej drogi szukała po omacku. – Z czasem zaczęłam trenować więcej – wyznaje Paula – lecz nie radziłam sobie z emocjami. – Wygrane były bodźcem do pracy, a porażki doprowadzały do rozpaczy. Mając 21 lat uznałam, że potrzebuję konsultacji z psychologiem, który mógłby mi pomóc w rozwoju, ale bardziej był mi potrzebny ktoś, kto mnie zastopuje i uświadomi, że do obowiązków sportowych można podejść racjonalniej. Teraz wystarczy kliknąć w internet i ma się świat w zasięgu ręki, a ja meandry życia tenisowego poznawałam na własne skórze.

Istotne wybory

Po maturze Paula musiała rozważyć kilka propozycji i podjąć ważne decyzje. – Zarówno mentalnie, jak i rankingowo nie byłam przygotowana do skoku w tenisową dorosłość – podkreśla. – Agnieszka Radwańska była w dziesiątce rankingu WTA, a ja w okolicy 360. miejsca. Pojawiła się jednak propozycja z uniwersytetu Yale, gdzie mogłam studiować i brać udział w rozgrywkach akademickich. Byłam pod wrażeniem warunków do treningu i regeneracji, jednak stwierdziłam, że do profesjonalnych turniejów trudno byłoby mi się przebić, gdyż Amerykanie – przyznając „dzikie karty” – stawiają na swoje zawodniczki. Do tego doszłaby rozłąka z rodziną… Nie żałuję, bo gdybym zdecydowała się na studia w USA, to pewnie nie wystąpiłabym na igrzyskach, nie zagrałabym w Wielkim Szlemie i… nie poznałabym swojego męża.

Smak wielkich turniejów

Występ w turnieju wielkoszlemowym to wisienka na torcie i cel każdego tenisisty. – Nim się dotrze do eliminacyjnego sita, trzeba przejść przez imprezy najniższej rangi – wyjaśnia Paula. – Turnieje ITF są drogie, źle zorganizowane i trzeba mieć silną wolę, by te niedogodności wytrzymać. Hotel polecony przez gospodarzy kosztuje minimum 100 euro, każde wyjście na kort też jest płatne, a do tego gra się piłkami bez napisów. Słowem – masakra.

Imprezy WTA dają zupełnie inne możliwości. Na „dziką kartę” nie miałam co liczyć, więc musiałam się przebijać przez wymagające eliminacje. Wystąpiłam we wszystkich szlemach, w Paryżu przeszłam rundę singla, zaś w deblu (z Janette Husarovą, wszystko w 2015 – przyp. red.) dotarłam do 1/8 finału i wtedy otrzymałam chyba największy przelew. Wystąpiłam w Wimbledonie, a moją grę obserwowały mama i siostra Zuzanna, o czym zawsze marzyłam.

W pogoni za punktami

By znaleźć się w setce rankingu, trzeba nie tylko tytanicznej pracy, ale też odpowiedniego balansu w skomplikowanej maszynerii. Nie można kosztem zdrowia szukać upragnionych punktów. – Nikt nie jest w stanie przez cały sezon grać na pełnych obrotach – mocno akcentuje Paula. – Agnieszka Radwańska czy Iga Świątek to jednostki wybitne, potrafiące zarządzać planami startowymi.

Ja z kolei nie spotkałam osoby, która potrafiłaby mi uświadomić, że trenuję za dużo. Przemieszczałam się z jednego krańca świata na drugi, zmieniając nie tylko strefy czasowe, ale też grałam na wysokościach, czego nie znoszę. A wszystko dla punktów i pozycji w rankingu. Musiałam się wykazać cierpliwością, dystansem i wyzbyciem emocji wobec otaczającej rzeczywistości. Teraz, gdy sportowy rozdział został zamknięty, łatwo mi się o tym mówi.

Balans po cienkiej linie

– Gdy nic nie boli, to znaczy, że nie żyjesz – sarkastycznie mawiają sportowcy, bagatelizując nieco stan zdrowia i tak też było w przypadku Pauli. Gdy skarżyła się na ból ręki, to trener podejrzliwie patrzył, czy nie jest to pretekst do opuszczenia treningu… – Jak miałam 16 lat, pojawiły się bóle barku, a najlepszym sposobem były – o zgrozo – tabletki przeciwbólowe, bo zależało mi na wysokim rankingu – podkreśla Kania-Choduń.

Moja świadomość była jadnak wtedy zerowa. Balansowałam po cienkiej linie, aż we wrześniu 2017 roku w Bielsku-Białej przeszłam operację barku. Przeprowadzający ją lekarz nie przewidywał mojego powrotu do sportu, a ja w swojej naiwności byłam przekonana, że od lutego 2018 roku znów będę trenować. Rehabilitacja trwała jednak ponad 9 miesięcy i tamten sezon spisałam na straty.

Życie poza kortem

Przez jakiś czas korzystała z fizjoterapeutów krakowskich, potem zaczęła jeździć do Gliwic i trafiła na tego wymarzonego… – Nie tak od razu – śmieje się Paula – bo na początku łączyła nas tylko znajomość zawodowa. Paweł miał dziewczynę, ja chłopaka i gdy skończyliśmy nasze związki, coś zaiskrzyło. W 2018 roku się zaręczyliśmy, a dwa lata później wzięliśmy ślub. To był trudny czas, zwłaszcza dla Pawła, bo wracałam na kort i chciałam odzyskać utracone miejsce w rankingach. Gdy coś nie szło po mojej myśli, jemu pierwszemu się obrywało. Stawiałam na singla, bo z deblem bywało różnie. Byłam już umówiona na wspólną grę, a tymczasem moja partnerka rezygnowała w ostatniej chwili. Uznałam, że rok 2020 będzie dla mnie kluczowy.

Powiedziałam sobie, że jeżeli nie zagram w turniejach wielkoszlemowych w deblu, to zrezygnuję i tak zrobiłam. Tenis to twardy kawałek chleba, o czym przekonałam po 15 latach. Teraz wiem, że istnieje życie poza tenisem i doskonale się w nim odnajduję. Gdy załatwialiśmy nasze wesele, zrodził się pomysł na biznes. Wraz z mężem jesteśmy na ostatniej prostej do otwarcia sali weselnej przy jeziorze Pogoria w Dąbrowie Górniczej. Co prawda walczymy jeszcze z biurokratycznymi przeciwnościami losu, ale jesteśmy dobrej myśli.

Jestem szczęśliwa i nie żałuję, że tyle czasu poświęciłam tenisowi, ale nie wiem czy polecę go moim dzieciom. Sport owszem, bo uczy obowiązkowości i jest solidną szkołą, ale wyczyn już niekoniecznie. Mnie tenis otworzył oczy na świat, poznałam wiele wspaniałych miejsc, kultur i czuję się obywatelką świata, choć dla niektórych zabrzmi to górnolotnie.


Paula KANIA-CHODUŃ – ur. 6.11.1992 r. w Sosnowcu; mąż Paweł; zawodowa tenisistka 2010-22. Najwyższe miejsce w rankingu WTA- singel: 128. (15.06.2015); debel: 58. (2.05.2016); zarobki: 683 546 USD.

Australian Open: debel – 1/32 finału (z Klaudią Jans-Ignacik, 2016).

Roland Garros: singel – 1/32 finału (2015); debel – 1/8 finału (z Janette Husarovą, Słowacja, 2015) i 1/16 finału (z Marią Irigoyen, Argentyna, 2016).

Wimbledon: singel – 1/64 finału (2014, 2016); debel – 1/32 finału (z Husarovą 2015, z Irigoyen 2016, z Niną Stojanović, Serbia, 2017).

US Open: singel – 1/64 finału (2014); debel – 1/16 finału (z Husarovą 2014, z Irigoyen 2016).

WTA Tour: debel – 1 tytuł (z Paliną Piechawą, Białoruś, Taszkent 2012) oraz 5 finałów.

ITF Circuit: singel – 5 tytułów (2010-14, z czeg 2 w Polsce); debel – 14 tytułów (2010-21, z czego 1 w Polsce).

Puchar Federacji: 2013, 2016, 2017.

Igrzyska olimpijskie: Rio de Janeiro (debel z Jans-Ignacik, 1. runda, 2016).

Klasyfikacja PZT: 4. (2010), 6. (2011), 4. (2012), 5. (2013, 2015, 2016).

Mistrzostwa Polski: – singel – złoto (2010, 2011); debel – złoto (z Barbarą Sobaszkiewicz 2011, Anastazją Szoszyną 2020), srebro (z Pauliną Jeż 2010, Martyną Kubką 2021); mikst:]złoto (z Mateuszem Kowalczykiem 2010).

Halowe MP: – singel – srebro (2009, 2011, 2012); debel – złoto (z Magdą Linette 2010), srebro (z Katarzyną Kawą 2012).


Na zdjęciu: Paula Kania-Choduń wycofała się już z życia sportowego, a rakietę bierze do ręki tylko podczas treningów z mężem.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus