Twardy orzech do zgryzienia

W ubiegłym sezonie Kamil Adamek był najlepszym snajperem GKS-u Jastrzębie w I lidze. Mimo to inauguracyjny mecz bieżących rozgrywek, z Puszczą Niepołomice, 30-letni napastnik rozpoczął na ławce rezerwowych. Był z tego powodu bardzo rozczarowany? – Nie ukrywam, że byłem wściekły, bo liczyłem na to, że zagram od pierwszej minuty – potwierdza „Adams”. – Nie mogłem jednak nic z tym zrobić, bo to była decyzja trenera Skrobacza i musiałem ją uszanować. Podobnie chyba czułby każdy inny zawodnik, bo przecież każdy z nas chce grać i to jak najwięcej. Zagrałem tylko 20 minut z Puszczą, ale chyba dałem dobrą zmianę, bo w następnym meczu z GKS-em Tychy trener Jarosław Skrobacz uwzględnił mnie w podstawowej jedenastce.

Bez egoizmu

Mecz z tyszanami ułożył się dla GKS-u Jastrzębie znakomicie, bo już w 7 minucie starszy „Adams” strzelił gola głową. Potem jednak gospodarze oddali inicjatywę rywalom. – To prawda, cofnęliśmy się za głęboko, co nie podobało się naszemu trenerowi – potwierdza Kamil Adamek. – Oddaliśmy Tychom środek pola, rywale nas „rozciągnęli” od jednej flanki do drugiej i strasznie dużo biegaliśmy za piłką. Trener krzyczał na nas zza linii bocznej, bo widział doskonale, że w ten sposób tracimy mnóstwo sił.

Paradoks polega na tym, że już w 14 minucie jastrzębianie mogli prowadzić różnicą dwóch bramek. Nasz bohater z dziecinną łatwością ograł bowiem obrońcę przeciwnika Marcina Kowalczyka i stanął oko w oko z bramkarzem tyszan, Konradem Jałochą. Zamiast zabawić się w egoistę strzelać na bramkę rywali, podał piłkę do… nikogo. – Po pierwsze, nie lubię strzelać na bramkę z takiego kąta, wolę podać piłkę lepiej ustawionemu koledze – wyjaśnia Kamil Adamek. – Sytuacja nie była taka oczywista, bo bramkarz Tychów to wysoki facet, o dużym zasięgu ramion. Po drugie, nie podawałem do nikogo, tylko do Kuby Wróbla, który jednak „zabiegł się” i piłka przeszła za jego plecami. Ja w takich sytuacjach trochę cofam się i czekam na podanie od kolegi. Szkoda, że tej okazji nie zamieniliśmy na bramkę.

Rotacje standardem

W stosunku do meczu z Puszczą Niepołomice w potyczce z GKS-em Tychy sztab szkoleniowy jastrzębian dokonał dwóch zmian w wyjściowej jedenastce. Czy dla zawodników jest to czytelny sygnał, że tak naprawdę żaden piłkarz nie może czuć się pewniakiem? – Trener Skrobacz wybiera podstawowy skład pod konkretnego przeciwnika – twierdzi starszy „Adams”. – Dla niego ważne jest, z kim gramy i jakimi atutami dysponuje rywal. Z Puszczą zagraliśmy tylko jednym napastnikiem i trener postawił na Kubę Wróbla, bo jest wysoki i uznał, że będzie skutecznie walczył z obrońcami Puszczy w pojedynkach główkowych. Z Tychami musieliśmy zagrać bardziej ofensywnie, nie tylko dlatego, że graliśmy u siebie. Wysoki Kuba miał wygrywać pojedynki główkowe, ja natomiast gram bardziej kombinacyjnie. Można powiedzieć, że nasi trenerzy mają teraz kłopoty bogactwa przy wyborze podstawowego składu. Ale to ich ból głowy, nie nasz.

Jarosław Skrobacz: GKS Tychy to jeden z najlepszych zespołów w tej lidze

Zwycięstwo z zawsze groźnym GKS-em Tychy na pewno jest bardzo cenne, lecz czy jego rozmiary do końca satysfakcjonują Kamila Adamka? – Na pewno nie, bo prowadzać dwoma bramkami niepotrzebnie pozwoliliśmy strzelić przeciwnikowi kontaktowego gola – twierdzi napastnik GKS-u Jastrzębie. – Sami zafundowaliśmy sobie nerwówkę, ale grunt, że dowieźliśmy korzystny wynik do końca. Tym niemniej odczuwam pewien niedosyt, bo wynik mógł być dla nas bardziej korzystny, a ja mogłem strzelić jednego gola więcej.

Ciężka przeprawa

Już w środę wieczorem jastrzębianie wyruszają na piątkowy mecz do Olsztyna, gdzie zameldują się w czwartek rano. W poprzednim sezonie GKS męczył się okrutnie z tym przeciwnikiem, wygrywając na własnym boisku nieznacznie (86 minucie Michał Góral nie wykorzystał rzutu karnego dla gości), natomiast na wyjeździe Adam Wolniewicz strzelił wyrównującego gola dopiero w doliczonym czasie gry. W bieżących rozgrywkach Stomil przegrał oba mecze i ma przysłowiowy nóż na gardle. Czy to utrudni drużynie z Jastrzębia zadanie w najbliższym meczu? – Jedziemy oczywiście walczyć o trzy punkty, ale spodziewamy się kłopotów – przyznaje Kamil Adamek. – Stomil Olsztyn to wyjątkowo niewygodny i „nieprzyjemny” przeciwnik. Walczą zażarcie na boisku, grają na pograniczu faulu, nie cofają nogi. Czeka nas naprawdę bardzo ciężka przeprawa.

Kamil Adamek podczas swojej kariery tylko raz zmusił bramkarza Stomilu do wyjmowania piłkę z siatki. Przed ponad trzema laty – dokładnie 26 marca 2016 roku – zmusił do kapitulacji Piotra Skibę, ratując w 77 minucie Wigrom Suwałki jeden punkt (padł remis 2:2, chociaż po 8 minutach spotkania Stomil prowadził 2:0). – Chciałbym bardzo znowu strzelić bramkę, ale najważniejszy będzie korzystny wynik mojego zespołu – zapewnia Kamil Adamek. – W I lidze jest tylko jedna drużyna, której nigdy nie strzeliłem gola. To Miedź Legnica.

 

Na zdjęciu: W meczu z GKS-em Tychy Kamil Adamek (z lewej) strzelił „tylko” jednego gola. „Odkuje” się w Olsztynie?

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ