Twardziele kolejki. „Żołnierze” wykonali zadanie

Do tradycyjnych kontuzji doszedł koronawirus… Warta Poznań ledwo skompletowała wyjściową jedenastkę, a najbardziej odczuła to… Wisła Kraków.


Z różnych powodów tegoroczni beniaminkowie nie są traktowani w ekstraklasie zbyt poważnie, ale Warta robi wszystko, by tę populistyczną łatkę zmienić. Po miernym początku „Duma Wildy” pnie się w tabeli, ma już 13 punktów i w końcu przełamała zmorę meczów „u siebie”, rozgrywanych na zastępczym stadionie w Grodzisku Wielkopolskim. W weekend poznaniacy wygrali tam po raz pierwszy, strzelili pierwsze gole, mimo że warunki nie były łatwe.

Już ponad miesiąc temu można było przeczytać, że z powodu kontuzji i przede wszystkim wirusa w treningach Warty uczestniczy 12 piłkarzy, a w gierkach taktycznych rywali udają trenerzy i… masażyści. Beniaminek jednak nie miał zamiaru narzekać i w tych dodatkowo trudnych okolicznościach – bo przecież oprócz tego „Zieloni” przesadną jakością kadrową na tle reszty stawki nie grzeszą – zakasał rękawy i walczył, wchodząc w najlepszy dotychczasowy okres sezonu. Z szerokością kadry nie było jednak wtedy aż tak źle, jak we wspomnianym starciu z krakowską Wisłą.

Pierwszy skład Warty wyglądał całkiem znośnie, ale trener Piotr Tworek nie miał prawie żadnego pola manewru. Na ławce rezerwowych zasiadło bowiem… pięciu piłkarzy, z czego dwóch bramkarzy – w tym 16-letni Leo Przybylak, dla którego był to debiut w ekstraklasowym protokole meczowym. – Trzeba sobie radzić z tymi problemami. Gdybyśmy narzekali na to co się dzieje wokół, to lepiej byłoby nie podnosić rękawicy – mówił na telewizyjnej antenie szkoleniowiec. – Kontuzje dopadły nas po ostatnim meczu w Mielcu.


Czytaj jeszcze: Blada gwiazda

Warto też pamiętać, że do przerwy prowadzili goście z Krakowa, którzy mimo bardzo sprzyjających okoliczności losu i faktu, że w tym sezonie na wyjeździe jeszcze nie przegrali, ulegli dzielnym poznaniakom. – Moi żołnierze wywiązali się z zadania, mimo że początek był ciężki. Daliśmy z siebie 200 procent i zasłużenie się cieszymy. Piłkarze mogą się czuć dumni z tego, jak podchodzą do swoich obowiązków, i jakimi są mężczyznami – cieszył się Tworek.

Trener Artur Skowronek po drugiej stronie barykady powodów do radości nie miał, tym bardziej że porażką rozwścieczył sporą część kibiców. To chyba też można nazwać pewną zagadką, jakim cudem „Biała gwiazda” nie wykorzystała tak dogodnej szansy na trzy punkty?


Na zdjęciu: Piłkarze Warty ciężko zapracowali na wygraną, a poprowadził ich do niej kapitan Bartosz Kieliba.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus