Twierdza do zdobycia

W historii naszej ekstraklasy pojedynki warszawskiej Legii z Górnikiem Zabrze były nazywane ligowymi klasykami. Przez wiele lat bowiem te dwa zespoły odgrywały wiodące role w rozgrywkach ligowych, a ich bezpośrednie pojedynki wielokrotnie decydowały o rozdziale medali. W niedzielę na Łazienkowskiej Legia może po raz kolejny zagwarantować sobie tytuł mistrza Polski, zespół trenera Marcina Brosza walczy natomiast o miejsce na podium.

Zastępca Włodka

W stolicy rozegrano wiele meczów, które na długo zapadły w pamięci kibiców obu drużyn. Ze względu na poziom zawodów, dramaturgię, czy też z innych powodów. Przypominamy kilka z nich.

W czerwcu 1971 roku Górnik jechał do stolicy, by stawić czoła obrońcy mistrzowskiego tytułu i zarazem liderowi rozgrywek – Legii. Goście byli osłabieni brakiem swojego asa atutowego, Włodzimierza Lubańskiego, którego zmogła kontuzja. Jego miejsce w podstawowej jedenastce zajął Jerzy Wilim i to on był tym zawodnikiem, który ucieszył trybuny stadionu w Warszawie oraz zapewnił zabrzanom fotel lidera, którego nie oddali już do końca zmagań.

Po meczu, zakończonym wygraną Górnika 2:0, zadowoleni byli trenerzy… obu drużyn! – Kiedy na początku II połowy Wilim uzyskał pierwszą bramkę, a piłkarze demonstrowali nadal znakomitą szybkość i kondycję, byłem pewien, że nie możemy przegrać tego meczu – powiedział trener zabrzan, Węgier Ferenc Szusza. – Zespół bardzo konsekwentnie realizował założenia taktyczne, co leży u źródeł naszego sukcesu. Oba zespoły wykazały ogromną ambicję, wielkie serce do walki i nieustępliwość, co mogło zaimponować każdemu obserwatorowi tego pojedynku.

– Mimo porażki jestem zadowolony z postawy drużyny – dodał opiekun legionistów, Edmund Zientara. – Wszyscy dawali z siebie maksimum wysiłku i umiejętności. Niestety, nie powiodło się, chociaż walczyliśmy do ostatniej minuty.

Wdeptani w ziemię

Mecz Górnika z Legią, rozegrany w marcu 1983 roku w stolicy, kibice zabrzan najchętniej wymazaliby z pamięci. To był jednostronny popis gospodarzy (wygrali 6:0) i najwyższa porażka Górnika w historii potyczek z Legią. Dość powiedzieć, że legioniści oddali 29 strzałów na bramkę rywali przy zaledwie siedmiu próbach Górnika, a czarę goryczy przechylił ostatni, samobójczy gol obrońcy Górnika, Adama Ossowskiego.

Najsłabszymi ogniwami Górnika byli dwaj pretendenci do reprezentacji Polski, Tadeusz Dolny i Andrzej Pałasz. Pierwszy z nich miał na sumieniu co najmniej dwa gole, o występie Pałasza w tym spotkaniu lepiej w ogóle nie wspominać. – Zagraliśmy fatalnie, błędy w defensywie były kardynalne – powiedział trener Zdzisław Podedworny. – Absencja Zalastowicza, Leśnika, Dankowskiego czy Koźlika, tylko częściowo tłumaczy przyczyny klęski. Bez zaangażowania, waleczności i przy preferowaniu gry bezkontaktowej trudno cokolwiek zdziałać w jakiejkolwiek potyczce, a cóż dopiero w konfrontacji ze świetnie dysponowanymi legionistami.

Jednym z uczestników tego meczu był Edward Socha. – Jechaliśmy do Warszawy w dobrych nastrojach, byliśmy przekonani, że tego meczu nie przegramy – stwierdził ówczesny napastnik Górnika. – Porażka 0:6 była dla mnie potężnym ciosem. Nie pamiętam już, dlaczego w tym meczu nie bronił Gienek Cebrat, tylko Edward Kula. I mówiąc oględnie, nie pomógł nam, chociaż na pewno nie można zrzucać całej winy na niego. Ja długo nie pograłem, bo złapałem kontuzję mięśnia dwugłowego. Może gdybym grał do końca, przegralibyśmy 4:6, albo nawet 5:6 – zakończył żartobliwie Edward Socha.

„Zaczarowany” gwizdek

W ostatnim meczu sezonu 1993/94, w którym zmierzyły się Legia z Górnikiem, początkowo boiskowe spory miał rozstrzygać Roman Kostrzewski z Bydgoszczy, ale dokonano zmiany arbitra i mecz poprowadził Sławomir Redziński z Zielonej Góry. To on do dzisiaj uznawany jest za negatywnego bohatera tych zawodów, który uniemożliwił zabrzanom zdobycie mistrzowskiego tytułu. W trakcie spotkania usunął z boiska aż trzech zawodników Górnika – Henryka Bałuszyńskiego, Grzegorza Dziuka i Jacka Grembockiego. Ten ostatni na wieść o zmianie sędziego „wykrakał”, że „Redziński nas wykartkuje”. Nawiasem mówiąc Sławomir Redziński po tym spotkaniu zniknął z pola widzenia, nigdy już nie poprowadził żadnego meczu.

– Spodziewałem się, że Legia przygotuje różne numery i będzie mieć po swojej stronie sędziego. Jednak to, co działo się na stadionie przy Łazienkowskiej, to już przesada. Nie może tak być i to w meczu o taką stawkę. Pan Redziński skrzywdził zabrzan i pozbawił Górnika mistrzostwa Polski. Oba zespoły grały twardo, a jednak sędzia patrzył przez palce tylko na grę gospodarzy. Grembocki i Dziuk nie powinni w żadnym razie być wyrzuceni z boiska. Znowu po zakończeniu ligi pozostał niesmak – to opinia jednego z komentatorów.

Inne spojrzenie

A jak wspominają tamto spotkanie po latach jego uczestnicy? – Przed meczem byliśmy pewni siebie, bo wiosną odrobiliśmy straty punktowe do Górnika i wyprzedziliśmy go w tabeli – wspomina strzelec wyrównującego gola dla Legii, Adam Fedoruk. – Graliśmy lepiej od zabrzan i skuteczniej. Przed meczem z Górnikiem dużo rozmawialiśmy i „nakręcaliśmy się”. Wiedzieliśmy, że będzie komplet publiczności na trybunach, więc chcieliśmy im dać tę odrobinę radości. Byliśmy lepszym zespołem pod względem mentalnym, bardziej zmotywowanym i czuliśmy się po prostu silniejsi. Górnik może nie był wystraszony, ale tak zdeterminowany jak my. Wyrównujący gol? Leszek Pisz centrował z rzutu rożnego, Jurek Podbrożny wyszedł najwyżej w górę, lecz nie trafił czysto w piłkę. Zadziałałem instynktownie, dobiegłem do odbitej od ziemi piłki i głową wpakowałem ją do siatki. Wiem, że piłkarze Górnika mieli do sędziego pretensje o żółte i czerwone kartki, ale te faule były. Gdyby mecz tak wyglądał w dzisiejszych czasach, kartek – w obu zespołach – byłoby o wiele więcej.

 

Pamiętne mecze

16 czerwca 1971 roku: Legia – Górnik 0:2 (0:0)

0:1 – Wilim, 52 min, 0:2 – Wilim, 88 min (głową). Sędziował Marian Kustoń (Poznań). Widzów 30.000.

LEGIA: Grotyński – Stachurski, Z. Blaut (49. Niedziółka), Zygmunt, Trzaskowski – Ćmikiewicz, Deyna, B. Blaut – Żmijewski (82. T. Nowak), Pieszko, Gadocha. Trener Edmund ZIENTARA.

GÓRNIK: Gomola – Wraży, Gorgoń, Oslizło, Latocha (30. Szaryński) – Szołtysik, Wilczek, Kwaśny (82. Deja) – Skowronek, Banaś, Wilim. Trener Ferenc SZUSZA.

 

26 marca 1983 roku: Legia – Górnik 6:0 (3:0)

1:0 – Buncol, 8 min (głową), 2:0 – Miłoszewicz, 35 min (karny), 3:0 – Kaczmarek, 42 min, 4:0 – Kaczmarek, 54 min, 5:0 – Turowski, 80 min, 6:0 – Ossowski, 85 min (samobójcza). Sędziował Roman Kostrzewski (Bydgoszcz). Widzów 10.000.

LEGIA: Kazimierski – Bedryj, Karaś (70. Milewski), Załężny, Majewski – Buncol, L. Iwanicki, Kaczmarek, Miłoszewicz – Turowski, K. Adamczyk (79. Kakietek). Trener Jerzy KOPA.

GÓRNIK: Kula – Gunia, Piotrowicz, Dolny, Ossowski – Szwezig, Matysik, Klemenz, Brzeziński – Pałasz, Socha (24. Ratka, 46. Zimkowski). Trener Zdzisław PODEDWORNY.

 

15 czerwca 1994 roku: Legia – Górnik 1:1 (0:1)

0:1 – Szemoński, 41 min, 1:1 – Fedoruk, 70 min (głową). Sędziował Sławomir Redziński (Zielona Góra). Widzów 20.000. Czerwone kartki: Bałuszyński (43), Dziuk (53), Grembocki (78).

LEGIA: Z. Robakiewicz – Zieliński (15. Jóźwiak), Kruszankin, Ratajczyk, Wędzyński, Fedoruk, Michalski, L. Pisz, Jałocha, Podbrożny, Kowalczyk. Trener Paweł JANAS.

GÓRNIK: Bęben – Dziuk, Wałdoch, Hajto, Grembocki – Koseła, Brzęczek, Szemoński (57. M. Staniek), Kubik – Bałuszyński, Mielcarski. Trener Edward LORENS.