Tym razem nie zaciąłem się w windzie

13 czerwca 2018 roku przejdzie do historii rodzimej lekkoatletyki – w środowy wieczór podczas mityngu „Zlata tretra” w Ostrawie Michał Haratyk został pierwszym Polakiem, który na stadionie pchnął kulę powyżej 22 metrów – dokładnie 22,08. W lutym podczas halowego Copernicus Cup w Toruniu Konrad Bukowiecki zaliczył równe 22 metry – ale statystycy rozróżniają rekordy uzyskane pod dachem oraz te na otwartym powietrzu.

Tomasz MUCHA: Rekordzista Polski na stadionie, absolutny rekordzista, pierwszy Polak poza 22 metry – tak się przechodzi do historii. Jest pan z siebie dumny?

Michał HARATYK: – No tak, cieszę się. Bardzo fajny wynik, po prostu rekord – te „absolutne” to jakieś dmuchane. Już w próbnym rzucie w Ostrawie czułem, że jest dobrze – było około 21 i pół metra – potem w drugiej próbie pobiłem rekord mityngu 21,82. Po kolejnej nie wiedziałem, że jest 22, z koła nie było widać. Dopiero Ryan Crouser (Amerykanin, mistrz olimpijski – przyp. red.) szturchnął mnie, że tak. Ale zawsze pozostaje niedosyt, chciałem jeszcze dalej pchnąć. Tak się tym zestresowałem, że dwie następne próby spaliłem. Zabrakło też już chyba gazu.

Czyli rekordowa próba nie była perfekcyjna?

Michał HARATYK: – Ledwo co ją ustałem! Mocno wychyliłem się za próg i nie wiem, jak to zrobiłem, że wróciłem, na szczęście się udało. Inaczej byłoby bardzo ładne spalone pchnięcie. Szkoda mi ostatniego, bo też było w okolicach 22 metrów, ale zahaczyłem piętą. Poza tym po trzech pierwszych próbach zimno dawało już po kościach, nie było się jak dogrzać. Ale i tak dobrze, że nie padał zapowiadany wcześniej deszcz.

A rok temu na „Zlatej tretrze” był upał 35 stopni…

Michał HARATYK: – Doskonale to pamiętam, bo w hotelu zaciąłem się w windzie. Z Jakubem Szyszkowskim zjeżdżaliśmy na obiad i utknęliśmy w niej na 20 minut. Ciasno, duszno, zlane potem dwa grubasy. W tym roku mieszkałem na drugim piętrze, wolałem schodzić po schodach.

Regularnie pcha pan powyżej 21,50, teraz przekroczył magiczną barierę. Na ile pana jeszcze w tym sezonie stać?

Michał HARATYK: – Myślę, że z 22,30. Nie jestem jakiś megasilny, przy innych chłopakach robię niewiele ciężarów. Dlatego to już chyba górna granica mocy, moje pchnięcia są prawie idealne technicznie, ale myślę, że te parę centymetrów mógłbym jeszcze dołożyć.

Na treningach kula też leci tak daleko?

Michał HARATYK: – Nieee. Po pierwszym starcie w sezonie, w Kielcach, totalnie mi nie szło na treningach przez cały miesiąc – musiałem się wręcz zmusić, żeby rzucić 20 metrów. Dopiero teraz, po mityngu Kusocińskiego, zrobiłem dwa treningi, jedną technikę i od razu poszło 21,30.

W planach kolejne zawody, czy przygotowania do zbliżających się mistrzostw Europy?

Michał HARATYK: – Teraz wracam na kilka dni do domu, odpocząć po intensywnym okresie startów, jeżdżenia i treningów na szybko (Haratyk mieszka pod Skoczowem, w wiosce Kiczyce – przyp. red.). A potem wracam na zgrupowanie do Spały. Siedzę tam od 7 maja, mają mnie tam już chyba dość, ale jeszcze z miesiąc posiedzę, ha ha! Pod koniec czerwca chciałbym wystartować gdzieś za granicą, żeby sprawdzić formę przed Diamentową Ligą w Lozannie 5 lipca.

Ma pan już w dorobku srebro mistrzostw Europy sprzed dwóch lat w Amsterdamie, ale teraz urasta do miana głównego faworyta zawodów w Berlinie…

Michał HARATYK:- Staram się nie myśleć o tym, nie chcę wywierać na siebie dużej presji. Spokojnie, Konrad jeszcze rzuci raz, a porządnie…