Tytuł zostanie w rodzinie!

Kibice zacierają ręce z radości, bo pewne jest, że hokejowe złoto i srebro pozostaną w tym sezonie na Śląsku. – Gdyby mi ktoś powiedział przed sezonem, że będziemy w finale, brałbym to w ciemno. Teraz stoimy przed jeszcze większym wyzwaniem, no a mistrzostwo marzy się każdemu z nas – stwierdził obrońca Tauronu GKS Katowice, Jakub Wanacki. – Cieszymy się, że wszystko pozostanie w śląskiej rodzinie, ale nasz cel jest oczywisty – dodał kapitan tyskiego GKS-u, Michał Kotlorz.

Przyspieszone terminy

Pod koniec sezonu zasadniczego zapadły decyzje, że jeżeli rywalizacja półfinałowa zakończy się po pięciu spotkaniach, to finał zostanie przyspieszony. Szkoda tylko, że hokeiści z Katowic, po spotkaniach z Cracovią, mają zaledwie dzień wolnego i niejako z marszu przystąpią do starcia z tyszanami.

– Nie było nam dane cieszyć się z wygranej nad Cracovią, bo już trzeba było myśleć o finale – uśmiecha się dyrektor katowickiego klubu, Roch Bogłowski. – Z oczywistych względów lepiej byłoby zagrać po trzech dniach wolnego, ale… nie mamy co grymasić.

– Nam to nie przeszkadza, bo jesteśmy świetnie przygotowani i o zmęczeniu nie może być mowy. Przez cały sezon trenowaliśmy na dużej intensywności i m.in. dlatego w play offie z Cracovią pokazaliśmy naszą wyższość – podkreśla drugi trener Tauronu, Piotr Sarnik.

Siła rażenia

Tauron od początku stycznia przegrał zaledwie dwa mecze. Z Tychami na zakończenie sezonu zasadniczego 2:4 oraz niedawno w Krakowie 3:4.

– Trochę mnie irytuje, kiedy słyszę, że Cracovia nie jest takim zespołem, jak przed laty – akcentuje Jakub Wanacki. – Mało kto zauważa, że byliśmy do tej batalii świetnie przygotowani. Owszem, początek sezonu w naszym wykonaniu był kiepski, bo zwyczajnie musieliśmy się poznać. Ale teraz jest chemia w zespole. Wiadomo, faworytem finału są tyszanie; wystarczy spojrzeć w tabelę sezonu zasadniczego i zobaczyć, jaka różnica była między nami. Teraz jednak jest nowe rozdanie. Tak przy okazji: nie mam nic przeciwko temu, by sprawa złota rozstrzygnęła się w siedmiu spotkaniach.

Katowiccy trenerzy dokonali roszad w ustawieniu ataków, choć przecież nieźle to funkcjonowało.

– To miał być impuls do jeszcze większego wysiłku – dodaje trener Sarnik. – Uważam, że to przyniosło wymierny efekt. Nasza siła rażenia jest poważna, zarówno w obronie, jak i ataku. A jeżeli mocno postawimy się rywalom, wówczas on zapewne straci trochę pewności siebie. Wkradnie się zdenerwowanie i wówczas łatwiej o błąd. W tyskim zespole jest paru dobrych strzelców, m.in. Pociecha, Cichy, Szczechura, Klimenko, ale… – My również mamy supernapastników, potrafiących zrobić coś z niczego – ciągnie Wanacki, który również z daleka solidnie uderza na bramkę rywala.

Swoją drogą, w katowickiej ekipie nikt nie ukrywa, że awans do finału może być mocną kartą przetargową w rozmowach z głównym sponsorem klubu o nowej umowie. Dotychczasowa obowiązuje do końca kwietnia…

Nadeszła ta chwila

– Mnie cieszą te finałowe śląskie derby, a od razu podkreślę, że zespół z Katowic w pełni zasłużył na ten awans – przekonuje Michał Kotlorz, kapitan tyskiego zespołu. – My sami na tę chwilę czekaliśmy od lata ubiegłego roku i teraz właśnie nadeszła. Złoto zdobywa się przede wszystkim solidną grą defensywną całego zespołu. Nie spodziewajmy się wysokich wyników, bo wszystko pewnie będzie oscylowało wokół jednego, może dwóch goli. Zarówno jedni, jak i drudzy potrafią grać w przewagach i osłabieniach. To mogą być kluczowe momenty tej rywalizacji. Nie zamierzam spekulować, ile będzie potrzeba meczów, by sięgnąć po złoto. Najważniejszy jest ten dzisiejszy, dopiero potem będziemy myśleć o kolejnych.

Wszystkie mecze finałowe będą transmitowane przez TVP Sport.