U nas to chyba każdy może gwizdać, jak mu się podoba
Ostatnia kolejka ekstraklasy w dużej mierze stała pod znakiem kontrowersyjnych decyzji arbitrów, którzy jak Tomasz Musiał w starciu Śląska z Wisłą Płock czy przede wszystkim Łukasz Szczech w rywalizacji Bruk-Bet z Górnikiem, podejmowali decyzje o gwizdaniu, bądź nie, rzutów karnych za zagranie ręką.
Nie można się nie oprzeć wrażeniu, że patrząc jak do wszystkiego podchodzą nasi sędziowie, to trudno się dziwić, że potem naszych arbitrów brakuje na dużych międzynarodowych imprezach.
Po przegranym 1:3 meczu w Niecieczy, gdzie tak po prawdzie prowadzący na początku II połowy Górnik nie miał prawa przegrać spotkania z beniaminkiem, goście mieli ogromne pretensje do sędziego Szczecha. Na początek zagwizdał karnego po rzekomej ręce Alasana Manneha w swoim polu karnym. Piotr Wlazło tę jedenastkę bił zresztą dwa razy. – Takich rzutów karnych nie powinno się gwizdać nikomu – nie ma wątpliwości Jan Urban, szkoleniowiec Górnika.
Stracona bramka napędziła gospodarzy, którzy w chwilę później zdobyli kolejnego gola. Wszystko domknęła kolejna jedenastka podyktowana przez Szczecha. – W ogóle nie wiem co się stało. Tam była normalna piłkarska walka o pozycję. Lukas to kawał chłopa, jest silny i ją wygrał. I mamy rzut karny. Na pewno nie o to chodzi w tym wszystkim – to jeszcze raz trener zabrzan.
Do drugiego karnego odniósł się też Łukasz Rogowski, sędziowski ekspert Interia.pl pisząc w swoim komentarzu po spotkaniu: „Patrząc na tę sytuację nie wydaje mi się, że uderzenie to było na tyle mocne, aby ocenić je na napomnienie i rzut karny. Jestem nieco zdziwiony, że arbitrzy VAR w tej sytuacji postanowili zainterweniować. Nie wiem, czy jest to oczywisty błąd arbitra, gdyż było to naprawdę minimalne i przypadkowe uderzenie”. Nic dodać, nic ująć.
Jeszcze tylko zaznaczmy, że za monitorem i za VAR odpowiadał Paweł Raczkowski. To arbiter, który akurat Górnikowi nie kojarzy się najlepiej, szczególnie jeżeli chodzi o dyktowane przeciwko nim jedenastki…
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus
