Ucieczka przed przeciętnością ekstraklasy

Polska liga od lat jest oknem wystawowym dla większych klubów. Młodzi zawodnicy chcą gra jak najwięcej i jak najlepiej tylko po to, by jak najszybciej wyjechać i powalczyć o swoje poza granicami polskiej ligi. Mają świadomość, że zostając na dłużej w ekstraklasie, zamykają sobie drzwi do wielkiej kariery. Coraz młodsi odchodzą w każdym tylko możliwym kierunku. W przeszłości był moda na Niemcy, następnie Włochy. Teraz coraz mocniej widać kierunki zaskakujące – Rosja czy Stany Zjednoczone.

Młodzież daje zarobić

Trend jest z jednej strony niepokojący dla kibiców, którzy zamiast młodego polskiego napastnika w ataku będą oglądać albo graczy z zagranicy, albo Pawła Brożka, który w tym roku kończy 37 lat. Z drugiej szybkie wyjazdy młodych snajperów są korzystne finansowo. Na nich, ale także na zawodnika z innych pozycji mających w paszporcie rocznik 1996-2000 można zarobić bardzo dużo. Tym bardziej, gdy zgłaszają się po takiego piłkarza kluby ze Stanów Zjednoczonych, dla których polski rynek jest bardzo dobry – nie dość, że sprowadzą zawodnika, w praktyce za bezcen to jeszcze będzie dobrze prezentował się na murawie i da jakość klubowi. Zresztą, dla ekip z europejskiego Top 5 zakupy w Polsce są jak wyprzedaż w salonie samochodowym. Kto nie skorzystałby z takiej okazji, znając umiejętności polskich napastników.

Zysk tylko finansowy

Nastoletni zawodnicy również na tym korzystają. Wyjazd do Włoch czy Stanów gwarantuje im wysoką pensję. Czasami miesięczna pensja takiego zawodnika jest kilkukrotnie większa niż w ekstraklasie.

-Za czasów mojej gry w Stanach był tzw. limit płacowy, natomiast teraz praktycznie go nie ma. Dlatego nie dziwię się, że piłkarze chcą kontynuować karierę tam, gdzie można się rozwinąć, a przy okazji zarobić kilka razy więcej – mówi Tomasz Frankowski w rozmowie dla gol24.pl
Nie zawsze finanse idą w parze z ilością minut na boisku czy zdobyczą bramkową. Wielokrotnie w historii były przypadki, gdy obiecujący młody piłkarz, w Polsce traktowany jako przyszły lider i gwiazda reprezentacji za granicą nie potrafił się odnaleźć, jak choćby Dominik Furman. A takich przypadków można mnożyć. Oczywiście są też zupełnie inne przykłady jak Krzysztof Piątek, który po wyjeździe do Włoch z miejsca stał się gwiazdą ligi, zdobywał bramkę za bramką, czym zapracował na transfer do Mediolanu. Inni czekali dość długo na swoją szansę jak Arkadiusz Milik, który dopiero na wypożyczeniu w Ajaxie Amsterdam ponownie odkrył w sobie dar do zdobywania goli czy Jakub Świerczok. On z kolei jest przykładem na to, że kiedy wyjedzie się w zbyt młodym wieku zagranicę, to można bardzo łatwo przepaść.

Odbicie od ściany

Jego historia z Kaiserslautern powinna być dla nastoletnich adeptów przestrogą, aby zbyt szybko nie ruszyć na podbój Europy. Przychodził tam jako 19-latek z pierwszej ligi. Zadebiutował od razu z Werderem Brema, jednak ligi niemieckiej nie zawojował:

-Sądzę, że w Kaiserslautern mi nie zaufano. W przeszłości, gdy trenerzy na mnie stawiali, to odpłacałem im się bardzo dobrą grą – mówił w jednym z wywiadów Świerczok. Po nieudanej przygodzie w Niemczech wrócił do ekstraklasy. Tam odbudował swoją dyspozycję i wyjechał do Bułgarii, zrobił to w wieku 26 lat już jako doświadczony piłkarz po przejściach.

Poczekać i odejść

Na swoich zagranicznych transferach najlepiej wyszli zawodnicy tacy jak Piątek czy Lewandowski. Oni nie odchodzili od razu po dobrym sezonie i pierwszym zainteresowaniu ze strony zagranicznych klubów. Napastnik Bayernu, zanim przeniósł się z Polski do Niemiec, przez cztery lata był zawodnikiem Lecha Poznań. Tam rozwijał się i przygotowywał się do zagranicznego epizodu swojej kariery pod okiem Andrzeja Juskowiaka. Podobnie Piątek, którego przed opuszczeniem ekstraklasy powstrzymał Michał Probierz. Cracovia dzięki temu zarobiła na napastniku, podobnie jak Genoa, z której trafił do AC Milanu. Nie wszyscy jednak chcieli czekać i teraz, jak Bartosz Kapustka, Jarosław Jach czy wspomniany wcześniej Świerczok, albo są na wypożyczeniach w ligach dalekich od swoich preferencji, albo grają w rezerwach, ciągle czekając na swoją szansę.

Pół roku wystarczy?

Klimala jest wśród tej trójki najciekawszym przykładem. W ekstraklasie debiutował w wieku 17 lat, w poprzednim sezonie dostawał coraz więcej okazji od Ireneusza Mamrota, jednak nie potrafił jej wykorzystać. Dopiero w tym sezonie zaczął regularnie strzelać, choć siedem goli w 17 meczach nie robi zbyt wielkiego wrażenia. Szkotom to jednak wystarczyło. Celtic wiele ryzykuje, ściągając do siebie zawodnika, który ma za sobą tylko jedną dobrą rundę:

To trudny kierunek dla napastnika. Nie jest powiedziane, że Klimali się uda, choć bardzo życzę mu, żeby poradził sobie tam lepiej od Maćka Żurawskiego […] Mówimy jednak o trochę innej rozpiętości i perspektywie. Klimala jedzie do Szkocji, żeby się uczyć – mówił Frankowski na łamach weszlo.com.

Młodzieży u nas dostatek

Klimala, Niezgoda i Buksa to dopiero początek. W Polsce ich następców jest jeszcze kilku. W Zagłębiu Lubin jest dwóch – Patryk Szysz i Bartosz Białek, w Legii Maciej Rosołek, o Poznaniu nawet nie wspominając. Praktycznie co rok pojawiają się kolejni adepci szkółek piłkarskich, którzy debiutują w najwyższej lidze i praktycznie natychmiast za duże miliony z niej odchodzą. Polska liga stała się ich producentem. Poza zyskiem finansowym kluby PKO Ekstraklasy ich sprzedające tracą tylko na jakości kupując z zagranicy zawodników często o niskiej jakości, na czym cierpi cała liga.